„Malowała się w tym wzroku cała bezmierna
troska, czułość, wzruszenie i bezdenna tępota zakochania.” [4]
7
styczeń 2015 r.
Środkowy Skry po skończonym treningu
szybko poszedł do szatni. Zależało mu żeby jak najszybciej wrócić do Ingi. Jego
kobieta od kilku dni leżała chora. Była u lekarza, ale lekarstwa, które dostała
nie wiele jej pomagały. Cieszył się, że chociaż nie ma już tak wysokiej
gorączki. Nie podobał mu się jej kaszel, który utrudniał jej w nocy spanie.
Obiecał jej również, że wracając wejdzie do sklepu by kupić kilka potrzebnych
rzeczy, które im się skończyły. Z samego rana, kiedy czuła się wyjątkowo dobrze
zrobiła mu listę, ale gdy wrócił po siłowni znowu dopadła ja gorączka. Martwił
się. Kolejną wizytę w przychodni miała dopiero jutro. Spakował szybko swoje
rzeczy do torby.
-
Andrzej, idziemy do mnie pograć trochę? Srećko i Uriarte mówili, że są chętni –
powiedział Kłos, gdy zauważył, że Wrona zbiera się do wyjścia. Karol mówił po
angielsku by główni zainteresowani zrozumieli, o co mu chodzi.
-
Nie mogę. Inga, się rozchorowała. Musze wjechać do sklepu i zobaczyć jak ona
się czuje. Sorry, ale nie dziś.
-
Nie no, jasne. Rozumiem. Ola pojechała do Warszawy, więc dlatego pomyślałem, że
można urządzić sobie męski wieczór. Może Włodi cię godnie zastąpi – zaśmiał się
do kumpla.
-
Inga, jest chora? Coś poważnego? – Zainteresował się niby przypadkiem Facundo.
-
Paskudna grypa…
-
Andrzej, Karol i Srećko trener was woła do siebie – Wronie wypowiedź przerwał
Winiarski, który wszedł do szatni.
-
Po co? – Spytał Kłos.
-
Coś macie omawiać na najbliższy mecz. Nie wiem.
-
Cholera… - warknął Wrona, ale zostawił torbę z rzeczami treningowymi i poszedł
razem z resztą środkowych do trenera.
Z
kolei argentyński przyjmujący ze spokojem wyszedł z hali i wsiadł do swojego
samochodu. Jednak zamiast pojechać do swojego bełchatowskiego mieszkania
skierował się do lokum Andrzeja i Ingi. Musiał się z nią zobaczyć. Od imprezy u
Włodarczyka prawie jej nie widział. Może chwilę gdzieś przelotem podczas meczu.
Czuł się dziwnie, gdy nie widział jej lekkiego uśmiechu i oczu pełnych
zrozumienia. Była wyjątkowa, ale zapatrzona we Wronę jak w obrazek. Facundo,
przez dwa lata gry w Skrze poznał już trochę swoich kolegów. Andrzej, był po
prostu nieodpowiednim kandydatem dla Ingi. Wdawał się w długie rozmowy z
fankami, pozwalał się im przytulać. Conte, dziwił się, że dziewczyna to
akceptuje, bo kilka razy widział w jej oczach zawód, ból i rozczarowanie
zachowaniem ukochanego, ale uparcie trwała przy jego boku. Gdy środkowy ją
przytulał wydawało się, że cała promienieje i rozświetla sobą całe
pomieszczenie. Z wyglądu może i nie pasowała do wyobrażeń Conte, bo wolał
blondynki o jasnych oczach, ale w końcu zrozumiał, że to nie o cechy fizyczne
chodzi. Docierało do niego, że powinien z kimś się czuć dobrze, jeśli chce
stworzyć z tym kimś udany związek, a z Ingą właśnie tak było. Potrafiła go
zrozumieć, że tęskni za przebywającą w Argentynie rodziną, że chociaż gra w
Polsce drugi rok i będzie więcej to czuje się zagubiony. Chętnie rozmawiała z
nim po hiszpańsku, ale ostatnio jednak wolała po angielsku. Przeczuwał, że stoi
za tym Andrzej. Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Nie chciał rozbijać ich
związku, jednak w głowie rodziła mu się myśl, że mógłby dać jej zdecydowanie
więcej niż Wrona. Zawsze po meczu szedłby najpierw do niej by zapewnić ją, że
nikt inny nie może się z nią równać. Dawałby na każdym kroku odczuć jej, że
jest dla niego ważna, a w zasadzie, że jest najważniejsza. Dlatego pojechał na
osiedle gdzie mieszkała Inga, by móc pokazać jej jak bardzo ją ceni. Ze
spokojem zapukał do drewnianych drzwi i czekał, aż ona mu otworzy.
