piątek, 9 października 2015

Rozdział dwudziesty dziewiąty – Facundo Conte

„Jestem zbyt spokojna, żebyś mógł znaleźć sens życia u mojego boku.” [1]
30 kwiecień 2015 r.
            Brunetka składała właśnie koszule Andrzeja, które zdjęła z balkonu. Sezon ligowy dobiegł końca, a to znaczyło tylko tyle, że ją i środkowego czeka długo rozłąka po ich krótkich wakacjach oraz ślubie jej siostry. Nie podobała się jej ta perspektywa. Znowu czuła się dokładnie tak jak początku ich związku, odzyskali siebie, swoje dawne uczucia i to wszystko co im wtedy towarzyszyło. Wrona poświęcał jej znacznie więcej czasu, wszystko się ustabilizowało. Na dodatek za pięć miesięcy mieli wziąć ślub. Inga zupełnie nie wiedziała jakim cudem Andrzej załatwił im salę oraz uroczystość w kościele, gdzie wszystkie terminy powinny być zarezerwowane, ale gdy pokazał jej potwierdzenie rezerwacji musiała przyznać, że zrobił na niej wrażenie. Spojrzała na niego, a w jego oczach ujrzała dwie iskierki szczęścia. Przytuliła się wtedy do niego. Nie sądziła, że nagle po tylu latach jej życie będzie przypominało kolejkę górską. Nie rozumiała też nagłego pośpiechu Andrzeja do ślubu, ale sama tego również chciała, by przyrzekać mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Chciała by już formalnie i na papierze był jej a ona jego. Przerażała ją tylko wizja organizacji całego przedsięwzięcia. Ona i narzeczony doszli do wniosku podczas rozmowy z rodzicami, że wystarczy im skromne przyjęcie po uroczystości w kościele, ale na to zgody nie dały ich mamy. Uparły się, że wszystko powinno być tak jak w przypadku normalnego wesela, więc podjęły się całej organizacji, a Inga z tego powodu miała złe przeczucia. Nie  chciała by przesadziły, więc zastrzegła, że nie mogą podjąć żadnej decyzji bez jej lub Andrzej zgody. Co prawda mama dziewczyny była gotowa rozpocząć trzecią wojnę światową na wieść o ślubie, ale Wrona uspokoił ją, że sami są w stanie pokryć wszystkie koszty w tej sprawie czym tylko pogorszył nastrój przyszłej teściowej. Inga już nie wiedziała jak ma rozmawiać z własną mamą. Czuła, że uderza głową w mur i nie jest w stanie go przebić. Tylko obecność środkowego ją podtrzymywała ją na duchu, ale on wkrótce miał zacząć treningi w Spale. Jak nigdy ten sezon reprezentacyjny wydawał się jej jeszcze bardziej przerażający niż pierwszy.
            Ze świata własnych myśli wyrwał ją dzwonek do drzwi. Odłożyła na stół w kuchni czarny podkoszulek Andrzeja i poszła otworzyć. W progu stał Facundo. Zupełnie jej się to nie podobało. Od kilku tygodni skutecznie go unikała i chciała by tak zostało do następnego sezonu. Myślała, że jeśli nie będzie jej przez kilka miesięcy widział to mu przejdzie. Nie chciała go ranić, ale nie mogła też znieść tego jak na nią patrzył. Wpuściła go do środka i poprosiła by usiedli w kuchni, bo właśnie sprząta. Przyjmujący zgodził się bez słowa i podążył za kobietą. Jej uśmiech, zapach perfum, ruch głową czy ciało było dla niego jak magnez. Chciał z nią być. Chciał budzić się każdego ranka obok niej i widzieć tą uroczo zaspaną twarz. Inga jednak wydawała się go nie zauważać. Wpatrzona w Andrzeja, odtrącała wszystko co działo się dookoła niej. Przyjęła jego zaręczyny oraz propozycję ślubu w październiku. Tańczyła tak jak on zagrał. Nie mógł tego zrozumieć, dla niego to wyglądało prosto: zrezygnowała z siebie tylko po to by on ją kochał. Nie tak to powinno wyglądać. Uważał, że dziewczyna zasługuje na coś więcej. Przyszedł do niej pod pretekstem problemów z jednym dokumentem jaki przyszedł do niego z Argentyny. Jakiś urząd domagał się dopełnienia formalności i potrzebował do tego oświadczenia z Polski. Niby w klubie mu to wszystko wyjaśnili, ale nie chciał wracać do ojczyzny bez pożegnania z Polką. Kobieta z uśmiechem wzięła kartkę papieru i zagłębiła się w tekst. Szybko zrozumiała o co chodzi i zaczęła mu tłumaczyć. Ukryła swoje zdziwienie faktem, że nie zwrócił się z tym do władz klubu. Przecież z pewnością by mu pomogli w tej sprawie. Jednak odrzuciła jakiekolwiek podejrzenia i doradziła mu co ma zrobić, a następnie wróciła do składania czystych rzeczy. Jej smukłe palce robiły to z niemałą zręcznością i wprawą jakby robiła to cały czas. Argentyńczyk nie mógł znieść tego, że to Andrzej jest tym, który ma ją codziennie obok siebie. Nie zasługiwał na nią. Według Facundo Conte nie był jej godny.
