czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział siódmy – Nadzieja

„Bo choć zapomniał o nas świat mokrzy od stóp do głów nie tracimy nadziei.” [1]
16 listopad 2014 r.
            Usiadła na miejscu, która miała przeznaczone w sektorze dla rodzin zawodników. Nie było jeszcze żony Mariusza Wlazłego czy też dziewczyny Kłosa. W samej hali było raczej mało osób, głównie kibice z klubu czy też dziennikarze, którzy oczekiwali na rozpoczęcie spotkania. Inga, rzuciła okiem kilka razy na ekipę z Polsatu, która miała przeprowadzić transmisję tego meczu. Z każdą minutą przybywało ludzi. Na boisku pojawili się również zawodnicy z Bełchatowa. Kowalska od razu zauważyła Wronę i uśmiechnęła się, bo zaczynali wracać na prostą w swoich relacjach. Do ideału było im jeszcze daleko, jednak dziewczyna zaczynała wierzyć, że wszystko uda im się jeszcze ułożyć. Zauważył ją, bo podbiegł do niej. Nie krył swojego zadowolenia jej widokiem. Nawet nie sądził, że przyjdzie na jego kolejny mecz z rzędu. Jednak uparcie od ponad miesiąca, gdy tylko Skra grała w Bełchatowie ona dzielnie zajmowała miejsce na trybunach. Oparł się o bandę reklamową i przywołał ją do siebie.
Po ulicach płyną już trosk potoki, skarg strumienie
By wślizgnąć się za rogiem pod omszały bruk [1]
            - Czekaj na mnie po meczu. – Nie kryła swojego zdziwienia, bo zazwyczaj tuż po końcowym gwizdku arbitra kierowała się do wyjścia, by jak najszybciej przedostać się przez sparaliżowany tłumem kibiców Bełchatów. – Szybko skończę. Zobaczysz, żadnych wywiadów, tylko po rozciąganiu prostu do szatni.
            - Dobrze – uśmiechnęła się do niego i dotknęła subtelnie jego ręki.
            - Tylko czekaj. Nie uciekaj. – Nachylił się nad nią i skradł jej pocałunek, na co kibice zagwizdali i zabili brawo.
            - Będę – wybełkotała Inga zawstydzona jego zachowaniem.
            - Czekaj – odchodząc palcami wskazał na boisko.
            Dziewczyna szybko wróciła na swoje miejsce i schowała twarz we włosach, bo czuła, że jej policzki przybrały kolor Piwoni. Miała wrażenie, że wszyscy zgromadzeni patrzą w jej stronę. Zerknęła i poczuła, że słabnie, tak właśnie było.
            - Inga, wszystko w porządku? – To żona Mariusza pojawiła się obok razem z Arkiem.
            - Nie bardzo – tym razem wzrok przeniosła na Wronę, który widząc jej reakcję zaczął się śmiać.
            To był bardzo ciężki mecz. Wszyscy spodziewali się, że Lotos szybko pozwoli Skrze przejąć dowodzenia. Okazało się, że czasami o sile zespołu nie decydują zawodnicy, ale trener. Inga, nie znała osobiście trenera Anastasiego, ale z opowiadań kadry wiedziała, że jest to typowy walczak i wiele poświęca budowaniu przede wszystkim mentalności zawodników. I okazało się, że zespół z Gdańska postawił Skrze ciężkie warunki. Dla Ingi, jednak ważne było, że Andrzej wyszedł w pierwszym składzie. Miała wrażenie, że cały czas gdzieś między nimi istnieje pewna przeszkoda, której nie mogą pokonać. Ona szybciej zapominała, gdy siatkarz mówił o jej pracy, że jest mało ważna, po prostu puszczała to w nie pamięć. Z kolei Wrona dusił to w sobie i długo rozpamiętywał. I chociaż było między nimi lepiej i patrzyła z optymizmem w przyszłość to jednak nie była w stanie tego przeskoczyć. Od dłuższego czasu opracowywała strategię przeprosin, ale okazało się to dużo bardziej pracochłonne niż jej się wydawało. Na dodatek mogła nad tym pracować tylko w biurze, a to nie zawsze było możliwe, więc wszystko automatycznie się przeciągało. Skra wygrała dopiero po pięciu setach, hala powoli opustoszała. Na boisku były