piątek, 3 lipca 2015

Rozdział pietnasty – Świąteczny czas

„Na niebie pierwsza gwiazda.” [1]
24 grudzień 2014 r.
            Dziewczyna nie wierzyła, że w ciągu jednej mroźnej nocy spadło tak wiele białego puchu, który radośnie skrzypiał pod jej zimowymi butami. Jak nigdy Warszawa tonęła w bieli i wydawało się, że to powoduje u wszystkich radość. Ona sama uśmiechała się, gdy widziała jak Andrzej gania się ze swoim młodszym bratem po ośnieżonym ogrodzie ich mamy. Udało im się przyjechać z samego rano, więc mogli chwile poczuć to całe magiczne ciepło dochodzące z kuchni, gdy gotuje się czerwony barszcz, przygotowuje ryby. To była pierwsza taka jej wigilia, gdzie nie pomagała mamie w kuchni, nie ubierała z siostrą świątecznego drzewka i nie pije z tatą gorącego kakao. Nie było gorzej, ale było zdecydowanie inaczej. Mama siatkarza wygoniła ją z kuchni, bo upierała się, że dziewczyna jest jej gościem, a ona sama rwała się do pomocy. W końcu postanowiła wyjść na zewnątrz i sprawdzić jak braciom idzie odgarnianie śniegu i zastała ich obrzucających się śnieżkami. Zaśmiała się, bo zachowywali się jak małe dzieci. Za każdym razem, gdy patrzyła na Andrzeja czuła rozchodzące się po jej ciele przyjemne uczucie. Mogli się pokłócić i powiedzieć sobie wiele przykrych słów, ale zawsze do siebie wracali. Czy to było ich siłą? Nie wiedziała tego. Jednak marzyła o powrocie do czasów, gdy ich kłótnie nie były tak częste, a oni potrafili przede wszystkim ze sobą rozmawiać. Nie wiedziała, dlaczego to wszystko minęło, gdzieś popełnili błąd i chociaż w obecnym momencie między nimi nie było żadnych spięć to czuła, że siedzą na tykającej bombie zegarowej, która w każdej chwili może wybuchnąć. Wystarczy tylko mała iskra, a wokół nich znowu będą latały słowa ostre jak sztylety. Nie lubiła go ranić. Czuła się wtedy okropnie. Był jej Andrzejem, tym samym, który próbował ją do siebie przekonać w liceum i nie odpuszczał nawet, gdy ona wyraźnie dawała mu kosza. Z tym samym mężczyzną zatańczyła poloneza na studniówce, chociaż nauczyciele sprzeciwiali się, bo przecież była od niego zdecydowanie niższa. To jej Andrzej odbierał ją za każdym razem z dworca w Częstochowie i Bydgoszczy, chociaż oznaczało to, że spóźni się na trening. Ten sam mężczyzna walczył z kontuzjami, które mogły go wykluczyć z uprawiania zawodowego sportu. Sądziła, że tamten okres będzie ich najgorszym wspomnieniem, zarzucał jej, że go nie rozumie, bo przecież możliwe, że załamała się właśnie jego kariera, której nawet dobrze nie zaczął. Miała wtedy dla niego jednak usprawiedliwienie – był w kryzysie, obawiał się, że sposób, jaki wybrał na życie nagle runął. Nie zostawiła go wtedy, chociaż kilka razy miała ochotę. Trwała i była przy nim, zawsze z boku, ale jednak trochę za nim, bo przecież była tylko zwykłą córką, jednego z najlepszych chirurgów w Polsce. On miał za to przed sobą niezliczoną ilość piłek do odbicia, spotkań do wygrania, a także fanek, które chciały żeby poświęcił im coś więcej niż to jedno spojrzenie podczas podpisywania zdjęcia lub kartki papieru. One były gotowe na wszystko. Ona była z nim mimo wszystko, bo przecież rodzice zawsze mówili jej, że w miłości przede wszystkim należy pokonywać złe chwile. Sami mieli takich wiele. Ojciec, który wiecznie pracował w szpitalu, matka próbująca okiełznać dwie artystycznie uzdolnione córki i ich dziwne pomysły często miała do niego pretensje. Raz, gdy dziewczyny były w czwartej klasie szkoły podstawowej nawet byli o krok od rozwodu. Tata wyniósł się z domu, a mama płakała po kątach. Jednak udało im się pokonać nawet ten kryzys. I nie zrobili tego ze względu na dzieci, a na siebie, bo ich miłość dalej płonęła w ich sercach. Inga, właśnie tego nauczyła się od rodziców. Walczyć o to, co się kocha z całych sił.
