29 wrzesień 2016 r.
- Inga, powinnaś zostać z Adasiem jeszcze u nas. Dopiero tydzień po porodzie jesteś.
- Mamo… - jęknęła zrezygnowana.
- Co mamo? Kto ci przy nim pomoże?
- Andrzej. Mam Andrzeja.
- Jego więcej nie ma jak jest. Wiecznie tylko treningi i mecze. Już widzę jak ci pomaga.
- Mamo, obiecał się angażować. Zresztą wiele kobiet musi dawać sobie radę same po porodzie.
- Ale ty nie jesteś jedną z wielu! Jesteś moją córką i chce ci pomóc. – Chodziło jej jednak zupełnie o coś innego. Chciała rozdzielić definitywnie Ingę i Andrzeja. Zamierzała osiągnąć to poprzez pokazanie jak bardzo fatalnym ojcem jest siatkarz.
- Podjęłam decyzję.
- Czy ty nie widzisz, że on jest fatalnym…
- Fatalnym kim? – spytał Andrzej wchodząc do kuchni.
- Mężem i ojcem.
- Mamo – szepnęła przerażona Inga.
- Ciekawe spostrzeżenia.
- Moja córka powinna być z kimś kto będzie przy niej cały czas a nie wiecznie na wyjazdach. Zostawiasz wszystko na jej głowie.
- To moja praca. Zarabiam na nas.
- Graniem? – prychnęła ironicznie.
- Tak, graniem. Inga to akceptuje.
- Czeka na ciebie i robi wszystko co chcesz. Nie chciałeś żeby pracowała to wymusiłeś na niej ciążę!
- Nie prawda… - Inga nie mogła się przebić przez awanturujących.
- To była nasza decyzja! Nigdy jej do niczego nie zmuszałem!
- Jak chcesz zmienić klub to pozwala ci na to i wspiera cię. A jak miała szansę na pracę w Stanach to powiedziałeś, że ją zostawisz!
- Co?! Inga nic takiego nie było – spojrzał rozczarowany na żonę. – Owszem wściekałem się, bo powiedziałaś zbyt późno! Nigdy bym cie nie zostawił.
- Nic takiego…
- Chciałaś jechać? Mogłaś.
- Andrzej… - co chwila ktoś jej przerywał.
- Widzisz jak on cię traktuje? Jak swoją własność. Tylko on się liczy.
- Przestańcie, proszę – powiedziała ze łzami w oczach. W domu oprócz nich i Adasia nie było nikogo więcej.
- Chce mnie pani oddzielić od dziecka! Doprowadzić do naszego rozwodu! – Po tym co usłyszał nie mógł mówić do tej kobiety „mamo”.
- Mam powody! Nie jesteś dobry dla mojej córki!
- Nikt nie byłby wystarczająco dobry, co? – rzucił z ironią. – Jesteśmy rodziną…
- Tylko na papierze. Nic nie wiesz o budowaniu rodziny.
- A pani wie? Od kiedy jesteśmy razem pani nas próbuje poróżnić.
- Andrzej! – krzyknęła Inga.
- Nie widzisz tego?! Przy każdej okazji wypomina mi, że jestem tylko siatkarzem. A ty nigdy nie stajesz w mojej obronie!
- Staje…
- Nie kłam. Dziś widziałem. Wychodzę. Zastanów się czy chcesz aby twoja mama rozpieprzyła naszą rodzinę! – wyszedł a Inga podążała za nim przez korytarz.
- Andrzej! Andrzej, wracaj! – krzyczała za nim. Nie zawrócił tylko opuścił posesję w nerwach. Brunetka wróciła do kuchni. – Jutro wracamy do Bełchatowa.
- Inga sądziłam, że…
- Źle sądziłaś. To jest mój mąż i ojciec mojego dziecka. Kocha nas i nigdy by nas nie skrzywdził. Przez tyle lat związku nigdy niczego mi nie odmówił. Zawsze mogę na niego liczyć
Wróciła do swojego pokoju ze łzami w oczach. Dopiero gdy zamknęła drzwi rozpłakała się. Podeszła do łóżeczka, które jej rodzice kupili dla Adasia by miał, gdzie spać gdy odwiedzi dziadków. Synek smacznie spał. Pogłaskała go po główce i poprawiła kołderkę. Podeszła do walizki pod oknem i otworzyła ją. Następnie z szafki zaczęła wyciągać swoje ubrania i pakować je. Po policzkach spływały słone łzy. Nie mogła uwierzyć, że w tak szczęśliwym okresie jej mama ma czelność otwarcie nakłaniać ją do rozwodu. Do rozbicia jej dziecku rodziny. Usiadła na podłodze i objęła kolana nogami. Nie miała siły na nic. Nie mogła znieść jak najważniejsze osoby w jej życiu drą ze sobą koty. Usłyszała jak Adaś zaczyna płakać.
