piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział dwudziesty trzeci – To szpital czy urząd stanu cywilnego?

„Więc proszę Cię blisko bądź, kochaj mnie, trwaj przy mnie bo wokół wzburzone morze… Tylko Twoja dłoń..stały ląd.” [1]
3 marzec 2015 r.
            Czekał na Ingę pod centrum handlowym. Opierał się o jej niebieską Skodę, którą właśnie odebrał z przeglądu. Dziewczyna wszelkiego rodzaju sprawy zostawiała zawsze na jego głowie. Kompletnie nie rozumiała o co chodzi tym wszystkim mechanikom, więc oddała klucze Andrzejowi. On co prawda też nie wyznawał się na tej dziedzinie jakoś wybitnie, ale prędzej przyswajał i zapamiętywał różnego rodzaju nazwy. Tego dnia rano zamienili się samochodami. Inga nie była zachwycona, że musiała jechać jego autem, bo nigdy nie czuła się w nim komfortowo. Nie czuła go. Był dla niej za duży, ale do pracy musiała pojechać.
            Już zauważył jak jedzie. Uśmiechnął się. Jednak w ciągu kilku sekund uśmiech zmienił się w przerażenie. Inga jechała zgodnie z przepisami i co do tego nie miał wątpliwości. Przecież przyjeżdżała do tego centrum kilka razy w tygodniu, więc doskonale znała obowiązujące zasady ruchu drogowe na tym terenie. To samochód z lewej pędził jak szalony i nie zamierzał zwolnić. Nie było też opcji żeby dziewczyna, go widziała, bo widok zasłaniał jej niewielki budynek, więc pewnie wjechała na parking. Siatkarz zaczynał być pewny, że uda się jej uniknąć zderzenia, gdy w ostatnim momencie czarny Opel zahaczył o tył jego samochodu, który okręcił się kilka razy wokół własnej osi i zatrzymał dobre kilkanaście metrów dalej. Natychmiast zaczął biec w jej stronę. Mężczyzna z drugiego pojazdu sam wysiadł, a Inga dalej była w środku. W ostatniej chwili dobiegł do drzwi i odepchnął zbulwersowanego sprawcę wypadku, który chciał utorować sobie drogę do dziewczyny.
Żyj z całych sił
Życie tli się płomieniem co
Wątły i łatwo zagasić go [1]
            - Inga – wydusił, gdy zobaczył, że kobieta nie straciła przytomności, a drżącymi dłońmi próbuje wyplątać się z pasów bezpieczeństwa. Pomógł jej. Cała się trzęsła. Wysadził ją z samochodu i zamknął w swoich ramionach.
            - Kto dał ci do cholery prawo jazdy? – Mężczyzna od razu doskoczył do Kowalskiej, ale Andrzej ją zasłonił.
            - To panu powinienem zadać to pytanie. Jechał pan jak wariat – warknął Wrona i próbował odsunąć od Ingi inną osobę, która chciała się do niej dostać.
            - Proszę mi dać ją obejrzeć. Jestem ratownikiem medycznym. Zaraz tu będzie policja i pogotowie. – Andrzej odsunął się, ale w dalszym ciągu był tylko o krok od ukochanej.
W wyniku przerażenia nawet nie pomyślał o tym by zawiadomić policję czy pogotowie. Jego jedyną myślą, gdy biegł do samochodu była Inga i to czy nic jej nie jest. Przyjrzał się uważnie jej twarzy. Pod prawym okiem zaczęło pojawiać się zasinienie. Musiała uderzyć głową o coś twardego, gdy próbowała opanować samochód lub w momencie uderzenia. Nawet nie spojrzał na auto. To nie było ważne. Liczyła się dla niego tylko dziewczyna i to czy nic poważniejszego jej nie grozi. Wyglądało, że wszystko jest w porządku, ale dopóki nie orzekł tego lekarz nie zamierzał odejść od niej nawet na krok.