tuż tylko pociechy zawodników. Inga, usłyszała swoje imię i spojrzała w stronę, z której nadeszło. Wrona pokazywał jej, że idzie już do szatni. Odmówił wywiadu jakiejś dziewczynie i nie nawróciły go nawet krzyki kibiców. Kobieta postanowiła poczekać pod szatnią. Wpuszczono ją bez problemu. Poczuła się znacznie lepiej, gdy zniknęła z pola widzenia kibiców. Oparła się o ścianę i bawiła telefonem. Początkowo planowała Wronę zabić za to, co zrobił przed meczem, ale im więcej czasu od tego upłynęło to musiała przyznać, że było to całkiem przyjemne uczucie. Po prostu jej się nie wstydził. Zawstydziła się na samą myśl, że coś takiego w ogóle przyszło jej do głowy. Przecież nigdy czegoś takiego jej nie powiedział. Po prostu skutecznie oddzielali życie prywatne od zawodowego w mediach, a że jemu coś nagle odbiło w głowie to nie była jej wina.
            - Ubieraj kurtkę – usłyszała jego głos. Pomógł jej włożyć okrycie. – Idziemy. – Objął ją w pasie i pokierował do wyjścia. Bez zbędnych rozmów otworzył jej drzwi od strony pasażera, a po chwili jego torba z rzeczami wylądowała w bagażniku. Szybko włączył się do ruchu ulicznego.
            - Andrzej, źle skręciłeś – Inga zauważyła jego błąd.
            - Dobrze.
            - Do mieszkania w prawo, a nie w lewo…
            - Nie jedziemy do mieszkania – na jego twarzy pojawił się uśmiech.
            - To niby gdzie?
            - Do kina…
            - Do kina też w prawo – przerwała mu.
            - Inga, zabieram cię do Łodzi. Może to nie jest zbyt romantyczne miejsce, ale chyba za dużo czasu spędzamy tylko w mieszkaniu.
            - Słucham? – Nie kryła swoje zdziwienia jego nagłym zaangażowaniem się w ich sferę rozrywkową. To ona raczej częściej go gdzieś wyciągała.
            - Kino, kolacja, spacer. Tylko ty i ja, bez żadnych moich kolegów i miejmy nadzieje, że bez kibiców.
            - Ale ja nie jestem ubrana odpowiednio. – Przygotowana na w miarę szybko powrót do domu miała na sobie swój ulubiony szary sweter, który był na nią lekko luźny, czarne spodnie oraz buty na wysokim obcasie. – Mogłeś mnie uprzedzić.
            - I wtedy nie byłoby niespodzianki. Wyglądasz cudowanie. – Splótł swoją prawą dłoń z jej lewą. Akurat stali na światłach. – Jesteś jak zwykle piękna – wargami musnął jej gładki policzek i ponownie skupił się na drodze.
            W tym samym momencie zadzwonił telefon dziewczyny. To była jej mama. Andrzej nie przeszkadzał w rozmowie, ale za każdym razem uśmiechał się, gdy Inga powtarzała mamie „Powiem Andrzejowi”, „Tak dalej jest uparty jak osioł…”, „Och, mamo! Było gorąco to, dlatego miałam zarumienione policzki…”  przy tym ostatnim zdaniu ponownie jej twarz przybrała kolor szkarłatu. W końcu schowała telefon do niewielkiej, czarnej torebki, w której mieściły się tylko najpotrzebniejsze rzeczy jak: telefon, portfel i klucze. Siatkarz, co chwilę zerkał na nią z uśmiechem, co nie uszło jej uwadze.
Odwraca się do mnie z uśmiechem. Jak on się ładnie uśmiecha: prosto w moje serce. [2]
            - Widzę, że masz dziś dobry humor – nie mogła sama się nie uśmiechnąć, gdy on to robił.
            - Nie narzekam. Moja kobieta kolejny raz przyszła na mecz. – Uświadomił jej znowu jak wiele to dla niego znaczy. Znowu poczuła się głupio, że tak bardzo go w poprzednim sezonie zawiodła. – Wyszedłem w pierwszym składzie, Skra wygrała. Źle, że chcę się tym wszystkim podzielić z tobą?
            - Nie. Miło i jestem zaskoczona. Mama, kazała ci powiedzieć, że grałeś dziś dobrze i pytała czy dalej jesteś uparty jak osioł pod względem brody.