Ona
jest ze snu, a ubrana w codzienność.
Dla
mnie zrzuca ją, kiedy robi się ciemno. [1]
-
Facundo? – Nie kryła swoje zdziwienia i za chwilę zaczęła okropnie kaszleć. –
Przepraszam, ale nie jestem w formie. Coś się stało?
-
Mi nie. Za to z tobą nie najlepiej - spojrzał na nią zmartwiony. Wyglądała
okropnie. Włosy w nieładzie, podkrążone oczy i spierzchnięte usta. Od razu
widać było, że jest chora.
-
To tylko grypa. Przejdzie mi. Nie powinieneś przychodzić. Wystarczy, że Andrzej
w każdej chwili może się rozchorować - wpuściła go do środka.
-
Chciałem sprawdzić, jak się czujesz.
-
Bywało lepiej - uśmiechnęła się krzywo i usiadła na kanapie w salonie. Nie było
jej na rękę, że przyszedł. Wyczuwała jego intencje i chcąc mu oszczędzić
cierpienia wolała go od siebie odsunąć, ale on był jak mucha, wracał do niej
jak do czegoś słodkiego. Wiedziała, że z tego mogą być tylko kłopoty.
- Gdybym miał więcej
zdolności, to ugotowałbym ci coś pokrzepiającego. Może, chociaż herbatę?
- Nie umieram - próbowała się
zaśmiać, ale przeszkodził jej kaszel. - Ale napiłabym się herbaty - uśmiechnęła
się z wdzięcznością.
- Masz jakieś lekarstwa? - Pochylił
się nad nią, kładąc jej rękę na plecach.
Mężczyzna
zakochuje się tak, jakby spadał ze schodów: to po prostu wypadek. [2]
- Mam. Byłam u lekarza, ale
nie wiele dają. Zbijają tylko gorączkę - zdjęła delikatnie jego rękę.
- To może wybierz się do
innego. Długo się już tak męczysz? - Spytał głośniej, idąc w kierunku kuchni.
- Czwarty dzień. Idę jutro.
Herbata jest przy lodówce - powiedziała tak głośno jak mogła. Nie podobała jej
się ta wizyta. Wolała żeby był tu Andrzej. Jednak napisał jej, że musiał zostać
na dłuższej rozmowie z trenerem i że się spóźni.
- Moja biedna. - Postawił
przed nią parujący kubek.
- Dzięki. Nie wiesz, czemu
Falasca kazał zostać środkowym dłużej? - Ujęła dłońmi naczynie i pozwoliła im
się zagrzać. Czasami drżała cała z zimna, a za chwilę było jej gorąco jakby
siedziała w samym piekle. Miała nadzieję, że druga wizyta u lekarza jej coś
pomoże, bo miała dość tego jak się czuje i skaczącego nad nią Andrzeja. Dwa dni
były w porządku, ale potem zaczął przesadzać. Namawiał ją na wizyty u lekarza,
bo wcale jej się nie poprawiało. Rozumiała, że się o nią martwi.
- Chciał sobie z nimi coś
omówić szczegółowo. Nie martw się, Andrzej nie zaginął - pocieszył ją.
- Mam nadzieję, że nie
zapomni wstąpić do sklepu. Inaczej jutro nie będzie miał, co zjeść na śniadanie
- zaśmiała się lekko. - Jest czasem jak duże dziecko.
- Proszę, proszę, kto by
pomyślał. Nawet, jeśli zapomni, to się przejdzie sam. Ty się nie ruszaj z domu
pod żadnym pozorem - zastrzegł poważnie. Nie podobało mu się, że Inga w momencie,
gdy powinna wypoczywać, zastanawia się czy Wrona zrobi zakupy. Jako jej
mężczyzna powinien o nią dbać, a już zwłaszcza, gdy ledwo siedziała i co chwila
powstrzymywała się od kasłania.