- Spokojnie skarbeczku. Mama jest obok – powiedziała i wzięła chłopczyka na ręce.
Ucałowała jego główkę i zaczęła nucić kołysankę. Zapach skóry jej dziecka uspokajał ją. Namiastka Andrzeja, jej ukochanego męża była w nim. Wierzyła, że wróci. Przecież mają wspaniałego syna, który zasługuje na wychowywanie się w pełnej rodzinie. Adam jednak był niespokojny. Cały czas płakał i nie mogła go uśpić. Sprawdziła pieluchę oraz próbowała go nakarmić, ale żadna z tych rzeczy nie była konieczna. Nosiła go na rękach, mówiła spokojnym głosem i śpiewała piosenki, ale nic nie pomagało.
- Skarbie, co się dzieje? – spytała i usłyszała jak drzwi od jej pokoju się otwierają. Odwróciła się i zobaczyła Andrzeja. Nagle poczuła złość, że wraca tak po prostu, kiedy ona go potrzebuje. Wróciła do prób uspokojenia dziecka.
- Daj, ja spróbuję – znalazł się tuż za jej plecami.
- Proszę – podała mu delikatnie synka i wróciła do pakowania walizek.
Nie skomentował jej działań. Po prostu nucił jakąś kołysanką, a Adaś powoli zasypiał. W końcu ułożył dziecko w łóżeczku i stanął za Ingą.
- Kochanie…
- Nigdy nie pozwoliłam mamie cię obrazić. Nigdy też nie zgodziłabym się tu zostać bez ciebie. A to co powiedziałeś w kuchni było paskudne – powiedziała stanowczo i wzięła rzeczy potrzebne do łazienki.
Nie odezwał się, a ona poszła wziąć prysznic. Wróciła dopiero po godzinie. Andrzej stał pochylony nad łóżeczkiem i gładził policzki syna. Uśmiechnęła się do siebie. Najpiękniejszy widok jaki mogła dostać od losu. Jej Andrzej z czułością opiekujący się ich dzieckiem. Miłość w jego gestach rozczulała ją. Jednocześnie była na niego wściekła. Pozwolił się sprowokować jej mamie, a przecież po prawie dwunastu latach związku powinien wiedzieć do czego zdolna jest jej rodzicielka. Schowała rzeczy do walizki i wyjęła tylko ubrania na następny dzień oraz zostawiła na wierzchu kosmetyczkę. Położyła się do łóżka i próbowała zasnąć. Wiedziała, że czeka ją kilkakrotne wstawanie do małego w nocy, więc chciała wykorzystać moment na sen. Usłyszała jak łóżko po stronie środkowego delikatnie skrzypnęło, a po chwili poczuła jak opiera brodę o jej ramię.
- Inga…
- Dobranoc – ucięła krótko i zgasiła lampkę.
30 wrzesień 2016 r.
Pożegnanie z jej rodzicami było dość chłodne, a już zwłaszcza z mamą. Dziewczyna nie chciała nawet do niej podejść. Zrobiła to tylko ze względu na ojca, który spojrzał na nią swoim dobrotliwym wzorkiem. Z kolei atmosfera u rodziny Andrzeja była zdecydowanie lepsza i Inga cały czas musiała udawać, że między nią a środkowym wszystko jest w porządku. Odetchnęła dopiero gdy opuszczali granice Warszawy. Przez całą drogę do Bełchatowa nawet słowem nie odezwała się do męża. Całą swoją uwagę skupiała na synu. Siedziała z tyłu i zabawiała, go w momentach gdy nie spał. Po trzech godzinach drogi w końcu wysiadła z samochodu. Wzięła nosidełko z dzieckiem, a Andrzej miał zająć się pozostałymi bagażami. W mieszkaniu ustawiła nosidełko na stole w kuchni i wzięła na ręce Adama. Uśmiechnęła się do niego, bo chłopiec uważnie przyglądał się nowemu pomieszczeniu.
- Witaj w domu, kochanie – powiedziała do niego. – Chodź zobaczysz swój pokoik. Mama bardzo starała się by był najpiękniejszy na świecie. – Zaniosła go do pomieszczenia. – Na razie będziesz spał w sypialni z rodzicami, ale za kilka miesięcy staniesz się prawdziwym księciem – mówiła do niego z uśmiechem.
- Inga, muszę iść do sklepu. Co mam kupić? – W progu pojawił się Andrzej.