– Coś panią boli? – To ratownik medyczny próbował złapać kontakt z przestraszoną Ingą.
            - Nnnn… Nie – wydukała i zaczęła szukać ręki Andrzeja, który szybko splótł ich palce. Jego obecność podnosiła ją na duchu. Na dodatek ten sprawca całego zdarzenia co chwila obrzucał ją różnego rodzaju wyzwiskami.
            - Wydaje się, że nie ma urazów i poza siniakiem pod okiem nic groźnego się nie stało, ale radziłbym żeby pojechała z karetką i została przebadana – mężczyzna zwrócił się do środkowego, bo wiedział, że z kobietą ciężko złapać nić porozumienia. To go akurat nie dziwiło. Była w szoku. Za kilka godzin miało jej to przejść.
            - Kto to widział, żeby kobiety siadały za kierownicą – pieklił się dalej sprawca. – Teraz będzie udawać wielce wystraszoną. Zapłaci za to, że zniszczyła mi samochód.
            - Zostaw ją w spokoju. Nawet do niej nie podchodź – Andrzej cały czas odpychał intruza.
            - Pewnie pijana, a za kierownicę siada…
            - Nic nie piłam. Andrzej, przepraszam. Ja nie chciałam – zaczęła płakać. Bała się, że będzie wściekły za rozbity samochód. Nigdy nie lubiła nim jeździć. Nie czuła go. Miała wrażenie, że on jej nie słucha.
            - Najważniejsze, że ty jesteś cała – przytulił ją do siebie i ucałował w czubek głowy.
            Chwilę później nadjechała policja oraz pogotowie. Wrona musiał zostawić Ingę i pozwolić, jechać jej do szpitala. Nie chciała go puścić. Uspokoił ją i obiecał, że przyjedzie po nią do szpitala. Wyjaśnił mundurowym jak wyglądała cała sytuacja i że to on jest właścicielem pojazdu. Na szczęście nie był jedynym świadkiem całego zajścia, bo również ratownik, który jako pierwszy badał dziewczynę potwierdził jego wersję. Zaczęło się spisywanie danych osobowych, krótkie pytania. Musiał szukać w torebce Ingi jej dokumentów, bo z tego wszystkiego nie zabrała ze sobą portfela. Denerwowała go opieszałość policjantów, ale cierpliwie czekał, aż dostanie zgodę na opuszczenie parkingu. Nie chciało mu się bawić w żadne procesy. Marzył by być w szpitalu i upewnić się, że z jego kobietą wszystko jest w porządku. Zadzwonił również po lawetę by odholowała jego samochód do pobliskiego salonu, gdzie zawsze go naprawiał. Tam mieli zająć się całą resztą. Posprawdzał jeszcze czy dziewczyna z wyjątkiem torebki i aktówki nie zostawiła czegoś na siedzeniu lub w schowku. Na podłodze znalazł tylko jej telefon komórkowy, więc szybko wrzucił go do kieszeni torebki.
Sprawca wypadku próbował się wymigać od odpowiedzialności i zawalić winę na Ingę, ale dowody świadczyły przeciwko niemu. Przede wszystkim, gdyby to dziewczyna wymusiła pierwszeństwo to on miałby uszkodzony bardziej bok niż przód, a z maski samochodu siatkarza nie zostałoby w zasadzie nic, a tył byłby cały. W końcu Andrzej dostał zgodę na opuszczenie parkingu. Natychmiast skierował się w stronę szpitala. Nie pomyślał, żeby kogokolwiek o wypadku informować. Nie miał do tego głowy. W myślach miał tylko Ingę i jej zdrowie. Zaparkował niedbale jej samochód pod szpitalem i wbiegł do budynku. Próbował zorientować się gdzie ma skierować swoje pierwsze kroki. W końcu zauważył rejestrację. Podszedł do lady.