- Przypominam, że to tylko
grypa. Nie umieram. Jest facetem, nie przywiązuje uwagi do takich rzeczy.
Zawsze to ja o to dbam... - Zdanie urwał jej kaszel.
- Poczekaj - podniósł się z
miejsca i lekko poklepał ją po plecach. - Nic mu się nie stanie, jak zrobi coś
w domu. Inga, żyjemy w XXI wieku. Ja jak widać radzę sobie ze wszystkim sam.
- Dzięki - uśmiechnęła się z
wdzięcznością, a jego serce zabiło mocniej. Ten uśmiech do niego przemawiał. Trafiał
do duszy. - Po prostu go znam i wiem, jaki jest.
- Nie możesz dać się
wykorzystywać.
- Ale nikt mnie nie
wykorzystuje. Co ty pleciesz Facu? – Indze, coraz mniej się to wszystko
podobało. Chciała, żeby Andrzej wrócił do domu. Conte, źle odczytywał jej
znaki. Czuła się zakłopotana i to bardzo. Na dodatek czuła się zbyt słaba, żeby
go wyprosić i być przy tym jednocześnie stanowczą.
- Tylko mówię na przyszłość.
Jesteś inteligentną kobietą i to bardzo - przesunął się na kanapie.
- Facundo, nie zrozum mnie
źle, ale chciałabym się położyć... - Zaczęła niepewnie.
- Jasne. Nie zamierzałem cię
męczyć. Przepraszam - rzucił skruszony. - Gdybyś czegoś potrzebowała albo
chciała porozmawiać, to dzwoń.
By
w środku nocy tańczyć razem w świetle gwiazd.
Zamykam
oczy, tańczy cisza wokół nas. [1]
- Wiem. Dzięki, że wpadłeś -
odetchnęła z ulga, gdy wyszedł.
Ułożyła się wygodnie na kanapie i okryła kocem. Znowu było jej zimno. Miała nadzieję, że jutrzejsza wizyta u lekarza przyniesie jakieś inne wieści i dostanie nowe lekarstwa. Po tych mogła tylko spać i nic jej się nie polepszało. Modliła się w duchu również by Andrzej nie natknął się na Facundo na zewnątrz. Zamierzała mu powiedzieć o tej wizycie, ale nie chciała żeby myślał, że za jego plecami umawia się z jego kolegą. Na takie awantury nie miała po prostu siły.
Ułożyła się wygodnie na kanapie i okryła kocem. Znowu było jej zimno. Miała nadzieję, że jutrzejsza wizyta u lekarza przyniesie jakieś inne wieści i dostanie nowe lekarstwa. Po tych mogła tylko spać i nic jej się nie polepszało. Modliła się w duchu również by Andrzej nie natknął się na Facundo na zewnątrz. Zamierzała mu powiedzieć o tej wizycie, ale nie chciała żeby myślał, że za jego plecami umawia się z jego kolegą. Na takie awantury nie miała po prostu siły.
Conte przemierzał schody
bloku, gdy na półpiętrze natknął się na kroczącego z siatkami Wronę. Panowie
zmierzyli się wzrokiem i jako pierwszy ciszę przerwał Andrzej, który był zły.
- Conte? - Zdziwiony Wrona,
zatrzymał się na półpiętrze na widok kolegi z zespołu.
- Już? Trener nie trzymał
długo - rzucił i zaczął schodzić po schodach.
- Co ty tu robisz?
- Odwiedzałem Ingę, to chyba
nie zbrodnia?
- Nic nie wspominałeś, że się
wybierasz - zmierzył przyjmującego spojrzeniem. Nie podobało mu się, że
odwiedzał Ingę i nawet go nie poinformował.
- Nie czuję się w obowiązku
meldowania tobie, co robię.
- To moje mieszkanie i moja
dziewczyna. Miło by było, gdybyś cokolwiek napomknął.
- Nie tknąłem jej, jeśli o to
ci chodzi. Zbyt mocno zapatrzona jest w ciebie, chociaż kompletnie tego nie
rozumiem.