            - Ej! – Krzyknęła, gdy z rozmyślań wyrwała ją śnieżka, która wylądowała na jej prawym ramieniu. Jednak uśmiechnęła się, gdy strzepywała biały puch ze swojej czarnej kurtki.
            -Przepraszam! Celowałem w brata – rzucił Maciek i uformował nową śnieżną kulkę.
            - Cóż do postury Andrzeja zdecydowanie mi wiele brakuje – mruknęła i zeszła ze schodów, na których stała. Schyliła się i sama ulepiła jedną śnieżkę i rzuciła nią w Maćka.
            - No przecież przeprosiłem! – Krzyknął i odrzucił w nią przygotowaną kulką.
            Całą trójką zaczęli się obrzucać. Inga, uciekała przez środkowym, który próbował ją złapać i wsadzić za kurtkę trochę śniegu. Sam nie wierzył, że jej radosny śmiech towarzyszy mu tego wyjątkowego dnia. Najchętniej wcale by się z nią nie rozstawał. Dodawała mu otuchy, gdy było mu źle i gdy jej potrzebował. Za każdym razem, gdy wracał z meczu wyjazdowego mógł liczyć na jej ciepły uśmiech, który kochał od samego początku. Czasami czuł, że na nią kompletnie nie zasługuje, że powinna być z kimś, kto każdego dnia próbowałby przychylić jej nieba, jednak nie zniósłby faktu, że to inny mężczyzna tuliłby w ramionach jej drobne ciało i widział jej twarz każdego ranka, że to czyjegoś innego mężczyzny dziecko nosiłaby pod sercem. Zaśmiał się, gdy wcelowała w niego śnieżką. Zaczął ją gonić. Tak jak w liceum. Cały czas mu się wymykała. Czuł, że nie jest jedynym chłopakiem, który chciałby ją trzymać za rękę. Wtedy postanowił zawalczyć i wygrał chyba najcenniejszą rzecz w życiu, bo wygrał miłość kobiety, która potrafiła wszystko zrozumieć. Złapał ją i przyciągnął do siebie. Kilka pasm wysunęło się z jej futrzanej czapki i pod wpływem mokrych płatków śniegu zaczęły się uroczo kręcić. Spojrzał jej w oczy, a ona delikatnie przygryzła wargę.
Wczorajsze nudne chwile
Dzisiaj odchodzą w niepamięć, gdzieś w niepamięć
Chociaż byłeś wariatem
Ona wie, że teraz jesteś tylko dla niej [1]
            - Złapałem cię – wyszeptał.
            - Już dawno – powiedziała i pocałowała go. Przyciągnął ją mocniej do siebie i oddał się przyjemności. Jej drobne dłonie zaplotły się na jego szyi. Poczuli to samo ciepło, jak przy pierwszym pocałunku. To uczucie wypełniało ich całych. Inga, nie pozwoliła mu się odsunąć.
            - Nie oddam cię nikomu – spojrzał w jej zielone oczy, które zawsze kojarzyły mu się z nadzieją.
            - Nie wybieram się nigdzie, Andrzej – przejechała dłonią w skórzanej rękawiczce po jego policzku, a on wykorzystał chwile jej nieuwagi i z parapetu okna zgarnął śnieg, który wrzucił za kurtkę dziewczyny. – Zabije cię! – Krzyknęła i odepchnęła od siebie.
            - Nie zabijesz – zaśmiał się i przytulił ją do siebie. Spojrzała na niego spod byka i tylko prychnęła jak rozjuszona kotka. – Chodź napijemy się gorącej czekolady.
Dziewczyny śnieg pod bluzką, rozmazany makijaż
Radość młodych, którzy lubią tak podrywać [1]
            - Zakochani – mruknął młodszy brat Andrzeja.