- Dzień dobry. Nazywam się Andrzej Wrona potrzebuję informacji na temat Ingi Kowalskiej. Przywieziona ze stłuczki. – Krew go zalewała, gdy widział ruchy kobiety, która miała mu pomóc znaleźć dziewczynę. Szybciej ruszał się zamyślony Uriarte. Uśmiechnął się lekko, ale palcami nerwowo stukał w blat.
- A pan jest? – Sądził, że za chwile wybuchnie. Kobieta potrzebowała, aż piętnastu minut, by zadać mu to pytanie.
- Mężem – powiedział bez chwili zawahania. Chciał dostać o niej informację, więc musiał posunąć się do kłamstwa. Zresztą nikogo z rodziny w Bełchatowie nie miała by mógł ich ściągnąć. Miała tu tylko jego i był za nią odpowiedzialny.
- Mąż? A żona inne nazwisko. To ciekawe – rzuciła pielęgniarka oschle i zmierzyła go spojrzeniem, jakby próbowała udowodnić mu, że kłamie.
- To szpital czy urząd stanu cywilnego? – Wielokrotnie spotykał się z małżeństwami, gdy żona miała inne nazwisko i jakoś nigdy nie mieli z tego powodu problemów. A on musiał trafić na najbardziej upierdliwą i najciekawszą pielęgniarkę w całym szpitalu.
- Sala za pana plecami. Z tego co wiem to żona – tu zaakcentowała to słowo, jakby chciała podkreślić, że wyczuwa jego kłamstwo na kilometr – jest obecnie na badaniach. Musi pan poczekać, aż z nich wróci.
Usiadł na wolnym krześle i zaczął bawić się telefonem, który trzymał w rękach. Próbował myśleć pozytywnie. Jednak im dłużej Ingi nie było tym bardziej się denerwował. Obawiał się, że coś jednak mogło się stać. Cały czas miał przed oczami wirujący samochód, a w głowie myśl, że tam jest Inga i coś może jej się stać. Wystraszył się. Przeraziła go myśl, że mógł ją stracić. Kochał ją i nie wyobrażał sobie życia bez niej. Miał ochotę rozszarpać mężczyznę, który w nią wjechał. Jeszcze bezczelnie próbował zrzucić winę na nią i wydawał się zdolnym zrobić jej krzywdę, gdyby tylko odszedł od niej na kilka kroków. W końcu wróciła z badań. Siniak na policzku był większy niż jeszcze na parkingu. Obejmowała dłońmi ramiona i trzymała jakąś teczkę. Natychmiast do niej podszedł. Środkowy zauważył, że lekarz rozmawia z pielęgniarką przy recepcji. Pokiwał tylko z niedowierzaniem głową i skupił się na Indze.
- Nic pani nie jest. Wszystko w porządku. Siniak powstał w wyniku uderzenia, ale nie spowodował żadnej szkody. Po powrocie do domu radzę się położyć i pozwolić mężowi wszystkim się zająć. – Lekarz podszedł do nich i uśmiechnął się ciepło do pary.
- To nie…
- Zajmę się nią – Andrzej, nie pozwolił jej złożyć wyjaśnień. Ich stan cywilny nie był teraz ważny. – Na pewno Indze nic nie jest?
- Jest wystraszona i roztrzęsiona, ale fizycznie nic jej nie dolega. Całe szczęście, że miała zapięte pasy bezpieczeństwa. Radzę by żona od razu położyła się do łóżka. A tego paskudnego siniaka należy potraktować lodem.
- Tak będzie – przytaknął i wyprowadził ze szpitala kurczowo trzymającą się go Ingę.
Więc proszę Cię blisko bądź
Kochaj mnie, trwaj przy mnie bo
Wokół wzburzone morze
Tylko Twoja dłoń..stały ląd [1]
- Przepraszam. Nie chciałam rozbić ci samochodu – powiedziała, gdy wsiedli do jej Skody.
- Dla mnie najważniejsze jest to, że ty jesteś cała.