- Do czego pijesz? Niczego
jej przy mnie nie brakuje i ciągle jest ze mną. Nie zrobisz ze mnie złego
smoka, od którego musisz uratować Ingę – próbował ze względu na dobro drużyny
puszczać mimo uszu jego uwagi na jej temat czy też spojrzenia, jakie jej
posyłał. Nie chciał dodatkowych problemów w Skrze, ale Conte wcale mu tego nie
ułatwiał.
- Po prostu chyba nie widzi
pewnych twoich zachowań. I broni cię w każdy możliwy sposób. Tak może tylko
zakochana kobieta - uśmiechnął się ironicznie przyjmujący. Nie wątpił, że gdyby
Inga nie kochała tak mocno Andrzeja udałoby się ją wyrwać z tego chorego
związku i pokazać jej jak to jest być najważniejszą kobietą na świecie.
Nienawidziłem
go na początku. Wydawał się taki arogancki i pewny siebie, a ty zachowywałaś
się tak, jakby to on zawiesił księżyc... [3]
- Może mnie oświecisz, co
niby robię źle? - Warknął poirytowany środkowy.
- Och, serio? Flirt z fankami
na jej oczach, uśmieszki... Sądzisz, że ona jest tak bardzo ślepa, że tego nie
widzi? - Wyminął Wronę, który ledwo powstrzymał się od popchnięcia go na
ścianę.
- Powiedziała ci coś, czy
wymyślasz to sobie w główce? - Krzyknął za nim.
- Obserwuje cię i lepiej o
tym pamiętaj - wyszedł z klatki.
Andrzej nie potrafił opanować
silnych emocji po spotkaniu z Argentyńczykiem. Dał im upust głośnym
trzaśnięciem drzwiami do mieszkania. Bezczelny południowiec zjawiał się tu pod
jego nieobecność, a potem śmiał pouczać, jak ma traktować Ingę.
- Andrzej?
- To ja. Widzę, że się nie
nudziłaś. – Wstała z kanapy i poszła do
kuchni. Po wyrazie jego twarzy, gdy stawiał torby z zakupami zrozumiała
wszystko. Musiał zobaczyć Conte. Zaklęła w myślach. Nie miała siły się z nim
kłócić. Nie była w stanie wypowiedzieć bez problemu trzech zdań, a co dopiero
całą tyradę na swoją obronę. Nie
pozostaje mi nic innego jak go w spokoju wysłuchać, a potem pójść spać.
-
Minąłeś się z Facundo. I nim
za... - Przerwała żeby przetrwać atak kaszlu. Otarła łzy, które popłynęły jej
oczu. Wszystko ją bolało od tych całych napadów. - Zanim zaczniesz mi robić
awantury o Conte to ja nawet nie wiedziałam, że on przyjdzie - zastrzegła i
mocniej opatuliła się swetrem.
- Inga, jesteś pewna, że nie
chcesz jechać na pogotowie? - Zapytał poważnie zmartwiony. Nie mógł jej robić
awantur, gdy była w stanie tragicznym. Rozpalone policzki, zaczerwieniony nos,
szkliste oczy i ten okropny kaszel. Nawet on rozumiał, że jej jedynym marzeniem
nie były wizyty jakiegoś taniego podrywacza z Argentyny. - Wierzę ci na słowo. On sobie pozwala na zbyt
dużo po prostu.
- Jutro i tak idę do lekarza.
Wyprosiłam go tak szybko jak pozwalały na to dobre maniery, więc tylko na mnie
nie krzycz. A jeśli już chcesz sobie za to powetować to poczekaj, aż poczuje
się lepiej by móc się, chociaż bronić. - Kolejny napad kaszlu. Próbowała
cokolwiek powiedzieć, ale za każdym razem musiała odpuścić. Po policzkach znowu
poleciały jej łzy.
- Kochanie, nie jestem
sadystą - przytulił ją szybko i spojrzał na nią czule. - Nie lubię, kiedy się
koło ciebie kręci. Którego znaczenia słowa "zajęta" on nie rozumie?
Malowała
się w tym wzroku cała bezmierna troska, czułość, wzruszenie i bezdenna tępota
zakochania. [4]
- Nie powinieneś mnie
przytulać. Jestem chodzącym workiem zarazków.