- W mojej torebce jest lista zakupów – rzuciła chłodno i nawet się na niego nie spojrzała.
Pokręcił tylko głową i wyszedł z mieszkania. Nie mógł jej nawet przeprosić, bo nie chciała z nim rozmawiać. Wczoraj poniosły go nerwy i powiedział jej kilka słów za dużo. Nie zamierzał jej skrzywdzić. Postanowił dać jej czas i odczekać, aż uspokoją się w niej hormony. Do wieczora Inga powoli przywróciła do porządku ich mieszkanie. Gdy Andrzej wszedł do sypialni po kąpieli Inga układała właśnie Adama w łóżeczku. Spojrzała na męża. Wzięła głęboki wdech.
- Możesz spać dziś w salonie? – spytała, a on miał wrażenie, że dostał obuchem w głowę.
- Inga, nie przesadzasz?
- Proszę – powiedziała z naciskiem i spojrzała mu w oczy.
Westchnął zrezygnowany. Nie chciał jej do niczego zmuszać. Zgarnął potrzebne rzeczy i wyszedł z sypialni. Kobieta odetchnęła z ulgą. Nie chciała go na razie widzieć. Potrzebowała się uspokoić, a do tej pory emocje w niej szalały. Zostawiła jednak otwarte drzwi. Noc należała do w miarę przespanych. Adam nie budził się za często. Zaledwie dwa razy musiała do niego wstać, żeby go nakarmić. Jednak około drugiej w nocy obudził się z płaczem. Nie wiedziała o co chodzi. Sprawdziła czy wszystko w porządku, a potem próbowała uspokoić poprzez śpiewanie kołysanek i noszenie na rękach, ale syn w dalszym ciągu płakał. Andrzej słyszał jak Inga stara się sprawić by mały zasnął ponownie. Nie chciał się wtrącać, ale po kilkunastu minutach pojawił się w sypialni. Stała przy oknie i kołysała delikatnie Adama, a on cały czas płakał. Nie widział w jej postawie irytacji czy zniecierpliwienia, a jedynie troskę o to czy wszystko jest w porządku. Podszedł do niej i położył ręce na ramionach.
- Połóż się. Ja spróbuję – powiedział spokojnie do niej.
- Nie wiem co się dzieje. Sprawdziłam i ani nie ma mokrej pieluchy ani nie jest głodny.
- Daj – wziął od niej synka. – A ty do łóżka – wskazał ruchem głowy. Po kilku chwilach Adaś zaczął się uspokajać. Jego oczka robiły się coraz mniejsze.
- Chciałeś po prostu do taty – uśmiechnęła się i pocałowała chłopczyka w główkę, a Andrzej skorzystał z okazji i musnął wargami jej włosy.
- Połóż się – powtórzył i obserwował jak żona wsuwa się pod szarą kołdrę.
Słyszała jak Andrzej nuci kołysankę. Zamknęła powieki. Poczuła, że jest zmęczona. Nim zasnęła poczuła jak wargi środkowego muskają jej policzek, a on sam gasi lampkę. Złapała go za dłoń.
- Chodź tu do mnie – wymamrotała i odczekała, aż środkowy zajął miejsce obok niej, a następnie odwróciła się do niego i przytuliła z całych sił. – Nawet mi przez głowę nie przeszło żeby zostać z Adasiem w Warszawie bez ciebie.
- Wiem. Udowodniłaś to pakując od razu walizki. Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że jeśli faktycznie byś wierzyła matce, to przecież byś z nią została - gładził ją po plecach.
- Nie odpowiadam za zachowanie mojej mamy. Mnie też boli, że nie akceptuje ciebie.
- Wiem, że nie jestem typową głową rodziny, ale wiedzieliśmy, jak będzie wyglądać nasze życie, kiedy się pobieraliśmy. Robię wszystko co w mojej mocy, żeby spędzać z wami jak najwięcej czasu.
- Andrzej, ja wiedziałam z kim się związałam. Zostałam twoją żoną z pełną świadomością tego jak nasze życie będzie wyglądać.
- Przepraszam za moją pierwszą reakcję. Po prostu... nie spodziewałem się, że na takim etapie naszego związku będę musiał jeszcze komukolwiek coś udowadniać i tłumaczyć się z mojego zawodu.
- Mnie nie musisz.
- Dobra, nie myślmy już o tym. Czas na sen, skoro nasz mały książę postanowił dać nam chwilę wytchnienia.
- Dobranoc - musnęła wargami jego ramię i zamknęła oczy.