            - To zobaczymy się w nowym sezonie, co? – zagadnął po dłuższej chwili. Nie wiedział co ze sobą począć. Sądził, że gdy już mu pomoże zaczną normalną rozmowę, ale Inga ewidentnie go unikała.
            - Tak. Zresztą ja w Bełchatowie zostaję nawet we wakacje. Praca. Nie każdy ma tak jak wy, że co weekend inne miejsce na świecie – mrugnęła do niego z uśmiechem.
            - Tułamy się od hotelu do hotelu. Trochę to męczące mimo wszystko.
            - Taką macie pracę, ale potem sukces smakuje lepiej.
            - Szkoda, że nikt nie chce za mną jeździć po tym całym tourne.
            - Znajdziesz kogoś takiego. Ja na przykład za Wroną nie jeżdżę – uśmiechnęła się lekko.
            - Też bym nie jeździł – zaśmiał się szczerze.
            - To nie moja bajka. Zresztą i tak w większości jest zajęty treningami, meczami czy dziennikarzami, więc równie dobrze mogę jego grę oglądać w domu. Czasem gdzieś pojadę do niego, ale to musi być ostateczność – również się zaczęła śmiać. Lubiła rozmowy z przyjmującym. Mieli podobne poczucie humoru i interesowały ich te same tematy. Nie to, żeby z narzeczonym nie mogła porozmawiać o wszystkim, ale z przyjacielem wszystko nabierało innego znaczenia.
            - Może kiedyś się spotkamy na jakimś meczu Polska – Argentyna, co?
            - Może o ile będzie to w Łodzi lub w Warszawie.
            - Obowiązkowo przyjdę się przywitać i liczę, że chociaż trochę mi pokibicujesz.
            - Przykro mi Facu, ale kibicuję tylko Andrzejowi – powiedziała ze śmiechem. Zawsze trzymała kciuki za środkowego.
            - Myślałem, że mnie lubisz – udawał zasmuconego.
            - To ty powiedziałeś, że ciebie nie lubię – uderzyła go po przyjacielsku w ramię.        
            - Czyli jednak lubisz? – Świdrował ją spojrzeniem, które jej się nie spodobało. Przyjaciel nie patrzy w  ten sposób na przyjaciółkę.
             - Lubię – przyznała szczerze, bo to była prawda.
            - Bardzo?
            - Lubię cię tak jak wszystkich kolegów Andrzeja – spojrzała na niego zaskoczona, gdy westchnął głęboko.
            - A ja ciebie jak… najwspanialszą dziewczynę jaką spotkałem.
            Ingę wmurowało. Sądziła, że Conte w końcu zrozumiał, że nie ma u niej szans, że zrozumiał z kim jest i kogo wybrała jako swojego partnera i to tak dawno temu. To dla niego jej serce biło mocniej, dla niego wracała każdego dnia po pracy jak najszybciej tylko mogła. Tylko Andrzej mógł ukoić jej niepokój, który rodził się w jej duszy zawsze, gdy coś szło nie tak.
            - Żartowniś z ciebie – próbowała to wszystko obrócić w żart.
            - Mówię poważnie. Żadna się do ciebie nie umywa.
            - Nie przesadzaj. Jestem zwykłą dziewczyną. W końcu też jakąś znajdziesz – poklepała go pocieszająco po dłoni.
