piątek, 17 lipca 2015

Rozdział siedemnasty – Niechciany adorator

„Malowała się w tym wzroku cała bezmierna troska, czułość, wzruszenie i bezdenna tępota zakochania.” [4]
7 styczeń 2015 r.
            Środkowy Skry po skończonym treningu szybko poszedł do szatni. Zależało mu żeby jak najszybciej wrócić do Ingi. Jego kobieta od kilku dni leżała chora. Była u lekarza, ale lekarstwa, które dostała nie wiele jej pomagały. Cieszył się, że chociaż nie ma już tak wysokiej gorączki. Nie podobał mu się jej kaszel, który utrudniał jej w nocy spanie. Obiecał jej również, że wracając wejdzie do sklepu by kupić kilka potrzebnych rzeczy, które im się skończyły. Z samego rana, kiedy czuła się wyjątkowo dobrze zrobiła mu listę, ale gdy wrócił po siłowni znowu dopadła ja gorączka. Martwił się. Kolejną wizytę w przychodni miała dopiero jutro. Spakował szybko swoje rzeczy do torby.
            - Andrzej, idziemy do mnie pograć trochę? Srećko i Uriarte mówili, że są chętni – powiedział Kłos, gdy zauważył, że Wrona zbiera się do wyjścia. Karol mówił po angielsku by główni zainteresowani zrozumieli, o co mu chodzi.
            - Nie mogę. Inga, się rozchorowała. Musze wjechać do sklepu i zobaczyć jak ona się czuje. Sorry, ale nie dziś.
            - Nie no, jasne. Rozumiem. Ola pojechała do Warszawy, więc dlatego pomyślałem, że można urządzić sobie męski wieczór. Może Włodi cię godnie zastąpi – zaśmiał się do kumpla.
            - Inga, jest chora? Coś poważnego? – Zainteresował się niby przypadkiem Facundo.
            - Paskudna grypa…
            - Andrzej, Karol i Srećko trener was woła do siebie – Wronie wypowiedź przerwał Winiarski, który wszedł do szatni.
            - Po co? – Spytał Kłos.
            - Coś macie omawiać na najbliższy mecz. Nie wiem.
            - Cholera… - warknął Wrona, ale zostawił torbę z rzeczami treningowymi i poszedł razem z resztą środkowych do trenera.
            Z kolei argentyński przyjmujący ze spokojem wyszedł z hali i wsiadł do swojego samochodu. Jednak zamiast pojechać do swojego bełchatowskiego mieszkania skierował się do lokum Andrzeja i Ingi. Musiał się z nią zobaczyć. Od imprezy u Włodarczyka prawie jej nie widział. Może chwilę gdzieś przelotem podczas meczu. Czuł się dziwnie, gdy nie widział jej lekkiego uśmiechu i oczu pełnych zrozumienia. Była wyjątkowa, ale zapatrzona we Wronę jak w obrazek. Facundo, przez dwa lata gry w Skrze poznał już trochę swoich kolegów. Andrzej, był po prostu nieodpowiednim kandydatem dla Ingi. Wdawał się w długie rozmowy z fankami, pozwalał się im przytulać. Conte, dziwił się, że dziewczyna to akceptuje, bo kilka razy widział w jej oczach zawód, ból i rozczarowanie zachowaniem ukochanego, ale uparcie trwała przy jego boku. Gdy środkowy ją przytulał wydawało się, że cała promienieje i rozświetla sobą całe pomieszczenie. Z wyglądu może i nie pasowała do wyobrażeń Conte, bo wolał blondynki o jasnych oczach, ale w końcu zrozumiał, że to nie o cechy fizyczne chodzi. Docierało do niego, że powinien z kimś się czuć dobrze, jeśli chce stworzyć z tym kimś udany związek, a z Ingą właśnie tak było. Potrafiła go zrozumieć, że tęskni za przebywającą w Argentynie rodziną, że chociaż gra w Polsce drugi rok i będzie więcej to czuje się zagubiony. Chętnie rozmawiała z nim po hiszpańsku, ale ostatnio jednak wolała po angielsku. Przeczuwał, że stoi za tym Andrzej. Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Nie chciał rozbijać ich związku, jednak w głowie rodziła mu się myśl, że mógłby dać jej zdecydowanie więcej niż Wrona. Zawsze po meczu szedłby najpierw do niej by zapewnić ją, że nikt inny nie może się z nią równać. Dawałby na każdym kroku odczuć jej, że jest dla niego ważna, a w zasadzie, że jest najważniejsza. Dlatego pojechał na osiedle gdzie mieszkała Inga, by móc pokazać jej jak bardzo ją ceni. Ze spokojem zapukał do drewnianych drzwi i czekał, aż ona mu otworzy.