Po kilku minutach przebywała już w krainie Morfeusza. Kiedy zasypiał, czuł, że wielki kamień spada mu z serca. Naprawdę ciążyła mu okropna atmosfera między nimi. Zwłaszcza, że najbardziej winna wszystkiemu była jej matka, a nie oni. Sen pomógł im obojgu się odprężyć i odpocząć po stresujących dniach. Nad ranem, kiedy siatkarz się przebudził, ciągle obejmował ukochaną, z tym że leżała do niego plecami. Uśmiechnął się i przytulił głowę do jej ramienia. Naprawdę, w najczarniejszych wizjach widział już papiery rozwodowe. Jednak myśląc racjonalnie, był pewien ich małżeństwa, ich rodziny i że nikt ich nie rozdzieli. Usłyszał kwilenie synka, więc ostrożnie wstał z łóżka i podszedł do łóżeczka chłopca. Brunet wziął dziecko na ręce i wrócił z nim do Ingi. Ułożył Adama pomiędzy nimi. Inga przetarła zaspane oczy. Powoli, bo po porodzie dalej odczuwała lekki ból, przewróciła się na plecy. Zerknęła w bok i zobaczyła, że Andrzej stroi dziwne miny. Po chwili zorientowała się, że ktoś między nimi jest.
- Dzień dobry - powiedziała z uśmiechem i z czułością spojrzała na synka.
- A ja to już pies? - Wrona wykrzywił usta w podkowę.
- Zazdrosny o własnego syna? - spytała z lekkim śmiechem i przewróciła się na bok i podparła głowę ręką.
- Przyznaj, że to jedyny mężczyzna, który mógłby mnie strącić z piedestału w twoim sercu.
- Przyznaję - powiedziała z uśmiechem i nachyliła się ostrożnie. Musnęła wargami policzek siatkarza. - Dzień dobry kochanie.
- Dzień dobry. Życzysz sobie śniadanie? Bo Adaś to pewnie i tak zaraz się upomni o swoje.
- Zaraz mama zaradzi z tym śniadaniem - pogładziła główkę chłopczyka.
- Więc ja mogę zrobić coś dla ciebie, hmm?
- Możesz - powiedziała z uśmiechem.
Kiedy zadowolony z siebie wkroczył do sypialni z suto zastawioną tacą, zastał żonę przy karmieniu ich pociechy. Przyglądał się chwile zauroczony po raz kolejny tym widokiem. Inga taka piękna i spokojna, z czułością wpatrująca się w ich syna. Ile razy w ciągu ostatniego tygodnia patrzył jak to robi tyle razy był zachwycony tym co widział. Była to czynność piękna i cudowna. Dla niego nie było nic piękniejszego niż wpatrywanie się w dwie najważniejsze osoby na świecie.
- Ale to cię nie boli, co?
- Nie. Mały głodomór - powiedziała z uśmiechem. Odczuwała lekki dyskomfort, ale nie był to zbyt wielki problem. W klinice nim wyszła została odpowiednio przeszkolona przez pielęgniarki jak unikać bólu przy karmieniu dziecka.
- Musi dużo jeść, żeby urósł taki duży jak tata.
- I ani was będzie ubierać ani karmić.
- Daj spokój. Będziesz miała więcej do kochania - ułożył się z powrotem na łóżku.
- Śniadanie w łóżku? A pan tata nie ma dziś treningu? - zerknęła na niego.
- Mam jeszcze chwilę czasu. Może przysługują mi jakieś tacierzyńskie spóźnienia, jak myślisz?
- Jak dla mnie mógłbyś zostać nawet cały dzień w domu.
- Wiem - pocałował ją szybko. - Ale chyba Miguela nie da się nabrać na dziecko.
- Jakoś przeżyjemy te kilka godzin bez taty - westchnęła.
- Dacie radę. Pewnie i tak będą mnie wypytywali o dziecko, o Karol dzwoni - zerknął na telefon.
- Odbierz. Kochanek wystarczająco się stęsknił przez ten tydzień - zaśmiała się pod nosem.
- Inga, nigdy ci to nie zbrzydnie, co? - pstryknął ją w nos.
- Słucham cię Kłosie?
- Endriu, odstaw dzieciaka, rób mu zdjęcie i zbieraj dupę na trening. Koniec wolnego.
- Tak, Karol. Wszystko w porządku. Miło, że pytasz od samego rana - zaśmiał się Wrona.
- Och daj spokój, nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co zmajstrowałeś - szatyna trzymał się dobry nastrój. - Mogę wpaść po treningu, mogę? Proszę!
- Najpierw niech się upewni czy jest zdrowy. Nie kicha, nie prycha, nie kaszle - powiedziała Inga słysząc głos Karola.
- Małżonka kazała ci się najpierw przebadać, więc wpadnij za dwa tygodnie jak będziesz miał wyniki - zaśmiał się Andrzej.