- Ja go nie widziałam.
- Wiem – pocałował ją w czoło. – W domu odpoczniesz. Dzięki Bogu, że tobie nic nie jest – uśmiechnął się do niej.
- Zostaniesz ze mną?
- Oczywiście. Zadzwonię do Miguela i wszystko mu wyjaśnię.
Włączył się do ruchu. Nie odezwała się więcej. Była przerażona. Prawo jazdy zrobiła tak szybko jak tylko się dało i do tego momentu nie miała żadnej stłuczki. Na dodatek nie jechała własnym samochodem. Była szczęśliwa, że dojeżdża już na parking i w końcu wsiądzie w swoją Skodę. Ten przeklęty budynek, który zasłaniał część drogi. Zerknęła niepewnie na Wronę, który prowadził w pełnym skupieniu. Nie wyglądał na złego. Czuła ból w policzku, ale lekarz powiedział, że przez kilka dni może to być normalne. Westchnęła cicho. Poczuła się zmęczona. Zastanawiała się czemu, bo przecież powinna być naładowana adrenaliną i nie odczuwać niczego oprócz wzburzenia, a u niej takie zjawisko nie zachodziło. W końcu dojechali pod blok. Inga, wysiadła a chwilę później obok niej jak cień pojawił się Andrzej z jej rzeczami. Spojrzała na niego z wdzięcznością. Próbowała się uśmiechnąć, ale ból wzrósł, więc zrezygnowała ze swojego pomysłu. Poczuła jego rękę na swoim ramieniu i jak kieruje nią w stronę mieszkania. Chciała zaprotestować, że może sama chodzić, ale widząc jego karcące spojrzenie odpuściła.
- Idź się połóż.
- Mogę sobie zrobić chociaż herbatę? – spytała.
- Zaraz ci zrobię. A teraz idź się połóż. – Kolejny raz tego dnia ustąpiła.
Jednak zamiast do łóżka skierowała się do łazienki, gdzie w lustrze zaczęła się przeglądać. Na prawym policzku miała pięknego, ciemnofioletowego siniaka jakby ktoś przyłożył jej z całej siły. Na dodatek ta strona twarzy lekko jej spuchła. Obmyła twarz zimną wodą i delikatnie wytarła ręcznikiem. Postanowiła posłuchać środkowego i poszła do sypialni.  
– Jaką chcesz tę herbatę, kochanie?! – krzyknął z kuchni.
- Malinową i nie krzycz na litość boską. Nie jestem głucha.
- Nie denerwuj się, bo do siniaka dołączy ci kilka nowych zmarszczek - zaśmiał się, wchodząc do pokoju. Rozluźnił się. Indze nic nie było, wrócili do mieszkania.
- Zabawny jak zawsze. Nie musisz nade mną skakać. Nic mi nie jest.
- Od niczego nie znalazłaś się w szpitalu. Przecież widziałem wszystko na własne oczy. Musisz odpocząć.
- Byłam w nim kilka godzin i orzeczono, że jestem cała i zdrowa.
- A ja orzekam, że się tobą zaopiekuję - uśmiechnął się.
- Aż zaczynam żałować, że poprosiłam cię o zostanie w domu i odpuszczenie treningu. - Zerknęła na zegarek. - Jak się zbierzesz to jeszcze zdążysz.
- Nie mogę zmieniać zdania, jak kobieta w ciąży. Zamierzam cały dzień spędzić z moim kierowcą rajdowym - musnął jej policzek, a ona odsunęła lekko głowę. Chociaż dotknął zdrowej części jej twarzy to jednak nie czuła się najlepiej, ból promieniował na całą część ciała. 
- Nie widziałam go. To on wymusił pierwszeństwo. Co z samochodem? - spytała i upiła łyk herbaty.
- Nie musisz się tłumaczyć. Tylko żartowałem Gdybym ci nie ufał, to bym ci nie dał mojego samochodu. Mogłabyś się bardziej o siebie zatroszczyć niż o kupę metalu i elektroniki - pogładził jej włosy.