            - A tobie ona przeszkadza?
            - Nie. Już się przyzwyczaiłam i nawet nie wyobrażam sobie ciebie inaczej – pogładziła go po policzku.
            - Księżniczko, wysiadamy – zakomunikował.
            Złapał ją za rękę i skierował w stronę kina. Do seansu zostało im czterdzieści pięć minut, więc postanowili zostać na miejscu. Usiedli na najbardziej schowanej kanapie i rozmawiali. Nawet przez moment ich uwaga nie zeszła na mecz, który miał miejsce kilka godzin temu. Wrona bawił się brązowymi włosami dziewczyny i z uśmiechem słuchał jej opowiadań. Inga, tęskniła za czymś tak banalnym jak ta chwila. Oczywiście nie mogła liczyć na to, że Andrzej zabierze ją na komedie romantyczną, bo wybrał jakiś film akcji, ale wtedy dla niej się to nie liczyło. Najważniejsza była jego ręka, którą ją obejmowała. Zgodnie obietnicą, po filmie –  z którego dziewczyna nie wiele zapamiętała tak intensywnie syciła się obecnością siatkarza, że nawet nie zwracała uwagi na ekran. Karmiła nim każdą komórkę swojego ciała i każdy fragment stęsknionej za nim duszy – poszli na kolację do jednej z restauracji, by potem spacerować po niewielkim parku przy centrum handlowym, w którym byli.
            - Możemy wrócić, jeśli jesteś zmęczony. – Dziewczyna zauważyła, że ziewnął.
            - W porządku. Nic mi nie jest. – Przytulił ją do siebie i stali tak wtuleni dobrą chwilę. – Serio było tak gorąco?
            - Musiałam mamie wyjaśnić te rumieńce na policzkach. Zrobiłeś to celowo?
            - Nie. Wiem, że po meczu pędzisz do domu jakby się paliło. Jakbym nie złapał cię przed meczem to cały plan by nie wypalił. – Widząc jej przenikliwy wzrok zaśmiał się. – Dobra, celowo cię pocałowałem.
            - Obłudnik! – Uderzyła go lekko w tors.
            - Ale uroczo wyglądałaś taka zmieszana – śmiał się cały czas. – Już mnie nie bij. -  Złapał ją za ręce.
Następnie pocałował. Sam również tęsknił za takimi chwilami, gdy byli blisko. Znał siebie i wiedział, że on też jest winny całej tej sytuacji, ale jego męska duma nie pozwalała mu się do tego przyznać. Czuł, że Inga oddala się od niego i ucieka w pracę. Nawet wieczorami przestała próbować, nawiązać z nim jakąkolwiek rozmowę. Owszem wspierała go i była, obok gdy potrzebował, ale o swoich problemach nie mówiła. Odsunęła go od siebie i próbowała dostosować odpowiednią odległość, która pozwoliłaby im wspólnie dotrwać do końca sezonu klubowego bez większych dramatów. Dlatego postanowił coś zrobić. To było kompletnie spontaniczne, bo wymyślił to wczoraj przed snem, ale widział w jej oczach iskierki radości. Gdy dotknął jej ust i poczuł się tak jak za pierwszym razem, zrozumiał, że to jest ta jedyna, z którą chce spędzić całe życie. Nie wypuszczał jej z ramion i nie pozwalał się odsunąć. Przejechał kciukiem po jej dolnej wardze i ponownie pocałował. Nie interesowało go, co powiedzą ludzie, że znajdzie się na jakimś portalu plotkarskim. Liczyła się tylko Inga. Szczupłe ręce dziewczyny oplotły jego szyję. Nie próbowała uciekać. Oczekiwała cały czas więcej i więcej od niego. Nawet nie zorientowali się, kiedy zaczął padać deszcz. Pochłonięci sobą i w słuchani w głosy serc, które już dziesięć lat temu podjęły wybory…
Przemoknięte serca miast
I tylko ty i ja szczęśliwi tym dniem
Bo choć zapomniał o nas świat
Mokrzy od stóp do głów nie tracimy nadziei [1]
_____________________
[1] Edyta Bartosiewicz – „Opowieść”
[2] William Wharton
_____________________
I co sądzicie o tym ich szczęściu i spokoju? Andrzejek, też się stara ;). Chwali mu się.
Trzymam kciuki za piszących matury!
Całusy! 