- Miłość pokona wszystko -
zaśmiał się w głos.
- Serio mówię. Nie śmiej się.
Cokolwiek on ci powiedział to nie wierz w to - dotknęła jego policzka. Odetchnęła
z ulgą, bo uwierzył jej.
- Nie zamartwiaj się tym -
ucałował wnętrze jej dłoni.
- Nie chcę żeby w drużynie...
- Znowu nie skończyła zdania z powodu kaszlu. Pokiwał tylko głową, bo nie
podobał mu się jej stan.
- Daj spokój. Umiem to
oddzielić od pracy. Teraz to ja się poważnie martwię twoim stanem. Marsz do
łóżka, a Mistrz Andrzej będzie robił rosół - zarządził.
- Moja kuchnia - powiedziała
ze strachem. - Może jednak nie? Poważnie obawiam się o stan mojego królestwa,
gdy ty zaczynasz w nim robić cokolwiek.
- Spokojnie, zaraz będę miał
połączenie z mamą. Wszystko będzie cacy - uśmiechnął się szeroko. Potem
niespodziewanie wziął Ingę na ręce i zaniósł ją do łóżka. Mocniej się go
złapała i pozwoliłaby ogrzewał ją swoim ciałem.
- Powinieneś pójść do Karola
na te kilka dni. Serio w tym domu jest pełno zarazków. Zaraz sam będziesz chory
- mimo obaw, że go zarazi wtuliła się w niego. Było jej zimno, a od niego biło
przyjemne uczucie gorąca. - Matko jesteś taki ciepły.
Zaczarowana
chwila
Pomaga
mi przetrwać
Temu
niespokojnemu wojownikowi wystarczy
Po
prostu bycie z tobą [5]
- Zamierzam cię ogrzewać
przez najbliższe dni i nigdzie nie idę. Od dawna łykam coś na odporność, więc
nic mi nie będzie.
- Kochany jesteś - spojrzała
na niego z czułością.
- Ogarnę, co tam trzeba,
zostawię na małym gazie i wracam cię przytulić - ucałował jej czoło. Było
gorące. Miała gorączkę i to dość wysoką. Nie podobało mu się to. Najchętniej
zabrałby ją do szpitala, ale wiedział, że nie zmusi jej do tego siłą.
- Królestwo za herbatę -
położyła się na poduszkach.
- Robię lepszą niż Facundo,
musisz to przyznać – zauważył w salonie kubek, a na dodatek herbata w kuchni
nie stała na swoim miejscu, więc był pewny, że to nie Inga sobie robiła. Znał
jej zamiłowanie do porządku.
- Wiesz, jaką lubię to,
dlatego. Znasz moje przyzwyczajenia od lat. I szczerze? Nie chcę, żeby tu przychodził,
kiedy ciebie nie ma - skuliła się z zimna. Przykrył ją kocem. Zaczęła kaszleć.
- Obronię cię przed każdym
nachalnym adoratorem. Idę zrobić ci ten rosół i herbatę.
Czy
czujesz miłość tego wieczoru
Jest
tam gdzie my
Temu
wędrowcy z szeroko otwartymi oczami wystarczy
Że
dotarliśmy tak daleko [5]
Kiwnęła głową na znak zgody,
więc wyszedł z sypialni. Wstawił wodę w czajniku i zaczął wypakowywać zakupy.
Argentyńczyk siedział mu w głowie. Postanowił po prostu go ignorować. To była
jedyna słuszna metoda by nie rozwalać ekipy, która ma walczyć o najważniejsze
cele. Widział w Indze kobietę swojego życia. Nie zamierzał się poddawać i jeśli
jakiś tam Argentyńczyk zamierzał o nią walczyć to był gotowy. Zrobił
dziewczynie herbatę, którą lubi i wlał trochę malinowego soku. Zaniósł do
sypialni, ale zauważył, że śpi. Oddychała ciężko. Zgasił światło i zamknął
drzwi. W kuchni zadzwonił do mamy, która uważnie go instruowała, co ma robić.