- Jesteście okropni! Jak możecie bronić dzieciakowi wizyty najwspanialszego wujka, jakiego mógł sobie wymarzyć? - oburzył się.
- Nie denerwuj się, bo od Olki będziesz musiał podkład pożyczać żeby zmarszczki zakryć.
- To ty będziesz przychodził niewyspany, tatusiu - odciął się. - Tak na serio to jestem zdrowy, dobrze się czuję i mogę sobie nawet kupić maseczkę w aptece, jeśli to uspokoi Ingę.
- I mi dziecko wystraszysz. Sam fakt, że będzie oglądało takiego potwora jak ty będzie dla niego szokiem.
- Inga! Myślałem, że się kumplujemy!
- Sorry, z kochankiem mojego męża się nie kumpluje - powiedziała ze śmiechem.
- Litości! Mam lepszy tyłek od niego i nie zamierzam się spedalać.
- No z tym czy lepszy to bym się zastanowiła - powiedziała powątpiewająco Inga.
- Ha! Dobra Karol za półtorej godziny zgodnie z ustaleniami trenera będę na treningu. Pasuje?
- Tak i postaraj się nie spłodzić w tym czasie kolejnej Wrony, Paaa! - rzucił środkowy i się rozłączył
- Wy serio nie umiecie bez siebie żyć. Widzisz skarbie tatą czasami trzeba się podzielić z wujkiem Karolem - powiedziała do synka i ułożyła go wygodnie, by małemu się odbiło.
- Daj spokój kochanie, nie mąć mu w głowie. Wujek Karol to przyjaciel taty, synku. Będzie czasem nas odwiedzał, ale nie słuchaj go zbytnio.
- Tak. Zdecydowanie go nie słuchaj. Podasz mi szklankę z sokiem? - spytała Andrzeja.
- Jasne. Zabrać małego?
- Skończyliśmy jeść, więc możesz iść do taty, a mama coś zje - uśmiechnęła się.
- Chodź do mnie, mój mały mężczyzno. Nie mam takich fajnych piersi, jak mama, ale chyba nie jestem taki zły, co? - Kiedy Andrzej zbliżył się do chłopca, ten beknął mu prosto w twarz. - Dzięki synu, wiedziałem, że się zgadzasz.
- No cóż chociaż potrzeby macie te same: tylko spanie i jedzenie - zaśmiała się Inga, gdy podała Adam mężowi i zaczęła powoli jeść śniadanie.
- A teraz twoja mama się wymądrza, słyszałeś? Nie martw się, tylko tak mówi, nigdzie nie znajdzie dwóch takich przystojniaków jak my - kołysał ostrożnie dziecko na rękach.
- Nie zamierzam szukać. Andrzej, jesteś dobrym tatą - pogładziła go po policzku. Słowa mamy siedziały jej mimo wszystko w głowie.
- Wiem, że mówisz, to co myślisz. Wierzę ci - przytulił twarz do jej dłoni. - Z czasem będę coraz lepszy, nie martw się.
- Moja mama nie ma racji co do ciebie. Wczoraj mogłeś się nawet nie zainteresować co się dzieje po tym jak wyprosiłam cię z sypialni, a jednak przyszedłeś i pomogłeś.
- Dobra, było mi przykro, że mnie wykurzyłaś, ale nie obraziłem się śmiertelnie na ciebie i Adasia. Jakbym mógł tak pogrywać? Jakim człowiekiem bym wtedy był?
- Wiesz, że nie mogę zerwać kontaktów z mamą i tatą? Musisz wiedzieć, że moja mama zagrała w ciemno. Nigdy jej nie powiedziałam, że zagroziłeś mi rozstaniem jeśli wyjechałabym do Stanów. Ani nigdy z moich ust nie padło stwierdzenie, że zmusiłeś mnie do ciąży.
- Ciężko mi było uwierzyć w te okropności - westchnął. - Powinienem ją przeprosić?
- Nie uważam, że musisz. Jednak jeśli będziesz chciał to możesz - powiedziała z uśmiechem. - Lubię patrzeć jak zajmujesz sie Adamem.
- A ja uwielbiam to robić. Serio, jeden jego uśmiech i zapominam, że jestem zmęczony, zły albo smutny.
- Jesteśmy rodziną i nic tego nie zmieni. Zawsze nią będziemy. - Przysunęła się do niego i przytuliła policzek do jego ramienia.
- Możemy się tylko powiększyć - zaśmiał się cicho.
- O tym pomyślimy za kilka lat. I już śpi. Masz talent do jego usypiania.
- Ach ten ojcowski instynkt - przeczesał zamaszyście włosy dłonią.