Ona jest ze snu, a ubrana w codzienność.
Dla mnie zrzuca ją, kiedy robi się ciemno. [1]
            - Facundo? – Nie kryła swoje zdziwienia i za chwilę zaczęła okropnie kaszleć. – Przepraszam, ale nie jestem w formie. Coś się stało?
            - Mi nie. Za to z tobą nie najlepiej - spojrzał na nią zmartwiony. Wyglądała okropnie. Włosy w nieładzie, podkrążone oczy i spierzchnięte usta. Od razu widać było, że jest chora.
            - To tylko grypa. Przejdzie mi. Nie powinieneś przychodzić. Wystarczy, że Andrzej w każdej chwili może się rozchorować - wpuściła go do środka.
            - Chciałem sprawdzić, jak się czujesz.
            - Bywało lepiej - uśmiechnęła się krzywo i usiadła na kanapie w salonie. Nie było jej na rękę, że przyszedł. Wyczuwała jego intencje i chcąc mu oszczędzić cierpienia wolała go od siebie odsunąć, ale on był jak mucha, wracał do niej jak do czegoś słodkiego. Wiedziała, że z tego mogą być tylko kłopoty.
- Gdybym miał więcej zdolności, to ugotowałbym ci coś pokrzepiającego. Może, chociaż herbatę?
- Nie umieram - próbowała się zaśmiać, ale przeszkodził jej kaszel. - Ale napiłabym się herbaty - uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Masz jakieś lekarstwa? - Pochylił się nad nią, kładąc jej rękę na plecach.
Mężczyzna zakochuje się tak, jakby spadał ze schodów: to po prostu wypadek. [2]
- Mam. Byłam u lekarza, ale nie wiele dają. Zbijają tylko gorączkę - zdjęła delikatnie jego rękę.
- To może wybierz się do innego. Długo się już tak męczysz? - Spytał głośniej, idąc w kierunku kuchni.
- Czwarty dzień. Idę jutro. Herbata jest przy lodówce - powiedziała tak głośno jak mogła. Nie podobała jej się ta wizyta. Wolała żeby był tu Andrzej. Jednak napisał jej, że musiał zostać na dłuższej rozmowie z trenerem i że się spóźni.
- Moja biedna. - Postawił przed nią parujący kubek.
- Dzięki. Nie wiesz, czemu Falasca kazał zostać środkowym dłużej? - Ujęła dłońmi naczynie i pozwoliła im się zagrzać. Czasami drżała cała z zimna, a za chwilę było jej gorąco jakby siedziała w samym piekle. Miała nadzieję, że druga wizyta u lekarza jej coś pomoże, bo miała dość tego jak się czuje i skaczącego nad nią Andrzeja. Dwa dni były w porządku, ale potem zaczął przesadzać. Namawiał ją na wizyty u lekarza, bo wcale jej się nie poprawiało. Rozumiała, że się o nią martwi.
- Chciał sobie z nimi coś omówić szczegółowo. Nie martw się, Andrzej nie zaginął - pocieszył ją.
- Mam nadzieję, że nie zapomni wstąpić do sklepu. Inaczej jutro nie będzie miał, co zjeść na śniadanie - zaśmiała się lekko. - Jest czasem jak duże dziecko.
- Proszę, proszę, kto by pomyślał. Nawet, jeśli zapomni, to się przejdzie sam. Ty się nie ruszaj z domu pod żadnym pozorem - zastrzegł poważnie. Nie podobało mu się, że Inga w momencie, gdy powinna wypoczywać, zastanawia się czy Wrona zrobi zakupy. Jako jej mężczyzna powinien o nią dbać, a już zwłaszcza, gdy ledwo siedziała i co chwila powstrzymywała się od kasłania.