Nie był mistrzem gotowania, a ciepły i solidny posiłek z pewnością pomógłby
Indze. Jadła tylko trochę i to rano by wziąć leki i czasem wieczorem. Nic
więcej nie przechodziło jej przez gardło. Słuchał uważnie tego, co mówi mama, a
gdy już zupa powoli się gotowała, zaczął trochę ogarniać mieszkanie. W
sprzątaniu też nie był mistrzem, ale po dłuższej chwili powyrzucał niepotrzebne
rzeczy i przetarł kurze z mebli. W końcu rosół był gotowy, więc z parującą
miską poszedł do sypialni.
- Inga, wstań. Musisz coś
zjeść – powiedział i dotknął delikatnie jej ramienia.
Podniosła powieki i zobaczyła
Wronę z miską, z której unosiła się para. Na sam zapach poczuła jak jej żołądek
wywinął koziołka. Nie była głodna. Chciała żeby dał jej spokój i pozwolił jakoś
dotrwać do rana.
- Nie jestem głodna –
wymamrotała.
- No, to za Andrzejka -
chłopak nabrał na łyżkę trochę zupy i podał brunetce.
- Nie chcę. Nie jestem
głodna.
- Kochanie, musisz coś zjeść.
Jest osłabiona. Zjesz, rozgrzejesz się, organizm lepiej zafunkcjonuje.
- Nie mam ochoty -
wymamrotała.
- Nie po to stałem przy
garach tyle czasu, żeby mi teraz waćpanna wybrzydzała! - Podparł się pod boki i
udawał oburzenie. Inga, zaczęła się śmiać, a po chwili kasłać. Po chwili snu
zazwyczaj czuła się lepiej, ale wiedział, że to chwilowa poprawa. Za kilka
minut znowu miała być apatyczna i marudna. Musiało ją poważnie zwalić z nóg, bo
zazwyczaj przy drobnych przeziębieniach nie pozwalała nad sobą tak skakać. Zresztą
chorowała rzadko, a jak już to najczęściej kończyła na antybiotykach.
Jeśli
kiedyś jakiś mężczyzna rozśmieszy Cię w chwili, gdy będziesz przerażona albo
zrozpaczona, nie pozwól mu odejść. [6]
- Ale nie próbujesz mnie tym
otruć? - Zerknęła niepewnie na miskę z zupą.
- O nie! Teraz to strzelam
focha! Zobaczymy, jak długo wytrzymasz bez mojego sprzątania, prania, gotowania
i zakupów - środkowy wczuł się w rolę kury domowej.
- No już, już. Nie denerwuj
się, po prostu wiesz, że twoje zdolności kulinarne są... Dość marne. Dasz mi
tej zupy?
- To rosołek z przepisu od
mamusi! - Zaprotestował. - Wszystko jej powiem. Mam cię karmić?
- Twoja mama zrozumie moje
obawy. Sama jeść umiem.
- Wszyscy przeciwko mnie -
załamał ręce. - Nikt nie docenia moich starań.
- Dobra, dobra! - Uniosła
ręce w obronnym geście. - Poddaje się. Możesz mnie nakarmić jak chcesz. Już się
nie odzywam słowem.
- To teraz powiedz
"aaa" i za Karolka - zbliżył łyżkę do jej ust, jakby miał do
czynienia z niemowlakiem. Przełknęła bez słowa i w myślach przyznała, że nie
wyszło mu to całkiem najgorzej.
- Mała uwaga kochanie.
Następnym razem użyj troszkę więcej pieprzu. I serio?! Mam jeść za Karola?!
- Ciesz się, że nie za ostre.
Co do Karollo, to sama widzisz, jaka z niego tyczka. Niech się wzmocni. Teraz
za Wojtusia.
- No Wojtek to raczej już
masy nie musi przybierać - parsknęła śmiechem. - I wiesz, że ja lubię ostre
dania.
- Cicho. To dla dobra całej
drużyny - pokiwał głową z poważną miną. - Za Mariusza.
- Mam zjeść za całą Skrę? I
ja naprawdę potrafię sama jeść.
- To jeszcze, chociaż za
Nico, żeby mi miał, kto krótkie wystawiać - szybko nabrał nową porcję.