- Mam wyrzuty sumienia i tyle. Wiem, że jak każdy facet kochasz swój samochód.
- Ciebie kocham bardziej - posłał jej spojrzenie spod rzęs, aż ogrom ciepła rozlał się w jej sercu.
- Uśmiechnęłabym się, ale boli mnie cała twarz. Nie mamy nic na ból? – Z każdą minutą czuła jak nieprzyjemne uczucie rozchodzi się na lewą stronę. W jej wypadku adrenalina tamowała ból, ale gdy tylko znalazła się w bezpiecznym mieszkaniu i pod czujnym okiem Andrzeja wszystko wracało do normy z wyjątkiem bólu.
- Mamy - mruknął i ucałował delikatnie jej obolały policzek. Odsunęła się z krzywą miną. Wiedziała, że nie sprawiał jej cierpienia celowo. Nie spodziewał się po prostu, że tak bardzo ją boli. Spojrzała na niego smutno. - Och, skoro nie chcesz buzi, to idę po tabletki.
- Ej - złapała go za rękę. Nie chciała by się na nią złościł. Lubiła gdy ją dotykał, całował czy patrzył na nią. Nigdy się od niego nie odsuwała. Zawsze chciała być blisko niego. Wyjątkiem były momenty gdy byli pokłóceni.  - To nie tak. Tylko po prostu mnie boli. Już nie tylko policzek, ale cała twarz jakbym dostała od kogoś z całej siły.
- Matko, wszyscy pomyślą, że cię biję – jęknął, bo to nie wyglądało dobrze.
- Ja znam prawdę. I dziękuję, że nie pozwoliłeś się zbliżyć temu mężczyźnie po wypadku, bo pewnie z drugiej strony też miałabym siniaka i tym razem już od uderzenia przez kogoś.
- Tylko by spróbował! Wtedy on by wylądował w szpitalu! – Wiedział, że Inga miała rację. Gdyby go nie było w pobliżu to sytuacja mogłaby wyglądać różnie. Obiecał jej mamie, że nikomu nie pozwoli skrzywdzić Ingi i zamierzał słowa dotrzymać. Mężczyzna był furiatem i widział to po jego oczach. A jego kobieta była zbyt słaba, żeby przeciwstawić się jakiemukolwiek mężczyźnie. Ścisnął lekko jej dłoń. Dawał do zrozumienia, że dopóki on jest obok niej to ona nie musi się bać o swoje bezpieczeństwo.
- Dlatego dziękuję - przytuliła się delikatnie, ale twarz trzymała w znacznej odległości od jego barków. 
- Może jakiegoś lodu ci przyniosę, co?
- Cokolwiek byle przyniosło ulgę.
- Zaraz wracam - pocałował ją w czoło.
- Nigdzie nie uciekam. – Andrzej po chwili zjawił się z tabletkami przeciwbólowymi, szklanką wody oraz woreczkiem lodu. – Jesteś kochany - wzięła od niego tabletki i popiła wodą.
- Mów dalej - poprawił grzywkę teatralnym gestem.
- Dawaj lód zapatrzony w siebie siatkarzu - próbowała zabrać z jego ręki woreczek.
- Teraz to zapatrzony w siebie, a wcześniej to: Andrzej, kocham cię, Andrzej mocniej, Andrzej szybciej - uniósł głos, naśladując wybrankę, a ona spiorunowała go spojrzeniem, a na jej zdrowym policzki i dekolcie pojawiły się czerwone plamy, które świadczyły o tym, że ją zawstydził. Lubił to robić. Według niego uroczo się wtedy na niego złościła.
- Boże - wzniosła oczy ku górze. Szybko przyłożyła sobie lód do policzka, co sprawiło jej pewną ulgę. - I to tak poważnie, to jest ten jedyny na całe życie czy to jakiś żart?