- Przypominam, że to tylko grypa. Nie umieram. Jest facetem, nie przywiązuje uwagi do takich rzeczy. Zawsze to ja o to dbam... - Zdanie urwał jej kaszel.
- Poczekaj - podniósł się z miejsca i lekko poklepał ją po plecach. - Nic mu się nie stanie, jak zrobi coś w domu. Inga, żyjemy w XXI wieku. Ja jak widać radzę sobie ze wszystkim sam.
- Dzięki - uśmiechnęła się z wdzięcznością, a jego serce zabiło mocniej. Ten uśmiech do niego przemawiał. Trafiał do duszy. - Po prostu go znam i wiem, jaki jest.
- Nie możesz dać się wykorzystywać.
- Ale nikt mnie nie wykorzystuje. Co ty pleciesz Facu? – Indze, coraz mniej się to wszystko podobało. Chciała, żeby Andrzej wrócił do domu. Conte, źle odczytywał jej znaki. Czuła się zakłopotana i to bardzo. Na dodatek czuła się zbyt słaba, żeby go wyprosić i być przy tym jednocześnie stanowczą.
- Tylko mówię na przyszłość. Jesteś inteligentną kobietą i to bardzo - przesunął się na kanapie.
- Facundo, nie zrozum mnie źle, ale chciałabym się położyć... - Zaczęła niepewnie.
- Jasne. Nie zamierzałem cię męczyć. Przepraszam - rzucił skruszony. - Gdybyś czegoś potrzebowała albo chciała porozmawiać, to dzwoń.
By w środku nocy tańczyć razem w świetle gwiazd.
Zamykam oczy, tańczy cisza wokół nas. [1]
- Wiem. Dzięki, że wpadłeś - odetchnęła z ulga, gdy wyszedł. 
Ułożyła się wygodnie na kanapie i okryła kocem. Znowu było jej zimno. Miała nadzieję, że jutrzejsza wizyta u lekarza przyniesie jakieś inne wieści i dostanie nowe lekarstwa. Po tych mogła tylko spać i nic jej się nie polepszało. Modliła się w duchu również by Andrzej nie natknął się na Facundo na zewnątrz. Zamierzała mu powiedzieć o tej wizycie, ale nie chciała żeby myślał, że za jego plecami umawia się z jego kolegą. Na takie awantury nie miała po prostu siły.
Conte przemierzał schody bloku, gdy na półpiętrze natknął się na kroczącego z siatkami Wronę. Panowie zmierzyli się wzrokiem i jako pierwszy ciszę przerwał Andrzej, który był zły.
- Conte? - Zdziwiony Wrona, zatrzymał się na półpiętrze na widok kolegi z zespołu.
- Już? Trener nie trzymał długo - rzucił i zaczął schodzić po schodach.
- Co ty tu robisz?
- Odwiedzałem Ingę, to chyba nie zbrodnia?
- Nic nie wspominałeś, że się wybierasz - zmierzył przyjmującego spojrzeniem. Nie podobało mu się, że odwiedzał Ingę i nawet go nie poinformował.
- Nie czuję się w obowiązku meldowania tobie, co robię.
- To moje mieszkanie i moja dziewczyna. Miło by było, gdybyś cokolwiek napomknął.
- Nie tknąłem jej, jeśli o to ci chodzi. Zbyt mocno zapatrzona jest w ciebie, chociaż kompletnie tego nie rozumiem.
- Do czego pijesz? Niczego jej przy mnie nie brakuje i ciągle jest ze mną. Nie zrobisz ze mnie złego smoka, od którego musisz uratować Ingę – próbował ze względu na dobro drużyny puszczać mimo uszu jego uwagi na jej temat czy też spojrzenia, jakie jej posyłał. Nie chciał dodatkowych problemów w Skrze, ale Conte wcale mu tego nie ułatwiał.
- Po prostu chyba nie widzi pewnych twoich zachowań. I broni cię w każdy możliwy sposób. Tak może tylko zakochana kobieta - uśmiechnął się ironicznie przyjmujący. Nie wątpił, że gdyby Inga nie kochała tak mocno Andrzeja udałoby się ją wyrwać z tego chorego związku i pokazać jej jak to jest być najważniejszą kobietą na świecie.
Nienawidziłem go na początku. Wydawał się taki arogancki i pewny siebie, a ty zachowywałaś się tak, jakby to on zawiesił księżyc... [3]
- Może mnie oświecisz, co niby robię źle? - Warknął poirytowany środkowy.