- Ale jak na pierwszy raz z
tym rosołem nie poszło ci tak źle - pochwaliła go i zabrała mu miskę z zupą i
zaczęła grzecznie jeść. W duchu przyznała, że dopiero teraz poczuła się głodna.
- Dziękuję, o Pani - pochylił
się w ukłonie.
- Wariat jesteś.
- Pamiętaj, Seksowny Wariat -
odszedł kręcąc biodrami.
Parsknęła śmiechem. Potrafił
ją rozśmieszyć jak nikt inny. Nie wyobrażała sobie by to ktoś inny mógł zająć
jego miejsce. Kochała go i czuła, że jego uczucia również nie zmieniły się
przez ostatni czas. Dla niej nie było lepszego wyboru niż on. Troszczył się o
nią i martwił. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo
potrzebowała. Zjadła do końca zupę i odstawiła miskę na etażerkę. Wzięła
również leki i zasnęła szybciej niż zdążyła cokolwiek pomyśleć.
Andrzej, posprzątał po swoim
gotowaniu kuchnię i zajrzał do sypialni. Uśmiechnął się, bo spała. Oddech miała
ciężki. Poprawił kołdrę, która zsunęła się z jej pleców i zabrał brudne
naczynie. Sprawiało mu przyjemność troszczenie się o Ingę. Chociaż raz mógł
pokazać, że jemu też na niej zależy. Postanowił, że jutro zawiezie ją do
lekarza i przywiezie do domu nawet, jeśli miałby spóźnić się chwilę na trening.
Nie będzie w taki ziąb szła na drugi koniec miasta, a samochodu w takim stanie
nie pozwoli jej prowadzić. Wziął prysznic i pogasił wszystkie światła. Położył się
obok niej i objął ją ramieniem. Nie przebudziła się. Spała, ale jej ciałem, co
jakiś czas wstrząsały dreszcze. Poprawił wszystkie nakrycia, jakie miała i sam
spróbował udać się do krainy Morfeusza.
__________________
[1]
Artur Gadowski – „Ona
jest ze snu”
[2] Oscar Wilde
[3] Cassandra Clare
[4] Patrick Suskind
[5] Elton John – “Can you feel the love
tonight”
[6] Agata Mańczyk______________________
Bad news: Właśnie napisałam ostatnie zdanie tego opowiadania. Oczekujcie czterdziestu dwóch rozdziałów oraz czegoś w postaci epilogów, który zajmie około trzech lub czterech postów po ostatniej części. Smutno mi się zrobiło, że już to napisałam. :(
Całusy :*
<3 reszta komentarza, jak się dostanę do komputera :D
OdpowiedzUsuńokej, troszczący się Facu to słodki Facu, ale tylko, gdy nie próbuje poderwać dziewczyny kolegi z drużyny. Jednakże odniosłam wrażenie, że gdyby nie choroba Ingi, to Andrzej by jej zrobił awanturę -.-
UsuńNo, dobra, nie nic.
Niech Inga szybko zdrowieje! Grypa to nic fajnego. I Andrzej taki troskliwy, rosołek zrobił xD Suuuper ;D
Gdyby nie choroba Ingi to Conte by nie przyszedł, a więc Andrzej nie miałby powodów do awantury.
UsuńNo muszę go pokazać trochę z innej strony. Nie może być wiecznie zły, bo ci meliski braknie :P
no fakt, wtedy by nie było problemu xD
UsuńJa coś czuję, że meliskę przez Facu będę pić xD
Chociaż raz nie przez Andrzeja :D
UsuńNa zdrowie xD
O jaki z naszego Andrzejka to kochany chłopczyk! I nawet rosołek umie ugotować - może nie było idealnie, ale przecież nie od razu Rzym zbudowano! Jeszcze się trochę podszkoli i będzie pierwszym Garnkiem w Skrze! :D Chociaż patrząc na jego rozmiary to porządny gar, prawie kocioł! :D Ale fakt faktem - przystojny i seksowny ten kocioł Indze się trafił! Z kolei Facundo trochę nieładnie postępuje - taki przystojny chłopiec, a takie brzydkie zachowanie. Gdyby zarówno on jak i Wrona byli czarownikami, albo chociaż duchami światłości to podczas ich spotkania na klatce, cały blok by eksplodował z tego napięcia - wybacz, za dużo czarodziejek! :D
OdpowiedzUsuńJak to już ostatanie napisałaś, to będzie tak mało odcinków? :( Tea jest smutna :(
Buźka :*
Czytając twój komentarz mało nie zadzwoniłam po pogotowie psychiatryczne z tekstem: Halo, proszę przyjechać na mój blog!