            Para weszła do ciepłego domu. Inga, natychmiast ruszyła do pokoju by zdjąć mokre rzeczy. Wróciła jednak szybko i wzięła od Andrzeja kubek z gorącym napojem i usiedli na kanapie w salonie. Musnął wargami jej skroń i przytulił do siebie. Ciepły napój przyjemnie rozgrzewał ich zmarznięte ciała. Chwila spokoju w ten magiczny czas. Nie poczuli na sobie czujnego wzroku mamy siatkarza, która obserwowała ich z kuchni. Kolejny raz wyrzucała sobie, że chciała rozdzielić syna z tą dziewczyną. Jednak, gdy był w liceum obawiała się, że córka znanego chirurga to zbyt wysokie progi dla niego. Już wtedy podjął decyzje, że chce zarabiać na życie grając w siatkówkę. A Inga była jedną z tych córeczek, które zostały wydmuchane i wychuchane przez rodziców. Najlepsze szkoły, zagraniczne wakacje. Zupełne przeciwieństwo Andrzeja. Jednak on się uparł i chodził za nią jak cień. Inga przyzwyczajona była do wszystkiego, co najlepsze, a uczący i grający Andrzej nie mógł jej tego dać. Na dodatek rodzicielka siatkarza obawiała się, że rozwój jego kariery spowoduje, iż zapomni o tych wszystkich zasadach, które mu wpajała i uczyła. Bała się, że woda sodowa uderzy mu do głowy, a Inga go jeszcze w to wszystko bardziej wciągnie, że będzie wymagała więcej i więcej. Nie taką osobę u jego boku widziała. Początkowo próbowała mu tłumaczyć, do jakich ludzi należy najmłodsza latorośl Kowalskich, ale on był głuchy na wszystkie jej argumenty. Ostatecznie musiała zmienić o niej zdanie. Może nie od początku widziała jej prawdziwe oblicze. Uważała, że sprytnie ukrywa swoje prawdziwe zamiary. Jednak z każdym rokiem dziewczyna zyskiwała. Nie próbowała go odsunąć od rodziny, żyć na jego koszt czy wywierać na niego presji. Czasami stopowała jego zapędy i sprowadzała na ziemię. Musiała nawet przed samą sobą przyznać, że polubiła dziewczynę. W końcu doszła do wniosku, że to Andrzej ma być szczęśliwy ze swoją partnerką, a nie ona. Ukroiła dwa kawałki ciasta, które wyjęła jakiś czas temu z piekarnika i zaniosła do salonu.
            - Zjedzcie coś – postawiła na szklanej ławie talerze.
            - Szarlotka – stwierdził Wrona z uśmiechem i pogładził Ingę po ramieniu.
            - Może pomóc w czymś pani? – Spytała Inga.
            - Siedźcie sobie – posłała jej serdeczny uśmiech. – Później mi pomożesz jak już goście przyjdą.
            - Oczywiście – zgodziła się dziewczyna i wzięła od Andrzeja talerzyk z ciastem.
            Na chwilę przed przybyciem gości Inga poszła do pokoju siatkarza przebrać się w coś bardziej eleganckiego. Wybrała fioletową bluzkę z długim rękawem odcinaną pod biustem i czarne eleganckie spodnie. Włosy spięła w lekkiego kucyka i zeszła na dół. Natychmiast udała się do kuchni, gdzie zaczęła zanosić do stołu potrawy. Po chwili w domu rozbrzmiał radosny głos dzieci. Inga, uśmiechnęła się widząc jak maluchy natychmiast doskoczyły do swojego ojca chrzestnego. Sama się z nimi przywitała, ale bardzo szybko stracili nią zainteresowanie. Wujek Andrzej był tak rzadko w Warszawie, że nigdy nie miały go dość. Kobieta lubiła go wtedy obserwować. Gdy już wszyscy zgromadzili się w rodzinnym domu siatkarza zaczęto od podzielenia się opłatkiem. Do Andrzeja podeszła na końcu. Ubrany w czarną koszule i ciemne spodnie wyglądał jeszcze przystojniej niż zawsze. Ułamali po kawałku opłatka. Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, co. Brakło jej słów. Wiedziała, że powinna przede wszystkim życzyć mu zdrowia. Uśmiechnął się do niej i po prostu ją przytulił. Znowu poczuła się tak jak na początku ich związku.
I może jemu nie musiała nic wyjaśniać. (...) Może wystarczy, że będzie stała w ramionach kogoś, kto się o nią troszczył, i pozwoli, by jego prosta sympatia ją uspokajała, choć przez chwilę. [2]