- Chcę ci powiedzieć, że za chwilę dostaniesz od Miguela dodatkowe ćwiczenia za spóźnienie - zerknęła na zegar.
- Co? - odparł zaskoczony. - Jeny, zero wyrozumiałości dla pracującego ojca - jęknął i oddał chłopca ukochanej, cmokając go wcześniej w czoło. - Tatuś musi jechać na trening, ale wróci do ciebie szybciutko. Pokaże twoje zdjęcia twoim przygłupim wujkom i będą tobą oczarowani.
- A mnie to już się całus nie należy? – spojrzała na niego rozbawiona.
- Oczywiście, ale nie wiem, czy tak mogę przy dziecku - zaśmiał się, po czym wpił się namiętnie w jej usta.
Poczuła się kochana. Nie wiedziała jak mogłaby zostać w Warszawie i stracić takie poranki jak ten. Andrzej zasługiwał na to by uczestniczyć w życiu dziecka. Wierzyła, że dadzą sobie radę, że wspólnie wychowają ich dziecko na dobrego człowieka. Spojrzała w oczy męża i czuła jak patrzy na nią z miłością, jak kocha każdy najmniejszy kawałek jej ciała.
- Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie bardziej - mrugnął do niej i zniknął na korytarzu, ciesząc się, że torbę miał już przygotowaną.
- I co kochany? Zostaliśmy sami - wstała i ułożyła chłopczyka w łóżeczku. - Śpij, a mama doprowadzi się do porządku - powiedziała z uśmiechem i usłyszała jak trzaskają drzwi wyjściowe ich mieszkania.
Wzięła bardzo szybki prysznic i zajęła się najpierw przebraniem śpiącego Adama oraz zmianą pieluchy. Wszystko wykonywała z największa starannością i czułością. Czasami nachodziły ją obawy, że zrobi mu krzywdę. Przecież był taki malutki i delikatny. Jednak odkryła w sobie nowe pokłady czułości, których wcześniej nie znała.
Środkowy szybkim krokiem zmierzał do szatni. Czasu na przebranie zostało mu niewiele, bo zjawił się w hali na styk. Kiedy nacisnął klamkę i otworzył drzwi, pomyślał, że pomylił pomieszczenia. W twarz uderzył go tuzin niebieskich balonów. Po chwili spośród nich wyłoniła się głowa Karola i nagle wszystko wróciło do normy.
- Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, tatusiu - zawył szatyn, a potem Wrona zauważył resztę chłopaków zgromadzonych za balonami, w głębi pomieszczenia.
- Endriu ma syna, cholera, Endriu ma syna - zaintonował Winiarski, co reszta ochoczo podchwyciła.
Potem wręczyli koledze pęk balonów, a on z niedowierzaniem patrzył na górę prezentów, którą ułożyli na środku szatni. Zastanawiał się skąd wzięli klubowe śpioszki, ale strasznie go wzruszyło to wdzianko. Potem dostał maskotkę pszczoły, grzechotkę pszczółkę, małe czarne buciki, żółty kocyk, koszulkę z napisem: kibicuję tacie oraz butelkę wódki.
- To tak w ramach sugestii, że musisz nas kiedyś zaprosić, żeby to opić - wtrącił Mariusz.
- Właśnie, a jak ma na imię mała Wrona? - spytał w końcu Srećko.
- Adam - odparł z uśmiechem brunet.
- Adam, wyrucham i spadam - Kłos prawie płakał ze śmiechu, za co dostał piorunujące spojrzenie od przyjaciela. - Nie ma lekko Andrzejku, musisz chłopaka wcześnie wyedukować, wiesz, gumki te sprawy, bo same brzuchate panny będą dzwonić do drzwi.
- Czy jest na hali lekarz? Psychiatra? - zawołał drugi środkowy.
- Kłosa to już nie opłaca się leczyć - stwierdził Winiarski. - I weź nie zostawiaj go na tak długo samego, bo robi się strasznie nadpobudliwy.
- Karol i lepiej nie mów tej rymowanki przy Indze. No chyba, że chcesz chodzić o kulach do kibla - zaśmiał się Wlazły.
- Ja wiem, matka jak lwica, broni swego dziecka. To było moje pierwsze skojarzenie, wybacz - poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Oj tak, uszkodziłaby cię z pewnością - zaśmiał się.
- Jak tam po pierwszych nieprzespanych nocach? - naigrywał się Winiar.
- Mam ten cudowny dar, że on od razu się uspokaja, kiedy go biorę na ręce, więc nie narzekam - odparł zadowolony.
- Miejmy nadzieję, że głupota nie jest dziedziczna - rzucił Kłos.