            - Już znalazłem – odpowiedział cicho i złączył ich dłonie. – Gdyby tylko mnie chciała.
            - Facundo nigdy ci niczego nie obiecywałam. Dobrze wiesz, że jestem z Andrzejem.
            - Wiem, ale po prostu… Nie jesteście skuci kajdankami ze sobą. Możesz od niego odejść.
            - Żartujesz sobie, tak?! – Zabrała swoje dłonie. – Poprosił mnie o rękę, w październiku bierzemy ślub. Jak możesz coś takiego mówić?!
            - Nie oburzaj się. Po prostu jeśli nie byłabyś z nim szczęśliwa, to zawsze masz wybór.
            - Ale jestem z nim szczęśliwa. A ty nawet mnie nie znasz. Nie podoba ci się mój charakter. Podoba ci się to co mam do zaoferowania czyli spokój, bezpieczny związek i wiele innych rzeczy, które widzisz gdzieś z boku. Ale nie znasz mnie. Nie wiesz co lubię, a czego nie.
Tak naprawdę kochasz nie mnie, ale to, co sobą przedstawiam. Jestem jak bezpieczny port, wystarczy jednak, że odpoczniesz i naładujesz baterie, a odkryjesz, że wcale nie pragniesz zatrzymać się w nim na dłużej. Zawsze byłeś człowiekiem czynu i chyba bardziej odpowiada ci zmaganie się ze sztormem niż długi postój w porcie. Jestem zbyt spokojna, żebyś mógł znaleźć sens życia u mojego boku. [1]
            - Poznałem cię na tyle, ile mogłem i nie znalazłem nic złego. Oprócz tego, że jesteś zajęta.
            - Nie poznałeś mnie wcale. Jestem zajęta i to się nigdy nie zmieni.
            - Jesteś pewna? – spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Nie mógł uwierzyć, że ona tak ślepo wierzy w środkowego i tak ślepo ofiarowuje mu całe swoje serce.
            - Jestem. Nic się nie zmieni, dopóki Andrzej mnie nie zostawi. Facundo, sam jesteś sobie winien. Nie mogę ci zaoferować nic więcej z wyjątkiem przyjaźni.
            - Tak, jestem winny, bo mi się podobasz… - Nie skomentowała tego. Nie chciała kontynuować rozmowy. Czuła się coraz bardziej zakłopotana i niepewna każdego jego ruchu. – Nie bój się. Nie rzucę się na ciebie. Potrafię przyjąć odmowę.
            - Facundo… Mnie nawet nie jest przykro. Nigdy niczego ci nie obiecywałam. Nawet nie umiem zmusić się do tego żeby było mi przykro.
            - Świetnie, właśnie to chciałem usłyszeć. Umiesz podnosić na duchu – wstał gwałtownie z miejsca.
            - Od początku grałam sprawiedliwie. Nigdy nie dałam ci najmniejszego znaku, że coś może między nami być.
            - Nie musiałaś dawać znaku. Czułem, że świetnie się dogadujemy.     
            - Nie na dogadywaniu się to wszystko tylko polega. Obie strony muszą tego chcieć. Ja wiem, że może myślałeś, że skoro ja i Andrzej mamy gorsze chwile to w końcu się rozstaniemy, ale to się nigdy nie stanie.
            - Przecież co mecz oblegają go ani, a on czuje się jak ryba w wodzie. Świetnie się bawi, gdy na niego czekasz.
            - Wiem i muszę to zaakceptować. Ciebie też oblegają.
            - Wolałbym iść, przytulić się do ciebie.
            - Nie prawda – rzuciła krótko i chłodno.
            - Dobra, skoro cię nie znam, to raczej nie wiem również czemu z nim jesteś?
            - Bo go kocham, bo jest moim narzeczonym, bo… Facu nie umiem ci tego wyjaśnić czemu go kocham. Nie zrozumiesz tego.
            - Oczywiście. Co ja wiem o miłości – prychnął wściekły.
            - Wyjdź – powiedziała ostro. Przestawała podobać się jej ta wizyta. – Wynoś się – wskazała ręką drzwi.
            - Do zobaczenia, przyjaciółko – szybko przysunął się do niej i musnął ustami jej policzek, a po chwili wyszedł z mieszkania.