- Och, serio? Flirt z fankami na jej oczach, uśmieszki... Sądzisz, że ona jest tak bardzo ślepa, że tego nie widzi? - Wyminął Wronę, który ledwo powstrzymał się od popchnięcia go na ścianę.
- Powiedziała ci coś, czy wymyślasz to sobie w główce? - Krzyknął za nim.
- Obserwuje cię i lepiej o tym pamiętaj - wyszedł z klatki.
Andrzej nie potrafił opanować silnych emocji po spotkaniu z Argentyńczykiem. Dał im upust głośnym trzaśnięciem drzwiami do mieszkania. Bezczelny południowiec zjawiał się tu pod jego nieobecność, a potem śmiał pouczać, jak ma traktować Ingę.
- Andrzej?
- To ja. Widzę, że się nie nudziłaś.  – Wstała z kanapy i poszła do kuchni. Po wyrazie jego twarzy, gdy stawiał torby z zakupami zrozumiała wszystko. Musiał zobaczyć Conte. Zaklęła w myślach. Nie miała siły się z nim kłócić. Nie była w stanie wypowiedzieć bez problemu trzech zdań, a co dopiero całą tyradę na swoją obronę. Nie pozostaje mi nic innego jak go w spokoju wysłuchać, a potem pójść spać.
- Minąłeś się z Facundo. I nim za... - Przerwała żeby przetrwać atak kaszlu. Otarła łzy, które popłynęły jej oczu. Wszystko ją bolało od tych całych napadów. - Zanim zaczniesz mi robić awantury o Conte to ja nawet nie wiedziałam, że on przyjdzie - zastrzegła i mocniej opatuliła się swetrem.
- Inga, jesteś pewna, że nie chcesz jechać na pogotowie? - Zapytał poważnie zmartwiony. Nie mógł jej robić awantur, gdy była w stanie tragicznym. Rozpalone policzki, zaczerwieniony nos, szkliste oczy i ten okropny kaszel. Nawet on rozumiał, że jej jedynym marzeniem nie były wizyty jakiegoś taniego podrywacza z Argentyny.  - Wierzę ci na słowo. On sobie pozwala na zbyt dużo po prostu.
- Jutro i tak idę do lekarza. Wyprosiłam go tak szybko jak pozwalały na to dobre maniery, więc tylko na mnie nie krzycz. A jeśli już chcesz sobie za to powetować to poczekaj, aż poczuje się lepiej by móc się, chociaż bronić. - Kolejny napad kaszlu. Próbowała cokolwiek powiedzieć, ale za każdym razem musiała odpuścić. Po policzkach znowu poleciały jej łzy.
- Kochanie, nie jestem sadystą - przytulił ją szybko i spojrzał na nią czule. - Nie lubię, kiedy się koło ciebie kręci. Którego znaczenia słowa "zajęta" on nie rozumie?
Malowała się w tym wzroku cała bezmierna troska, czułość, wzruszenie i bezdenna tępota zakochania. [4]
- Nie powinieneś mnie przytulać. Jestem chodzącym workiem zarazków.
- Miłość pokona wszystko - zaśmiał się w głos.
- Serio mówię. Nie śmiej się. Cokolwiek on ci powiedział to nie wierz w to - dotknęła jego policzka. Odetchnęła z ulgą, bo uwierzył jej.
- Nie zamartwiaj się tym - ucałował wnętrze jej dłoni.
- Nie chcę żeby w drużynie... - Znowu nie skończyła zdania z powodu kaszlu. Pokiwał tylko głową, bo nie podobał mu się jej stan.
- Daj spokój. Umiem to oddzielić od pracy. Teraz to ja się poważnie martwię twoim stanem. Marsz do łóżka, a Mistrz Andrzej będzie robił rosół - zarządził.
- Moja kuchnia - powiedziała ze strachem. - Może jednak nie? Poważnie obawiam się o stan mojego królestwa, gdy ty zaczynasz w nim robić cokolwiek.
- Spokojnie, zaraz będę miał połączenie z mamą. Wszystko będzie cacy - uśmiechnął się szeroko. Potem niespodziewanie wziął Ingę na ręce i zaniósł ją do łóżka. Mocniej się go złapała i pozwoliłaby ogrzewał ją swoim ciałem.
- Powinieneś pójść do Karola na te kilka dni. Serio w tym domu jest pełno zarazków. Zaraz sam będziesz chory - mimo obaw, że go zarazi wtuliła się w niego. Było jej zimno, a od niego biło przyjemne uczucie gorąca. - Matko jesteś taki ciepły.
Zaczarowana chwila
Pomaga mi przetrwać