            To była krótka chwila, ale Indze dała nadzieję na kolejny rok. Usiedli przy stole i zaczęli jeść przygotowane przez mamę Andrzeja potrawy. Uśmiechnęła się, gdy Andrzej bez słowa podał dalej półmisek z karpiem, którego nie lubili. Siatkarz natychmiast upolował śledzie i nałożył sobie na talerz. Inga, czuła się dziwnie wśród ludzi, których co prawda znała, ale nie czuła z nimi wielkiej więzi. Jednak wolała spędzać ten dzień z nimi niż z rodzicami Olafa, którzy kompletnie jej nie lubili. Nie wiedziała, czemu, ale to nie był jej problem. Miała Andrzeja i to on był dla niej priorytetem. Po kolacji wigilijnej przyszedł czas na śpiewanie kolęd, co wystawiło znacznie zniecierpliwiło maluchów, którzy oczekiwali na przybycie Mikołaja. W pewnym momencie zniknął Maciek, któremu w tym roku przypadła ta rola i wrócił z workiem pełnym prezentów.  Zaczęły się okrzyki radości. Inga, otrzymała jeden ze swoich prezentów, gdy pocałowała świętego Mikołaja w policzek.
Ten pan w czerwonej czapce, ze sztuczną brodą
Jestem pewien, widziałem kilku
A przecież miał być jeden [1]
            Odpakowała podłużne pudełeczko. Jej oczom ukazało się srebrne pióro, na którym widniał grawer „I & A 28.11.2004”.
            - Podoba ci się? – Andrzej uważnie ją obserwował.
            - Data naszej pierwszej randki – powiedziała ze ściśniętym gardłem.
            - Deszcz, a w zasadzie ulewa i my na ulicach Warszawy, pamiętasz?
            Kiwnęła głową i nie powiedziała nic więcej. Brakło jej słów. Nie posądzała go to. Nigdy do głowy by jej nie przyszło, że mógł to pamiętać. Ścisnęła jego rękę i ukradkiem otarła łzę. Ona kupiła mu zegarek, który podobał mu się od dawna, ale jakoś nigdy nie mógł się zebrać żeby udać się do sklepu. Została jeszcze chwilę, a potem postanowiła wrócić do domu rodziców. Chciała z nimi również spędzić trochę tego magicznego wieczoru.
            - Coś się stało? – Spytał Andrzej, gdy pomagał ubrać jej kurtkę.
            - Nie. Chciałabym tylko też podzielić się opłatkiem z rodzicami i Olgą – uśmiechnęła się.
            - Mogę cię odwieźć. Nie musisz, tłuc się taksówką – mruknął niezadowolony.
            - Hania i Staś widują cię od wielkiego dzwonu. Zostań z nimi. Pamiętaj, że jutro widzimy się u mnie.
            - Pamiętam.
            Musnęła jego policzek i wyszła na zewnątrz gdzie czekała na nią już taksówka. Podała adres i ze spokojem czekała, aż dotrą na miejsce. Zapłaciła za kurs i weszła do domu. Z salonu dobiegały ją radosne rozmowy.
            - Ingunia! – Krzyknęła jej mama i porwała najmłodszą latorośl w ramiona. – Sądziłam, że zostaniesz u Andrzeja.
            - Przecież, co roku chodzimy wspólnie na pasterkę, to nasza tradycja – wyjaśniła matce.
            Podzieliła się z najbliższymi opłatkiem i spędziła cudowną godzinę, a następnie udali się do kościoła. Usiedli w ławce, którą zawsze zajmowali. Msza minęła szybko, a Inga odczuwała spokój. Wszystko było tak jak powinno. Tradycyjnie po powrocie do domu młodsza sióstr razem z tatą usiedli w kuchni przy kubkach z gorącym mlekiem i ciastem czekoladowym. To była kolejna ich tradycja. Olga, obiecała dołączyć do nich po szybkim prysznicu, a Olaf i mama dziewczyn od razu zakomunikowali, że idą spać. Początkowo Inga z tatą rozmawiali o pracy Wrony, o jej zawodzie i wszystkim innym. Dziewczyna mimo woli zwierzyła się z kilku problemów, jakie ma.
            - Mogłaś zostać u Andrzeja, jeśli chciałaś – zasugerował ojciec.