- Może da się go wychować na normalnego człowieka - zastanawiał się Facundo.
- Ostatnia nadzieja w Indze, bo co mu po ojcu, który wysoki jak brzoza a głupi jak koza? - Karol dalej dopiekał kumplowi.
- Chyba naprawdę zabronię mojemu dziecku kontaktów z tobą - spojrzał na niego z politowaniem.
- A wy co się tu tak barykadujecie? - do szatni zajrzał w końcu Falasca, którego skonsternował widok Andrzeja z balonikami. - Aaa, świeżo upieczony tatuś się zjawił.
- Wie trener. Nieprzespane noce, płacze, kolki i maruda żona. Przysnęło się koledze - Karol objął Andrzeja ramieniem.
- Wcale nie zaspałem, byłem na czas - burknął Andrzej.
- Nie martw się, wierzę ci. Jeszcze nie masz worów pod oczami - uśmiechnął się Hiszpan. - Panowie, jazda na salę. Na co czekacie? A ty się przebierz, Wrona.
Koledzy mogli się z niego naigrywać, ale on był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Szybko przebrał się w strój treningowy i potruchtał na halę. Czuł się spełniony. Jeszcze gdy zaczynał grać w Skrze nie pomyślał, że po dwóch sezonach będzie świeżo upieczonym ojcem. Próbował skupić się na treningu, ale jego myśli co jakiś czas uciekały do dwóch ważnych osób, które czekały na niego w mieszkaniu. Nie popełniał karygodnych błędów, ale nie szło mu też wybitnie. Swoją drogą przez ostatni tydzień nie trenował, ale tego dnia dawał z siebie wszystko. Chciał już być w domu i pomóc Indze, udowodnić jej, że może na niego liczyć. Ledwo się zabrał z wszystkimi prezentami w drogę powrotną. Oczywiście największe zainteresowanie przechodniów wzbudzały balony. Łokciem nacisnął klamkę drzwi wejściowych i powoli wtoczył się do korytarza. Inga leżała na łóżku w sypialni i czytała książkę. Obok niej po popołudniowym karmieniu spał grzecznie synek. Udało się jej złapać chwilę dla siebie. Nawet nie usłyszała, gdy otworzyły się drzwi wejściowe do mieszkania.
- Cześć rodzinko, wróciłem! - zawołał siatkarz.
- Jesteśmy w sypialni - powiedziała spokojnie Inga i sprawdziła czy krzyk Andrzeja nie obudził dziecka.
- Och, przepraszam, nie wiedziałem, że śpi - wtargnął tam z całym dobytkiem.
- Nie obudziłeś go. Przed chwilą zjadł i zadowolony zasnął. A ty napadłeś na sklep dla dzieci? - spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie ja. To wszystko od chłopaków - odparł rozbawiony. - Powitali mnie z tym w szatni.
- Serio? - spytała i poprawiła się z pozycji pół leżącej do siedzącej.
- Naprawdę. Chcesz zobaczyć?
- Aż się boję co oni tam wymyślili, ale pokazuj - powiedziała z uśmiechem.
- Nic zbereźnego. Wyjątkowo użyli mózgu.
- Matko! Skrowe śpioszki - zaśmiała się. - Są śliczne - przeglądała dalej. - Wódka? To raczej nie dla Adama - spojrzała na męża rozbawiona.
- Nie, nie, to zapowiedź, że się wproszą na zakrapiane odwiedziny - zabrał od niej alkohol.
- Jakoś je przeżyję - zaśmiała się. - O matko. Kibicuję tacie - przeczytała napis na maleńkiej bluzeczce. - To takie słodkie. Postarali się to trzeba im przyznać.
- Także tylko czekać na następne kreatywne prezenty - westchnął.
Z uśmiechem spojrzała na dziecko. Spał na środku ich dużego łóżka. Coś ścisnęło ją w gardle. Nie mogła uwierzyć, że już jest tutaj z nimi, że są za niego odpowiedzialni, że cząstka ich to ten mały chłopczyk, który słodko spał. Pochyliła się i ucałowała jego czoło, a następnie pogładziła ręką policzek Adama.
- Matko, jak się położę i pogaworzę, to też mnie tak będziesz rozpieszczać? - zażartował.
- Nie śmiej się ze mnie - rzuciła urażonym tonem.
- Co ty - usiadł szybko obok niej i objął ją ramieniem.
- Wiem, wiem, już mam nawyki takie jak inne mamy. To chyba u nas kobieta samo przychodzi. Nie umiem tego kontrolować.
- Niczym się nie przejmuj. Przecież przy mnie możesz być sobą. Twoja miłość na pewno mu nie zaszkodzi - dotknął jej dłoni.