            Inga oparła dłonie o stół w kuchni. Cała dygotała z wściekłości. Bełchatów stawał się jej przekleństwem. Z tym miastem wiązał się gorszy okres jej związku, ciągłe kłótnie, problemy z Andrzejem i na dodatek jeszcze Facundo. Przyjmujący był miły i uprzejmy, ale nie umiał obiektywnie oceniać pewnych znaków. Co z tego, że świetnie się dogadywali? Równie dobrze rozmawiało się jej z Winiarskim czy też z Włodarczykiem i żaden z nich czy też ona nie myśleli, że to coś więcej niż zwykła znajomość. Czuła się podle z kilku powodów. Po pierwsze, bo nie wierzyła Andrzejowi, który otwarcie mówił jej o zamiarach Argentyńczyka. Oskarżała go o nadmierną zazdrość chęć kontrolowania każdego jej kroku. A on miał po prostu rację. Facundo chciał czegoś więcej niż tylko przyjaźni, chciał zdobyć jej serce, które już było zajęte. Po drugie zraniła Conte. Nie zrobiła tego celowo, ale źle się z tym czuła. Sądziła, że wysyła mu jasne sygnały o tym, że nie ma u niej szans. Nie mogła uwierzyć, że los potrafił być tak okrutny i naigrywać się z niej w momencie, gdy wydawało się, że wszystko się ustabilizowało. Chciało jej się płakać. Jednak w każdej chwili do domu mógł wrócić Andrzej. Nie musiał widzieć jej wzburzenia i zdenerwowania. Próbowała się uspokoić, ale każdy fragment rozmowy z Conte miała żywo w pamięci i odtwarzała go kawałek po kawałku.
            - Już jestem! Czeka na mnie coś pysznego? – Wrona od progu tryskał humorem. Nie miał powodów, żeby tego nie robić. W sobotę wylatywali na krótkie wakacje do Grecji, które załatwił rzutem na taśmę. Sezon zakończyli co prawda z brązem i bez większych sukcesów, a przez wielu uznawani byli za porażkę sezonu na równi z Kędzierzynem.
            - Nie – mruknęła zła, że wrócił tak szybko. Dalej była cała roztrzęsiona.
            - Co z ciebie taka chmura gradowa? – Uważnie przyjrzał się Indze. Coś ją trapiło. Kolor tęczówek stał się ciemniejszy, a na czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka.
Patrzysz gdzieś tam w dal
I jesteś nieobecna
W swoim świecie sobie śnisz
W oczach widzę strach
Przykryty łzami z lekka [2]
            - Nic – warknęła i zacisnęła dłonie w pięści. Chciała żeby ją zostawił i pozwolił się jej uspokoić.
            - Znasz jakieś inne słowa? – Zaśmiał się, podchodząc do niej. Chciał ją objąć, ale odsunęła się od niego.
            - Daj mi spokój – była coraz bardziej wściekła na to, że nie rozumie tego co do niego mówi.
            - Nie dąsaj się tak. Nic ci nie zrobiłem – patrzył na nią zdziwiony i próbował przypomnieć sobie co mógł zrobić by ją tak rozłościć.
            - Zostaw mnie – mruknęła. Następnie poszła do sypialni i trzasnęła głośno drzwiami.
Mówisz mi, że ty
Od życia masz za mało
Że ci smutno, że ci źle
Nie wiesz dokąd iść
I że coś ci się stało
Że masz dosyć nawet mnie [2]
            - Inga. Zachowujesz się, jak obrażone dziecko. - stanął przy nich. - Powiedz, o co ci chodzi. - Odpowiedziało mu milczenie. Nie zamierzała z nim na ten temat rozmawiać. Chciała to sobie ułożyć w głowie nim powie mu cokolwiek.  - Do cholery, Inga! Otwieraj natychmiast - walił pięścią w drewno. Miał złe przeczucia. Nigdy się tak nie zachowywała. Podeszła i otworzyła drzwi i natychmiast położyła się na łóżku. - Mały postęp - mruknął chłopak do siebie. Popatrzył chwilę na brunetkę skuloną w kłębek i powoli zbliżył się i usiadł obok niej.
            - Czemu nic nie może być takie jak przed przyjazdem do Bełchatowa? - spytała szeptem.
- Co się dzieje? - pogładził ją po włosach. - Chodzi o mnie?