UsuńUlka nie oglądaj tego tyle!
No napisałam :(. I jakie mało?! Prawie 45 rozdziałów to mało?! To nie "Moda na sukces"!
Też kiedyś to oglądałam :D ale jakoś nie skojarzyłam panów z duchami światłości :D hahaaha pogotowie mnie powaliło :D
UsuńIiiiii Wrona w kuchni. Boziuniu spraw, że gdy się obudzę on będzie w mojej kuchni gotowal rosół. Amen :D
OdpowiedzUsuńA teraz Facundo... "którego znaczenia słowa zajęta nie rozumie?" dooobra, może się martwić, ale to już jest "lekka" przesada, nieprawdaż?
Czekam na następny i buziaki :***
Tak dobrze to nie będzie :D, więc przykro mi, ale raczej nie możesz na to liczyć :P.
UsuńPrzesada? No lekka jest, ale cóż zauroczył się ;)
Całusy :*
Zaczęłam czytać to opowiadanie wczoraj, a w zasadzie dzisiaj w nocy i nie dawno skończyłam. Zakochałam się w nim ! *.* Jest świetne! Wspaniale oddajesz ich uczucia i emocje. Gdy się to czyta można poczuć tą wielką miłość jaką siebie darzą mimo wszelkich przeciwności losu. Przyznam szczerze, że aż się popłakałam przy rozdziale w którym Inga wyjeżdżała do Warszawy, a Andrzejowi nie udało się jej zatrzymać.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wyszli na prostą i znowu okazują sobie swoją miłość. Nie podoba mi się tylko Facundo. Lubie go no ale bez przesady, tak po prostu przychodzić do dziewczyny swojego kolegi i wtrącać się w jego związek.... Mam nadzieję, ze się ogarnie i ta fascynacja Ingą mu przejdzie. Inga z Andrzejem tworzą zbyt fajną parę by miało to się tak po prostu rozpaść, zwłaszcza że ciężko pracowali na odbudowaniem związku.
Wrona gotujący rosół? Wybacz Andrzeju, ale wcale nie dziwie się Indze, że bała się o swoją kuchnie. :P
Będę czekała na nowe rozdziały. :)
POZDRAWIAM !!!
Paulka
Dziękuję bardzo za tak miłe słowa :). Motywują do dalszej pracy, chociaż całe opowiadanie w moim folderze już zostało zakończone.
UsuńJeszcze raz dziękuję :*
Nie mam nic przeciwko nowym opowiadaniom :) Z chęcią poczytam ^^
UsuńAndrzej w kuchni? Już to sobie wyobrażam :)
OdpowiedzUsuńZazdrość to trucizna, która zabija najtrwalszą miłość :)
Andrzej powinien spojrzeć krytycznie na swoje zachowanie w stosunku do fanek, bo związek ze sportowcem nie jest wcale taki piękny i kolorowy jak się jemu wydaje.Podejrzewam, że facundo jeszcze nieźle namiesza w ich życiu, ale z drugiej stroy mam nadzieję, że przetrwają :)
Zapraszam do siebie: http://zgubione-szczescie-nie-wraca.blogspot.com
Facu, Facu, ech Facundo. Co ta miłość robi z mężczyznami. Wiele by zrobił dla Ingi, dobrze ją traktuje i ewidentnie chciałby czegoś więcej. Przy Andrzeju nie mógł się powstrzymać i powiedział co myśli, tak jakby zdradził swoje zamiary. Niepokoi mnie to zauroczenie, bo może dużo namieszać w poważnym związku.
OdpowiedzUsuńI czyż troskliwy Andrzejek przy garach nie jest uroczy? :-D rozczulający no. Jak się postara to potrafi ^^ brawo Zdzichu.
Ale wszystko pobił cytat o zakochanym mężczyźnie hahahahaha poległam hahahaha przypadkiem hahahaha
Całuję, MAZW