Temu niespokojnemu wojownikowi wystarczy
Po prostu bycie z tobą [5]
- Zamierzam cię ogrzewać przez najbliższe dni i nigdzie nie idę. Od dawna łykam coś na odporność, więc nic mi nie będzie.
- Kochany jesteś - spojrzała na niego z czułością.
- Ogarnę, co tam trzeba, zostawię na małym gazie i wracam cię przytulić - ucałował jej czoło. Było gorące. Miała gorączkę i to dość wysoką. Nie podobało mu się to. Najchętniej zabrałby ją do szpitala, ale wiedział, że nie zmusi jej do tego siłą.
- Królestwo za herbatę - położyła się na poduszkach.
- Robię lepszą niż Facundo, musisz to przyznać – zauważył w salonie kubek, a na dodatek herbata w kuchni nie stała na swoim miejscu, więc był pewny, że to nie Inga sobie robiła. Znał jej zamiłowanie do porządku.
- Wiesz, jaką lubię to, dlatego. Znasz moje przyzwyczajenia od lat. I szczerze? Nie chcę, żeby tu przychodził, kiedy ciebie nie ma - skuliła się z zimna. Przykrył ją kocem. Zaczęła kaszleć.
- Obronię cię przed każdym nachalnym adoratorem. Idę zrobić ci ten rosół i herbatę.
Czy czujesz miłość tego wieczoru
Jest tam gdzie my
Temu wędrowcy z szeroko otwartymi oczami wystarczy
Że dotarliśmy tak daleko [5]
Kiwnęła głową na znak zgody, więc wyszedł z sypialni. Wstawił wodę w czajniku i zaczął wypakowywać zakupy. Argentyńczyk siedział mu w głowie. Postanowił po prostu go ignorować. To była jedyna słuszna metoda by nie rozwalać ekipy, która ma walczyć o najważniejsze cele. Widział w Indze kobietę swojego życia. Nie zamierzał się poddawać i jeśli jakiś tam Argentyńczyk zamierzał o nią walczyć to był gotowy. Zrobił dziewczynie herbatę, którą lubi i wlał trochę malinowego soku. Zaniósł do sypialni, ale zauważył, że śpi. Oddychała ciężko. Zgasił światło i zamknął drzwi. W kuchni zadzwonił do mamy, która uważnie go instruowała, co ma robić. Nie był mistrzem gotowania, a ciepły i solidny posiłek z pewnością pomógłby Indze. Jadła tylko trochę i to rano by wziąć leki i czasem wieczorem. Nic więcej nie przechodziło jej przez gardło. Słuchał uważnie tego, co mówi mama, a gdy już zupa powoli się gotowała, zaczął trochę ogarniać mieszkanie. W sprzątaniu też nie był mistrzem, ale po dłuższej chwili powyrzucał niepotrzebne rzeczy i przetarł kurze z mebli. W końcu rosół był gotowy, więc z parującą miską poszedł do sypialni.
- Inga, wstań. Musisz coś zjeść – powiedział i dotknął delikatnie jej ramienia.
Podniosła powieki i zobaczyła Wronę z miską, z której unosiła się para. Na sam zapach poczuła jak jej żołądek wywinął koziołka. Nie była głodna. Chciała żeby dał jej spokój i pozwolił jakoś dotrwać do rana.
- Nie jestem głodna – wymamrotała.
- No, to za Andrzejka - chłopak nabrał na łyżkę trochę zupy i podał brunetce.
- Nie chcę. Nie jestem głodna.
- Kochanie, musisz coś zjeść. Jest osłabiona. Zjesz, rozgrzejesz się, organizm lepiej zafunkcjonuje.
- Nie mam ochoty - wymamrotała.
- Nie po to stałem przy garach tyle czasu, żeby mi teraz waćpanna wybrzydzała! - Podparł się pod boki i udawał oburzenie. Inga, zaczęła się śmiać, a po chwili kasłać. Po chwili snu zazwyczaj czuła się lepiej, ale wiedział, że to chwilowa poprawa. Za kilka minut znowu miała być apatyczna i marudna. Musiało ją poważnie zwalić z nóg, bo zazwyczaj przy drobnych przeziębieniach nie pozwalała nad sobą tak skakać. Zresztą chorowała rzadko, a jak już to najczęściej kończyła na antybiotykach.
Jeśli kiedyś jakiś mężczyzna rozśmieszy Cię w chwili, gdy będziesz przerażona albo zrozpaczona, nie pozwól mu odejść. [6]