            - To byłaby dziwna wigilia, gdybym się z wami nie podzieliła opłatkiem. Zresztą Andrzeja obsiadły dzieci, więc z góry byłam na przegranej pozycji – zaśmiała się i zjadła kawałek ciasta.
            - Wszystko się zmienia – zauważył zdziwione spojrzenie córki. – Olga w maju wychodzi za mąż, a ty już drugi rok mieszkasz w Bełchatowie. Wyfruwają dzieci z gniazda.
            - Oj, tata – Inga z czułością ujęła dłoń ojca. – Zawsze będziemy waszymi dziećmi.
            - Wiem, a to zawsze będzie wasz dom. Cokolwiek się nie stanie, jakkolwiek nie potoczą się związki twoje i Olgi – tu zawsze możecie wrócić. Zawsze będziemy was popierać z mamą.
            - Dlaczego nigdy nie próbowaliście rozdzielić mnie i Andrzeja?
            - Właśnie to bardzo dobre pytanie – Olga wróciła z łazienki i wzięła swoją porcję ciasta.
            - Chyba wierzyliśmy, że samo się to rozpadnie. W końcu on planował zmianę klubu. Na dodatek nigdy nie ukrywaliśmy tego, że to nie jest chłopak dla ciebie.
            - Ale w końcu go polubiliście – zauważyła starsza z córek.
            - Nie jest złym mężczyzną. Kocha Ingę, a ona jego. Nie zeszła przez niego na złą drogę, dalej jest zrównoważona i opanowana.
            - Nie to, co ja – zaśmiała się Olga. – Wszędzie mnie pełno. To ja spędzałam wam sen z powiem, a nie moja młodsza siostrzyczka. Nawet nie wiecie, że wymykała się na randki z ukochanym przez okno.
            - To miała być tajemnica!
            - A jak wracała? – Zaciekawił się ojciec.
            - Przez okno. Wdrapywałam się na Andrzeja i wchodziłam do pokoju. Całe szczęście, że nie mamy piętrowego domu, a on zawsze był wysoki.
            - Im mniej wiedzieliśmy tym lepiej spaliśmy.
            - Uparta byłam pod tym względem, co? – Inga zbierała ze swojego talerzyka okruszki ciasta.
            - Nawet bardziej niż Olga…
            - No bez przesady tato, dobrze? Nie było ze mną tak źle! – Broniła się dziewczyna.
            - Doszliśmy z mamą do wniosku, że jeśli będziemy wam wszystkiego zabraniać to zaczniecie robić nam na złość i może to skończyć się źle. Dlatego woleliśmy zgadzać się i wiedzieć, co robicie. Nie wyszło nam to chyba źle, co? Skończyłyście szkoły, które chciałyście. Nauczyłyście się też samodzielności. – Zamilkł na chwilę by podjąć temat dalej. – Czasami, aż za bardzo. Dlatego gdy Inga wylądowała w szpitalu to wolałem potem jej pomagać w dojazdach do Andrzeja, niż co chwila odbierać ją ze szpitala.
Jako rodzice zawsze musimy mieć skrzydła wystarczająco duże, aby otoczyć nimi dzieci i osłonić je przed krzywdą czy bólem. To figuruje w naszym kontrakcie z Bogiem, kiedy bierzemy na siebie odpowiedzialność za ich życie. [3]
            - A wy dalej rozmawiacie? Już trzecia nad ranem! Dziewczyny do łóżek – w kuchni pojawiła się rodzicielka. Młode kobiety bez słowa skierowały się do swoich sypialni.
            - Wiesz, chyba w przyszłym roku nie tylko Olga zmieni nazwisko – zasugerował żonie Pan Kowalski.
            - Co?
            - Wydaje mi się, że i Ingę to czeka, albo oznajmi nam, że jest w ciąży. Jedno wiem, że ona i Andrzej podejmą zdecydowane kroki.
            Kobieta spojrzała na męża i pokręciła głową z niedowierzaniem.
_________________
[1] Verba – „Ten czas”
[2] Lauren Kate
[3] Jonathan Carroll 
_________________
Tak, pisanie o świętach w środku lata zawsze spoko xD.
Jak mijają Wam wakacje? Jakieś wyjazdy? Szalone podróże? Realizacja pomysłów z kosmosu?
Ja siedzę i czytam, dużo czytam ;)
PS Ciocia Lady jest już magistrem. Żegnaj UŁ!