- Nie. Tylko zaczynam odczuwać nienawiść do tego miasta. Od przeprowadzki tutaj nic nie jest takie jak powinno być.
- Wiem, że psuło się dość mocno, ale radzimy sobie. Zawsze będę cię wspierał – położył się na łóżku, przytulając do pleców Ingi. Nie odsunęła go od siebie. Czuł, że go potrzebuje. Chciał jej dać wsparcie, którego potrzebowała, ale nie mógł jej pomóc jeśli nie wiedział co ją gryzie.
- Był tu Conte - powiedziała cicho. Natychmiast się spiął, próbując panować nad złymi emocjami. Sądził, że przyjmujący w końcu sobie odpuścił.
- Zrobił ci coś?
- Nie. Tylko przyszedł tu, bo miał problem z jakimś dokumentem po polsku. Pomogłam mu, bo zrobiłabym to samo gdyby to był Srećko czy Tille. A on... - urwała. - Matko jaka ja byłam głupia, że cię nie posłuchałam.
- Co się stało? Możesz mi powiedzieć - objął ją mocniej.
- Twierdził, że coś do mnie czuje. Zaczął mnie przekonywać, że z nim będę bardziej szczęśliwa. Mówił, że zupełnie nie wie czemu z tobą jestem skoro po meczu nie możesz po prostu podejść do mnie i mnie przytulić. Nie docierało do niego, że w październiku będzie nasz ślub - mówiła jak nakręcona, chcąc jak najszybciej wyrzucić z siebie wszystkie słowa.
- Co za... - ugryzł się w język, by nie rzucić przysłowiowym mięsem. - Moja biedna - środkowy ucałował głowę partnerki. - Nie denerwuj się już tym. Przez długi czas go nie zobaczysz. - Odwróciła się do niego i spojrzała w oczy.
Jest taki dzień
I każdy tak ma
Że czasem jest źle
Że jakoś nie tak
A potem jest noc
I znowu jest dzień
I uwierz mi, że
Uśmiechniesz znów się [2]
- Jestem zła na siebie, że ci nie wierzyłam. Przepraszam. Mogłam mu powiedzieć wcześniej żeby spadał ze schodów.
- Doskonale wiem, że ty taka nie jesteś. Chętnie pomagasz innym i widzisz w ludziach te dobre strony - patrzył na nią z czułością. Taka była jego Inga. Zawsze skora do pomocy.  - Ja panikowałem na wyrost i oboje nie mogliśmy przewidzieć, jak Conte się zachowa. W końcu Włodi nie próbował cię odbić, a tak samo ciepło się traktujecie.
- Nawet nie umiałam mu wyjaśnić czemu cię kocham. Nie umiałam, bo przecież kocham cię pomimo tego, że czasem jesteś zapatrzonym w siebie i wrednym środkowym, kocham cię bezwarunkowo, a on tego nie rozumiał. Jestem tak bardzo beznadziejna - schowała twarz w jego koszulkę. Chciało jej się płakać. To było za dużo jak na nią.
- Kochanie, nie płacz - ledwo powstrzymywał śmiech. - Czy ktoś mógłby powiedzieć mi oryginalniej, że mnie kocha?
- Chyba tylko beznadziejna ja. Nie powinnam się też wyładowywać na tobie, ale to na siebie byłam wściekła. Przepraszam.
- Ja ci dam beznadziejna - zaczął ją łaskotać.
- Proszę cię przestań - mówiła między kolejnymi wybuchami śmiechu, próbowała złapać jego dłonie i odsunąć się od niego.
- Przestanę, jak powtórzysz za mną, to co powiem - złapał jej nadgarstki i spojrzał głęboko w oczy.
Wszystko, co na świecie
Wszystko ma swój czas
Raz jest dobrze, a raz nie
Czasem krzykniesz: "nie"
A czasem cichuteńko powiesz: "tak"
Tak jest [2]
- Co takiego?
- Musisz mi zaufać - uśmiechnął się przebiegle i ponownie zbliżył rękę do żeber.
- Nie podoba mi się ten uśmiech - zły humor odchodził w zapomnienie. Tylko on umiał odsunąć od niej wszystkie gorsze myśli. Jego głos, żarty, uśmiech. Wszystko to było lepsze nawet niż czekolada.