- Za grzechy się płaci, córko. - Siatkarz przykrył dłonią usta i zawył tubalnym tonem.
- Wiesz, że nie mogę się śmiać - rzuciła w niego poduszką. - I skoro jesteś moją karą za grzechy to ja nie wiem czym musiałam zawinić w poprzednim wcieleniu.
- Pewnie seksem przedmałżeńskim - wyszczerzył się głupkowato.
- Za to dostałabym Facundo. Ty jesteś za coś innego i nie wiem za co.
- O przepraszam, niby czemu Facundo? - oburzył się.
- A kogo niby innego bym dostała?
- Nie wiem, jest dużo facetów. I czemu ja jestem za coś innego?
- Za seks przedmałżeński w poprzednim wcieleniu nie dają w nagrodę tak atrakcyjnego partnera.
- I to tłumaczenie już mi się bardzo podoba - przygarnął ją do siebie.
- Tylko dlatego, że usłyszałeś komplement - prychnęła.
- Oczywiście. Nie pozwolę się obrażać we własnym domu - pstryknął ją w nos.
- Już nie rób z siebie takiego wrażliwego i delikatnego. Nikt w to nie uwierzy - zmarszczyła nos, gdy ją dotknął. Lubił, gdy to robiła. Wyglądała wtedy uroczo. Kochał każdy jej wyraz twarzy. Nawet, gdy tak jak w tej chwili przekomarzali się jak małe dzieci. Przede wszystkim chciał odciągnąć jej myśli od stłuczki. Miała się od tego oderwać. Zapomnieć na chwilę. Zrelaksować się. Potrzebowała tego.
- To chyba jasne, że silni, duzi mężczyźni są wrażliwi w środku.
- I że niby ty też? - spytała powątpiewająco.
- Oczywiście! Chodzący, żywy dowód!
- Nie jestem co do tego przekonana - zmierzyła go wzrokiem.
- No tak, w końcu tobie chodzi tylko o seks, a nie o moje wnętrze - westchnął teatralnie.
- Kto tu kogo zaciąga do łóżka częściej, co? Nie odwracaj kota ogonem - szturchnęła go. Nie wiedziała jakie tabletki Andrzej jej dał, ale musiały być z jego półki, bo ból ustępował w zaskakująco szybkim tempie, a to była nowość. Jeśli chodzi o choroby i leki to była bardzo wymagająca. Gdy już brała medykamenty to były to antybiotyki, bo tak bardzo coś ją zmogło i to samo dotyczyło środków przeciwbólowych. Potrzebowała albo czegoś bardzo mocnego, albo od razu końskiej dawki.
- Twoje oszczerstwa ranią mnie na wskroś - jęknął, łapiąc się za serce.
- Sama prawda, kochanie. Sama prawda.
- Wiesz, ja wystawiam cię na próby, a ty się zawsze poddajesz... - odparł. - Mojemu urokowi.
- Aaa że niby to ja ta słaba, a ty ten silny.
- Nie ma problemu, jeśli następnym razem chcesz dominować. Dostosuję się - mrugnął do niej.
- Nie. Po prostu ćwiczymy moją silną wolę - przesunęła się na część łóżka po której zawsze spała. Odsunęła swoje poduszki tak by od tych Andrzeja oddzielał je kawałek wolnej przestrzeni. - Od dziś nawet nie próbuj znaleźć się na mojej części łóżka - powiedziała śmiertelnie poważna.
- Niestety będę musiał. Dla efektywniejszego ćwiczenia - podążył za nią.
- Nie. Nic nie będziesz musiał.
- Spoko. Lubię to zajęcie - położył dłoń na jej kolanie i sunął nią po udzie.
- A potem będziesz mi wypominał - odsunęła się jeszcze dalej.
- Że mam cudowną dziewczynę? Zawsze - przybliżył się ponownie.