- Ale nie próbujesz mnie tym otruć? - Zerknęła niepewnie na miskę z zupą.
- O nie! Teraz to strzelam focha! Zobaczymy, jak długo wytrzymasz bez mojego sprzątania, prania, gotowania i zakupów - środkowy wczuł się w rolę kury domowej.
- No już, już. Nie denerwuj się, po prostu wiesz, że twoje zdolności kulinarne są... Dość marne. Dasz mi tej zupy?
- To rosołek z przepisu od mamusi! - Zaprotestował. - Wszystko jej powiem. Mam cię karmić?
- Twoja mama zrozumie moje obawy. Sama jeść umiem.
- Wszyscy przeciwko mnie - załamał ręce. - Nikt nie docenia moich starań.
- Dobra, dobra! - Uniosła ręce w obronnym geście. - Poddaje się. Możesz mnie nakarmić jak chcesz. Już się nie odzywam słowem.
- To teraz powiedz "aaa" i za Karolka - zbliżył łyżkę do jej ust, jakby miał do czynienia z niemowlakiem. Przełknęła bez słowa i w myślach przyznała, że nie wyszło mu to całkiem najgorzej.
- Mała uwaga kochanie. Następnym razem użyj troszkę więcej pieprzu. I serio?! Mam jeść za Karola?!
- Ciesz się, że nie za ostre. Co do Karollo, to sama widzisz, jaka z niego tyczka. Niech się wzmocni. Teraz za Wojtusia.
- No Wojtek to raczej już masy nie musi przybierać - parsknęła śmiechem. - I wiesz, że ja lubię ostre dania.
- Cicho. To dla dobra całej drużyny - pokiwał głową z poważną miną. - Za Mariusza.
- Mam zjeść za całą Skrę? I ja naprawdę potrafię sama jeść.
- To jeszcze, chociaż za Nico, żeby mi miał, kto krótkie wystawiać - szybko nabrał nową porcję.
- Ale jak na pierwszy raz z tym rosołem nie poszło ci tak źle - pochwaliła go i zabrała mu miskę z zupą i zaczęła grzecznie jeść. W duchu przyznała, że dopiero teraz poczuła się głodna.
- Dziękuję, o Pani - pochylił się w ukłonie.
- Wariat jesteś.
- Pamiętaj, Seksowny Wariat - odszedł kręcąc biodrami.
Parsknęła śmiechem. Potrafił ją rozśmieszyć jak nikt inny. Nie wyobrażała sobie by to ktoś inny mógł zająć jego miejsce. Kochała go i czuła, że jego uczucia również nie zmieniły się przez ostatni czas. Dla niej nie było lepszego wyboru niż on. Troszczył się o nią i martwił. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowała. Zjadła do końca zupę i odstawiła miskę na etażerkę. Wzięła również leki i zasnęła szybciej niż zdążyła cokolwiek pomyśleć.
Andrzej, posprzątał po swoim gotowaniu kuchnię i zajrzał do sypialni. Uśmiechnął się, bo spała. Oddech miała ciężki. Poprawił kołdrę, która zsunęła się z jej pleców i zabrał brudne naczynie. Sprawiało mu przyjemność troszczenie się o Ingę. Chociaż raz mógł pokazać, że jemu też na niej zależy. Postanowił, że jutro zawiezie ją do lekarza i przywiezie do domu nawet, jeśli miałby spóźnić się chwilę na trening. Nie będzie w taki ziąb szła na drugi koniec miasta, a samochodu w takim stanie nie pozwoli jej prowadzić. Wziął prysznic i pogasił wszystkie światła. Położył się obok niej i objął ją ramieniem. Nie przebudziła się. Spała, ale jej ciałem, co jakiś czas wstrząsały dreszcze. Poprawił wszystkie nakrycia, jakie miała i sam spróbował udać się do krainy Morfeusza.
__________________
[1] Artur Gadowski – „Ona jest ze snu”
[2] Oscar Wilde
[3] Cassandra Clare
[4] Patrick Suskind
[5] Elton John – “Can you feel the love tonight”
[6] Agata Mańczyk
______________________
Bad news: Właśnie napisałam ostatnie zdanie tego opowiadania. Oczekujcie czterdziestu dwóch rozdziałów oraz czegoś w postaci epilogów, który zajmie około trzech lub czterech postów po ostatniej części. Smutno mi się zrobiło, że już to napisałam. :( 