- Jaka decyzja? - jego długie palce wbijały się powoli w jej ciało.
- Zgoda – zapiszczała przerażona perspektywą kolejnych łaskotek.
- Powtarzaj za mną: ja, Inga…
- Ja, Inga...
- …Jestem najpiękniejszą… - Spojrzała na niego zdziwiona.
- …Jestem najpiękniejszą…
- …Kobietą pod słońcem… - lekko trącił jej nos swoim. Dla niego była idealna. Każdy fragment jej ciała, kolor jej włosów, kształt nosa czy ust.
- …Kobietą pod słońcem… - uśmiechnęła się.
- Wiem i czuję… - ogrzał jej policzek swoim oddechem.
- Nie chce żebyś jechał na zgrupowanie, będę tęsknić - powiedziała z miną małej dziewczynki.
- Jeszcze nie skończyliśmy - pogroził jej palcem. - Wiem i czuję...
- Wiem i czuję...
- …Że Andrzej kocha mnie do szaleństwa…
- …Że Andrzej kocha mnie do szaleństwa...
- …Będziemy ze sobą do końca świata… - pocałował jej płatek ucha.
- …Będziemy ze sobą do końca świata… - przez jej ciało przeszedł dreszcz, ale uśmiechnęła się do niego.  
- Od razu lepiej - odpowiedział tym samym grymasem, wtulając twarz w zagłębienie szyi.
- Będziesz dzwonił ze zgrupowania?
- Zarządzam obowiązkowe wideokonferencje - mruknął gdzieś w jej włosy.
- Będę tęsknić, to jest najgorszy czas całej twojej pracy. Kadra. Ale i tak jestem dumna, że dostałeś powołanie - pogładziła go po policzku. Nie chciała by ją zostawiał teraz gdy wszystko zaczynało się układać. Bała się tej rozłąki. Nie czuła się pewnie bez niego. Jednak nie zamierzała mu stawiać dziwnych warunków. Marzył o tym i pracował na to cały sezon, więc to było coś w rodzaju nagrody.
- Cieszę się. Tak, jedyny cień na reprezentowaniu kraju, to rozłąka z tobą.
- Przyjadę na kilka spotkań jak chcesz - uśmiechnęła się lekko i pocałowała go w policzek.
- Jasne. Tylko jeśli nie będziesz musiała się tułać i męczyć
- Nie martw się o to. Jak tylko będę mogła wyrwać się z pracy i nie pochłoną mnie przygotowania do ślubu to przyjadę.
- Nie myśl, że ci nie pomogę albo nie daj Boże zapomnę o ślubie.
- Tego drugiego nigdy bym ci nie wybaczyła - zaśmiała się.
- Chyba miałbym  siekierę w plecach.
- Kusząca myśl - zastanowiła się chwilę.
- Sadystko, uważaj sobie - przygniótł ją do materaca.
- Przecież ja bym nawet muchy nie skrzywdziła - powiedziała ze słodką minką.
- Bo to ja w tym mieszkaniu zabijam pająki.
- I kto tu jest sadystą?
- Ty, jak mi krzyczysz do ucha: Zabierz go, Andrzej! – parodiował narzeczoną.
- Chociaż możesz się poczuć jak bohater! - krzyknęła oburzona i uderzyła go lekko w tors. Panicznie bała się pająków i gdy tylko jakiś się pojawiał na horyzoncie natychmiast zaczynała krzyczeć i wołać Andrzeja. Gorzej było gdy go nie było. Wtedy walczyła o życie z ogromnym pająkiem.
- Jaki kraj, taki bohater - rzucił.
- Czyli nie mam co liczyć na księcia na białym koniu - westchnęła teatralnie i spojrzała na niego.
- Muszę wystarczyć ci ja - odparł z rozbrajającym uśmiechem.
- No skoro musisz, to musisz - udawała niezadowoloną.
- Myślałem, że właśnie spławiłaś napalonego południowca, bo bardziej pociąga cię twój polski drwal.
- Po prostu napalony południowiec to nie jest mój wymarzony mężczyzna.
- A ja już tak, prawda? – Przyjrzała mu się uważnie.
- No w ostateczności...
- Inga!
- Co?!
- Słucham, jaki jest twój wymarzony mężczyzna?
- Niestety, ale się w niego nie zmienisz... Ciemne włosy, ciemne oczy ech...