8 komentarzy:

  1. Uwielbiam tą piosenkę i dokładnie z taką końcową sceną mi się ona kojarzy. Wyobraziłam ich sobie <3 moknącego czułego Andrzejka <3
    Zanotował duży postęp i dużo plusów u ukochanej :) I nawet przeszedł film akcji :D co tam film, gdy obok taki śliczny uparty osioł z brodą :D no no, przyszła teściowa nawet się na nim zdążyła poznać :D
    Wiedziałam, że on tak perfidnie z premedytacją peszy Ingę! Jednakowoż i tak chwytało za serce :) I tylko ta myśl, że jednak nie będzie zbyt długo tak fajnie :( ech, Wronki, Wronki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam! <3
      Była inspiracją do całego rozdziału :)
      Teściowe od razu poznają się na zięciach :D.
      Oooo no to cały Wrona! Peszy całym sobą ;)

      Usuń
  2. Ehh ja jak zawsze do tyłu. Przepraszam że tak długo nie komentowałam :(. Zczyna mi się bardzo podobać Andrzej. Zrobił się.. umm... zrobił się taki uroczy. Andrzej uparty z brodą :p fajnie. Chyba jak by się ogolił to bym go nie poznała :D
    Spokojnie się zrobiło i mi się to bardzo podoba ale boję się że to cisza przed burzą :(
    Czekam na kolejny i przy okazji zapraszam do siebie http://gdyby-bylo-cos-nie-tak.blogspot.com/
    Szczypiorek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bym go nie poznała xD. To zdecydowanie nie na moją wyobraźnię.
      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. O jejku! Jak ja lubię czytać kiedy u nich tak wspaniale, tak słodko i sielankowo! A Lady Spark, zła kobieta, tak lubi naszych zakochańców kłócić! A oni tymczasem, przecież są dla siebie stworzeni! No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że po dziesięciu latach bycia razem oni nadal kochają się równie mocno jak nie mocniej każdego dnia! Cieszę się, że Andrzejek zrozumiał, że związek też wymaga wspólnej pracy i zaangażowania, a taka miła niespodzianka z pewnością dobrze im zrobi! Trzymam za nich kciuki! Bardzo, bardzo mocno!

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem. Jestem złą kobietą! Wiem, wiem. Powtarzasz mi to od początku naszej przyjaźni. I wiesz co? Przywykłam! :P.
      A no coś tam dotarło do tej wroniastej główki :)

      Usuń
  4. Po prostu kocham te ich powroty do siebie! Są niesamowici, kiedy się nie kłócą. Kochają sie, więc kłótnie też są im potrzebne ale te w ich wykonaniu to jak wybuchy wulkanu.
    Mam nadzieję, że będzie tak już między nimi zawsze :D
    KOCHAM ICH <3
    A teraz odrobina SPAMu
    http://twojaimojadlon.blogspot.com/
    http://nagranicyswiatowztoba.blogspot.com/
    http://wykrakaneszczescie.blogspot.com/
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O masz rację u nich awantury są jak wybuch wulkanu. Znalazłaś idealne porównanie :D
      Wszędzie dotrę. Promisuję :*
      Całusy :*

      Usuń