Całusy :*

15 komentarzy:

  1. <3 reszta komentarza, jak się dostanę do komputera :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okej, troszczący się Facu to słodki Facu, ale tylko, gdy nie próbuje poderwać dziewczyny kolegi z drużyny. Jednakże odniosłam wrażenie, że gdyby nie choroba Ingi, to Andrzej by jej zrobił awanturę -.-
      No, dobra, nie nic.
      Niech Inga szybko zdrowieje! Grypa to nic fajnego. I Andrzej taki troskliwy, rosołek zrobił xD Suuuper ;D

      Usuń
    2. Gdyby nie choroba Ingi to Conte by nie przyszedł, a więc Andrzej nie miałby powodów do awantury.
      No muszę go pokazać trochę z innej strony. Nie może być wiecznie zły, bo ci meliski braknie :P

      Usuń
    3. no fakt, wtedy by nie było problemu xD
      Ja coś czuję, że meliskę przez Facu będę pić xD

      Usuń
    4. Chociaż raz nie przez Andrzeja :D
      Na zdrowie xD

      Usuń
  2. O jaki z naszego Andrzejka to kochany chłopczyk! I nawet rosołek umie ugotować - może nie było idealnie, ale przecież nie od razu Rzym zbudowano! Jeszcze się trochę podszkoli i będzie pierwszym Garnkiem w Skrze! :D Chociaż patrząc na jego rozmiary to porządny gar, prawie kocioł! :D Ale fakt faktem - przystojny i seksowny ten kocioł Indze się trafił! Z kolei Facundo trochę nieładnie postępuje - taki przystojny chłopiec, a takie brzydkie zachowanie. Gdyby zarówno on jak i Wrona byli czarownikami, albo chociaż duchami światłości to podczas ich spotkania na klatce, cały blok by eksplodował z tego napięcia - wybacz, za dużo czarodziejek! :D

    Jak to już ostatanie napisałaś, to będzie tak mało odcinków? :( Tea jest smutna :(

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając twój komentarz mało nie zadzwoniłam po pogotowie psychiatryczne z tekstem: Halo, proszę przyjechać na mój blog!
      Ulka nie oglądaj tego tyle!
      No napisałam :(. I jakie mało?! Prawie 45 rozdziałów to mało?! To nie "Moda na sukces"!