11 komentarzy:

  1. Przez ciebie chce święta już w tej chwili! Nie wierze... Jest super, nie ma kłótni tylko zakochani *0* super, naprawdę bardzo się ciesze. Z tym wrzucaniem śniegu za kurtkę to aż mi sie gimnazjum przypomnialo, może Andrzejowi też xd caluski ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie gimnazjum, a liceum xD.
      Och, no są zakochani i bez kłótni, ale to takie nudne :<

      Usuń
    2. ja Ci dam nudne! Ty uważaj, bo jeszcze Cię znielubią i się obrażą, że im tak psujesz szczęście i co będzie? :C

      Usuń
    3. Mają ten problem, że oni muszą mnie lubić xD

      Usuń
    4. czyli obligatoryjnie xD a jak odmówią współpracy?

      Usuń
    5. Oni? Chyba żartujesz :P

      Usuń
  2. No po prostu czytałam i nie dowierzałam, wiesz? Przyznaję się bez bicia - myślałam, że w tym odcinku ich spektakularnie pokłócisz, a tutaj co? "Miłość rośnie wokół... jej zapach jest tuż, tuż" (swoją drogą, pewnie dzisiaj przez cały dzień będę to śpiewać!). Ale wiesz co Ci jeszcze powiem? Że powinnaś normalnie zostać ukarana za to co zrobiłaś :( - w tym momencie na podwórku gorąco, nie ma czym oddychać, nawet nie zawieje - a Ty piszesz o śniegu?! Boże ile bym dała, za taką zimną, lodowatą, gałkę śniegu, matko ile dałabym za śnieg! Całe królestwo i rękę jednego z książątek (sorry, Nadal odpadłeś więc idziesz na wymianę za śnieg!). Oby przypuszczenia Pana Kowalskiego okazały się prawdziwe! Bo wiesz, że będę im kibicować do samego końca tej historii! :D

    Jeszcze raz gratuluję Pani Magister! :*

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy oczekiwali awantury, a tu nic! Miłość, tęcza i jednorożce! Tak wielkie zaskoczenie! Hahaha :D

      Usuń
  3. Hihihi kochane święta! :D Pięknie jest! Śnieg i błoto plus mróz nieeee ale Wrona do kwadratu, Inga, rodzinki...tutaj jest pięknie :D
    Andrzej *__* Ty pamiętasz! No chłopie! Brawo!
    A teraz małego Wronę poproszę! Albo od razu dwie małe Wronki! Jak szaleć, to szaleć :D

    http://twojaimojadlon.blogspot.com/2015/07/osma-zabakana-gwiazda-spada-na-ziemie.html
    http://wykrakaneszczescie.blogspot.com/2015/07/xvi.html
    http://nagranicyswiatowztoba.blogspot.com/2015/07/siedemnascie.html

    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętał! Prawda, że wykazał się cudownością.
      No z tymi małymi Wronami to bym nie przesadzała od razu xD
      Całusy :*

      Usuń
  4. Wiem, że jest nowy, ale nie mogłam sobie odpuścić :D
    Zaczęło się od dziecinnego Andrzejka, a skończyło się na dojrzałym.
    Dobra, z tym śniegiem z parapetu to przeginka! Zabiłabym go na jej miejscu, a na pewno zakopała pod jakąś górką śniegu i niech tam siedzi, Guliwer od siedmiu boleści.
    Jednak odkupił się prezentem, tak bardzo się odkupił <3 Naprawdę pokazał ludzką stronę mężczyzny, wykazał się sentymentem i w ogóle, ale co się dziwić, skoro go wzięło od pierwszego wejrzenia, to pewnie potem spisywał każde spotkanie, spojrzenie itp. w pamiętniczku ^^
    "Kochany pamiętniczku, Inga dzisiaj na mnie spojrzała. Byłem taki szczęśliwy, że aż miałem dreszcze. Gdyby tylko nie odwróciła wzroku po sekundzie, mógłbym dłużej spoglądać w jej śliczne oczy. Jeśli dobrze pójdzie, jutro spróbuję powiedzieć jej cześć!"
    No także tego :D śliczne pióro. Jasne, że w święta ciągnie do rodziny :) wcale się Indze nie dziwię. Zwłaszcza, że ma tak kochanego i wyrozumiałego tatę. Ja z tych wieczornych rozmów zrobiłbym tradycję raz w tygodniu ;)
    Hahahahaha przepraszam, ale poległam na wdrapywaniu się na Andrzeja hahahahha masakra :D możesz być kim chcesz? bądź drabiną :D w sumie, tatko chyba wolał usłyszeć o wchodzeniu przez okno niż o nocowaniu u chłopaka, także, mniejsze zło!
    Och, och, rozpisałam się moja pani magister Wronko, ale wybaczysz mi to ;)
    Pozdrawiam, M.A.Z.W.

    OdpowiedzUsuń