- Nie umiem ogarnąć tego szczęścia, które nas spotkało - splotła ich palce.
- Po prostu się tym cieszmy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
- Jeszcze nie wie, ilu wujków będzie miał.
- Mam nadzieję, że znajdzie się kilku normalniejszych niż Karol - zaśmiała się pod nosem.
- O to nie trudno. Wiesz, niektórzy już mają dzieci, więc wiedzą, jak to jest.
- Całe szczęście, że jest Mariusz i Michał. Jest jakaś nadzieja.
- Więc się nie załamuj - cmoknął ją w policzek. - Ja też postaram się być statecznym ojcem.
- Skarbie - spojrzała na niego.
- Hmm? - bawił się jej włosami.
- Przepraszam, że podczas ciąży bywałam czasami taka okropna. Że przez telefon potrafiłam tylko narzekać, że ciebie nie ma przy mnie. Chyba nie mogłam zrozumieć tego, że nagle muszę na siebie uważać dwa razy bardziej. Wiedziałam, że to dla dobra dziecka, ale czułam się źle gdy każdy podstawiał mi coś pod nos.
- Serio? Przepraszasz mnie za to, że nosiłaś nasze dziecko? Przecież ja o nic się nie gniewam. Takie są uroki ciąży.
- Jesteś najlepszym mężczyzną jakiego mogłam dostać - przytuliła się do niego.
- No, no, bo wpadnę w samozachwyt - zaśmiał się, opierając brodę o jej głowę.
- Chciałabym żebyśmy znaleźli czas na takie chwile tylko dla siebie. Na taką rozmowę, nawet mimo zmęczenia.
- Znajdziemy. Będziemy leżeć, trzymać się za ręce, wpatrywać się w siebie i rozmawiać.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - szepnął, przymykając oczy.
- Jak było na treningu? Zmęczony?
- Miałem małą przerwę, więc pewnie jutro będzie ciężko wstać. Mimo wszystko dobrze mi robi trochę wysiłku fizycznego.
- Nie myśl sobie, że zmęczeniem wymigasz się od wieczornego kąpania Adama - powiedziała i pogroziła mu palcem.
- Och, w życiu bym tego nie opuścił. Przewiduję jeszcze czytanie bajek.
- Zaangażowany w życie rodzinne. Nikt kilka lat temu by w to nie uwierzył - musnęła jego wargi.
- Wiem. Sam nie wierzyłem - zaśmiał się. - Myślałem raczej tylko o wstępie do płodzenia.
- I chyba w końcu przestanę mieć uraz do Bełchatowa. W końcu wszystko nam się układa. Wiem, że czasem się pokłócimy. Mamy zbyt gwałtowne charaktery, żeby tego unikać.
- Dlatego tak bardzo lubię godzenie - pocałował ją w szyję. - Też mam nadzieję, że uwijemy sobie tutaj namiastkę domowego gniazdka.
- I będziesz nas kochał, dbał o nas i rozpieszczał - przytuliła swój policzek do jego.
- A już tego nie robię? - uniósł brew w rozbawieniu.
- Robisz, robisz. Najlepiej na świecie.
- Nie mogę się doczekać, aż zacznie mówić - popatrzył z czułością w stronę malca.
- Tak cudowanie na niego patrzysz. Tylko ślepiec nie zauważyłby, że kochasz go nad życie - powiedziała ze łzami w oczach.
- Ty masz taki sam wzrok. Ej, nie płacz - złapał ją za policzki. - Zostajemy tutaj, nigdzie nie uciekamy. Mamy przed sobą resztę życia do spędzenia razem.
- Kocham was najmocniej na świecie - powiedziała szeptem i pocałowała męża zachłannie. Pragnęła tej najmniejszej chwili bliskości. Nie pozwoliła mu przerwać pieszczoty.
- Wiesz, że musisz odpoczywać - masował palcami jej szyję.
- Wiem. Nie o to mi chodzi. Twoja troska jest urocza - uśmiechnęła się.
- Nigdy bym cię nie skrzywdził - patrzył jej w oczy. - Zdaję się na ciebie. Kiedy będziesz miała ochotę, to po prostu przyjdziesz i mnie uwiedziesz bez problemu.
___________________
Znowu mnie nie było długo, ale... powrót do tego opowiadania kojarzy mi się z ogromnie szczęśliwym czasem w moim życiu. Trochę boli mnie serce, gdy kopiuję ten rozdział, bo wiem, że szczęście to trwało bardzo krótko i już nigdy nie wróci, ale doprowadzę to opowiadanie do końca. Obiecuję to sobie.