- Jasne. Potem robisz ze mnie nie wiadomo kogo - znowu się odsunęła, ale natrafiła na krawędź łóżka.
- Nikomu nie mówię, co robimy w sypialni - oparł się dłońmi po obu jej stronach.
- Tylko byś spróbował. I wiesz znajdujesz się na mojej części - przypomniała mu.
- Będąc szczegółowym, to znajduję się na tobie - pochylił się nad nią, wpatrując się w jej oczy. Zielone tęczówki. Najpiękniejsze jakie widział. Składały się z miliardów cieniutkich niteczek w różnych odcieniach zieleni i trochę brązów, co dawało fantastyczny efekt końcowy. Zakochał się w nich od pierwszego wejrzenia. I od pierwszego spotkania chciał żeby patrzyły tylko na niego z miłością i czułością. W końcu dopiął swego, w końcu była tylko jego.
- Używasz tego tonu głosu - jęknęła zrezygnowana.
- Jakiego? - spytał cicho przy jej uchu.
- Tego, którego używasz gdy chcesz mnie do czegoś przekonać.
- Ty też taki masz, wiesz? - wodził nosem po skórze jej szyi.
- Nie prawda - mruknęła.
- Prawda. Jak tak sobie myślę, to nie zawsze ja cię zaciągam do łóżka. Czasem daję ci się uwieść - przygryzł płatek jej ucha.
- Tak? Niby kiedy ostatni raz cię uwiodłam? - spytała i musnęła wargami jego policzek.
- Wczoraj? - zaśmiał się. - Trochę teraz.
- Skoro wczoraj to nie jest ze mną jeszcze tak źle. Cały czas atrakcyjna - zaśmiała się.
- Czy kiedykolwiek twierdziłem inaczej? - uśmiechnął się.
- Nie siedzę w twojej głowie, więc nie wiem - wzruszyła ramionami.
- Siedzisz gdzie indziej - położył jej dłoń na swojej klatce piersiowej.
Wzruszenie ścisnęło jej gardło. Andrzej, nie zawsze zbierał się na romantyczne gesty, a ona tak bardzo ich pragnęła. Jednak im było ich mniej tym bardziej ona je doceniała i w nie wierzyła. On też był jej sercem, jej życiem, jej światem. Nigdy nie wierzyła, że przetrwają taki długi okres czasu, że pierwsza miłość to będzie ta na całe życie i do jego końca. Kochała go nawet pomimo tych wszystkich przykrych słów, które jej powiedział. Ona też nie była święta, ale właśnie takie proste gesty przywracały wiarę w to, że mają szansę, że mogą utrzeć nosa wszystkim tym, którzy w nich wątpili.
- Lubię takie chwile. Są tylko nasze. Nigdy nie sądziłam, że po tylu latach będę dalej zakochana w tobie tak mocno.
Więc proszę Cię blisko bądź
Kochaj mnie, trwaj przy mnie bo
Wokół wzburzone morze
Tylko Twoja dłoń..stały ląd [1]
- To nie choroba, żeby nam przeszło. Nie wyobrażałem sobie przyszłego życia u boku innej kobiety niż ty.
- Nie? Nigdy? – Jakoś nie bardzo chciała przyjąć jego słów do wiadomości, ale przyjemnie podbudowały jej ego.
- Kiedy się poznaliśmy, byłem dzieciakiem, a potem zawsze ty byłaś obok... - tłumaczył nieporadnie.
- Jesteś największym ryzykiem, jakie kiedykolwiek podjąłem. - Pocałował mnie delikatnie. – I największą wygraną. [2]
- Bo chciałeś, zawsze mogłeś mnie od siebie odsunąć. Nawet teraz w każdej chwili możesz – uśmiechnęła się. Chociaż czasami brakowało jej zapewnień jego miłości to nie wierzyła by kiedykolwiek kazał jej odejść. Gdzieś pod skórą była pewna, że będą razem do końca świata i jeden dzień dłużej.