      Usuń
    2. Też kiedyś to oglądałam :D ale jakoś nie skojarzyłam panów z duchami światłości :D hahaaha pogotowie mnie powaliło :D

      Usuń
  3. Iiiiii Wrona w kuchni. Boziuniu spraw, że gdy się obudzę on będzie w mojej kuchni gotowal rosół. Amen :D
    A teraz Facundo... "którego znaczenia słowa zajęta nie rozumie?" dooobra, może się martwić, ale to już jest "lekka" przesada, nieprawdaż?
    Czekam na następny i buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak dobrze to nie będzie :D, więc przykro mi, ale raczej nie możesz na to liczyć :P.
      Przesada? No lekka jest, ale cóż zauroczył się ;)
      Całusy :*

      Usuń
  4. Zaczęłam czytać to opowiadanie wczoraj, a w zasadzie dzisiaj w nocy i nie dawno skończyłam. Zakochałam się w nim ! *.* Jest świetne! Wspaniale oddajesz ich uczucia i emocje. Gdy się to czyta można poczuć tą wielką miłość jaką siebie darzą mimo wszelkich przeciwności losu. Przyznam szczerze, że aż się popłakałam przy rozdziale w którym Inga wyjeżdżała do Warszawy, a Andrzejowi nie udało się jej zatrzymać.
    Bardzo się cieszę, że wyszli na prostą i znowu okazują sobie swoją miłość. Nie podoba mi się tylko Facundo. Lubie go no ale bez przesady, tak po prostu przychodzić do dziewczyny swojego kolegi i wtrącać się w jego związek.... Mam nadzieję, ze się ogarnie i ta fascynacja Ingą mu przejdzie. Inga z Andrzejem tworzą zbyt fajną parę by miało to się tak po prostu rozpaść, zwłaszcza że ciężko pracowali na odbudowaniem związku.
    Wrona gotujący rosół? Wybacz Andrzeju, ale wcale nie dziwie się Indze, że bała się o swoją kuchnie. :P
    Będę czekała na nowe rozdziały. :)

    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak miłe słowa :). Motywują do dalszej pracy, chociaż całe opowiadanie w moim folderze już zostało zakończone.
      Jeszcze raz dziękuję :*

      Usuń
    2. Nie mam nic przeciwko nowym opowiadaniom :) Z chęcią poczytam ^^

      Usuń
  5. Andrzej w kuchni? Już to sobie wyobrażam :)
    Zazdrość to trucizna, która zabija najtrwalszą miłość :)
    Andrzej powinien spojrzeć krytycznie na swoje zachowanie w stosunku do fanek, bo związek ze sportowcem nie jest wcale taki piękny i kolorowy jak się jemu wydaje.Podejrzewam, że facundo jeszcze nieźle namiesza w ich życiu, ale z drugiej stroy mam nadzieję, że przetrwają :)
    Zapraszam do siebie: http://zgubione-szczescie-nie-wraca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Facu, Facu, ech Facundo. Co ta miłość robi z mężczyznami. Wiele by zrobił dla Ingi, dobrze ją traktuje i ewidentnie chciałby czegoś więcej. Przy Andrzeju nie mógł się powstrzymać i powiedział co myśli, tak jakby zdradził swoje zamiary. Niepokoi mnie to zauroczenie, bo może dużo namieszać w poważnym związku.
    I czyż troskliwy Andrzejek przy garach nie jest uroczy? :-D rozczulający no. Jak się postara to potrafi ^^ brawo Zdzichu.
    Ale wszystko pobił cytat o zakochanym mężczyźnie hahahahaha poległam hahahaha przypadkiem hahahaha
    Całuję, MAZW

    OdpowiedzUsuń