- Kobieto, nie wyskakuj z takimi tekstami, kiedy ja próbuję powiedzieć, że nikogo innego prócz ciebie nie potrzebuję w życiu - szturchnął ją. Zaśmiała się. Spojrzał na nią z czułością i delikatnie musnął wargami jej siny policzek. Nie drgnęła, a to znaczyło, że leki musiały zadziałać. - Może jeszcze trochę tlenu.
- No popatrz, to zupełnie tak jak ja - uśmiechnęła się szeroko, bo faktycznie nie czuła się już tak jak jeszcze kilkanaście minut temu. Owszem czuła pewne niedogodności, ale mogła w spokoju zebrać myśli.
- To znak, że pasujemy do siebie
Przytuliła się do niego mocno. Nie odsunął się, tylko pogładził ją po policzku. Położyła swoją dłoń na ręce Andrzeja i przejechała delikatnie kciukiem. Uśmiechnął się do niej. Zawsze w takich sytuacjach czuła się zupełnie bezbronna, ale jednocześnie miała poczucie bezpieczeństwa. Był wszystkim czego potrzebowała do szczęścia i by budzić się każdego dnia.
Ja wierzę raczej w uczucie budowane dzień po dniu z podziwem i szacunkiem. Dla mnie miłość nie musi iść w parze z fajerwerkami, ze światłem, który wywraca się do góry nogami; to raczej ciepłe gniazdko, gdzie czujemy się bezpieczni i kochani. [3]
_______________________
[1] Krzysztof Kiljański & Kayah – „Prócz Ciebie nic”
[2] Sylvia June Day
[3] Barbara Baraldi
______________________
No dobra to za co dziś będziecie wieszać Andrzejka? Tyśś, jakiś powód? :P 
I od wtorku zaczynamy naukę. Spokojnie. Rozdziały będą jak zawsze co piątek :).
Całusy :*

Lady Spark 

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie chcem wieszać Andrzejka, był cudowny ^^ taki dzielny Husarz, rycersko ją bronił, a skrzydła jego łopotały na wietrze.
      Naprawdę, jakby nie policja, to panowie skoczyliby sobie do gardeł. Dobrze, że jednak prawda wyszła na jaw i ukarali tego furiata za kółkiem. A potem już tylko tęcza, jednorożce i czuły Endriu <3
      Postarał się, wydobył z siebie kilka czułych gestów.
      Teksty o Facundo, "za grzechy się płaci córko" i Wrona łasy na komplementy wygrały hahahaha śmiałam się razem z nimi ;)
      A na koniec, moje oburzenie! Co to ma znaczyć, że: Szybciej ruszał się zamyślony Uriarte. !!!!!!!!!! No słucham?! Masz coś do Nico, to idziemy na solo :P
      Mój pierwszak idzie do szkoły, mama taka dumna :*
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ooooo Andrzejku! Czy Ty nie możesz być taki cały czas - czuły, zabawny, szarmancki? Taka jego wersja zdecydowanie bardziej mi się podoba niż zazdrosny choleryk! Bardzo dobrze, że Indze nic się poważnego nie stało bo przez takiego durnia to nigdy nie wiadomo co mogłoby być. Jeszcze ten debil (kierowca-bombowca, a nie Andrzejek rzecz jasna) gotów był ją tam pobić, a przecież to była tylko i wyłącznie jego wina! A teraz niech nasza Wronka się ładnie postara i zaopiekuje się swoją ukochaną tak jak na to zasłużyła! :D

    Będziesz miała 45-godzinne lekcje, nanananana :D

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będę go wieszać dzisiaj. Trochę mnie wkurzył, ale już nie pamiętam czym, więc to pewnie pierdoła była.
    Dobrze, że Indze nic się nie stało. Andrzej chce komplementów? Ojojku...
    Ale odcinek bardzo sympatyczny xD

    OdpowiedzUsuń