- A co ja jestem, Aryjczyk?
- No kolor tęczówek masz z pewnością inny niż brązowy - drażniła się z nim dalej. Lubiła to robić. Uroczo się złościł.
- Brązowy jest taki pospolity - przewrócił oczami.
- Ale wiesz co?
- Dawaj, dobij mnie.
- Nie zmieniłabym cię na nikogo innego - uśmiechnęła się.
- Nawet na ciemnookiego bruneta na białym koniu? - Ocierał o siebie ich usta. Nie tylko ona wiedziała jak się z nim drażnić, ale on również opanował tę sztukę.
- Nawet na tego ciemnookiego bruneta, którego wyrzuciłam dziś z mieszkania, bo wiesz tylko ty wiesz jak odpędzić mój zły humor.
- Andrzej potrafi - mruknął, przygryzając jej wargę.
- Najlepiej na świecie
- Nie myśl, że tylko w łóżku, ale skoro już leżymy...
- Nic z tego kochanie, nie pójdę z brzuchem do ołtarza.
- Jakbym chciał ci zrobić dziecko, to już dawno by biegało po mieszkaniu - prychnął. - Daj spokój  - nie przestawał się przymilać i włożył ręce pod jej koszulkę.
- Taki tego pewny jesteś?
- No raczej. Jestem prawdziwym samcem alfa.
- Tak sobie wmawiaj - zaśmiała się.
- Matko, Inga, mały Wrona byłby taki słodki jak ja - rozmarzył się.
- Ekhm... to zawsze może być mała panna Wrona i wtedy będzie urocza tak jak jej mamusia a po drugie to sam ostatnio w rozmowie z Włodarczykiem mówiłeś, że w najbliższym czasie nie planujemy mieć dzieci. Coś źle usłyszałam?
- Wiesz, podobno ludzie zmieniają się po ślubie. Po prostu u mnie się wcześniej zaczęło - próbował wybrnąć.
- Już nie kombinuj, co? Swoje słyszałam...
- Już się nie obrażaj. To staranie o dziecko, to całkiem przyjemny proces - błysnął zębami jak w reklamie pasty lub płynu do płukania ust.
- Nie chce cię do niczego zmuszać, to ma być nasza wspólna decyzja.
- Czyli dobrze zaczynamy, bo pójście do łóżka to zawsze nasza wspólna decyzja.
- Jak się nie zmieszczę w wybraną suknie ślubną to obciążę cię kosztami - mruknęła i pocałowała go. Natychmiast oddał pieszczotę. Wszystkie wątpliwości, problemy odchodziły w niepamięć.
- O nie, nie. Ty się będziesz obżerała cukierasami pod moją nieobecność, a potem moja wina?
- Słucham?! Sugerujesz, że niby jestem gruba? - odciągnęła jego dłonie od swojego brzucha.
- Zaczyna się - jęknął. Miał wrażenie, że ona nie widzi tego jak bardzo jest szczupła. Czasami się o nią obawiał. - Jak mnie nie będzie, to się skończy spalanie kalorii we dwoje, moja tyczko - uspokajał.
- Przecież nie jem za dwoje – fuknęła obrażona.
- Możesz jeść nawet za pięcioro. Już za późno, żebym się odkochał - zrobił jej znienacka malinkę. Wiedział, że tego nienawidziła. Natychmiast usłyszał jej krzyk i próbowała go od siebie odciągnąć, ale złapał ją za nadgarstki i uniemożliwił jakikolwiek ruch.
- Andrzej! Zwariowałeś?! Jak ja pójdę na plażę?!
- W chustce? - zaśmiał się głupkowato.
- W taki gorąc? Jak ja będę wyglądała?
- To nie wiem. Jakiś naszyjnik obcisły? Coś wymyślisz, kobietko.
- Jesteś... jesteś... brak mi słów na ciebie.
- Zbyt wspaniały, żeby to opisać - sięgnął dłonią, za brzeg jej spodni.
- Próbujesz coś osiągnąć? - mruknęła mu do ucha i starała się oswobodzić z jego rąk.
- Pożegnanie godne twojego księcia, wiercipięto.
- Zapomniałam, że kadra wzywa - mruknęła mało zadowolona.
- Najpierw przyjemności, potem praca - wyczuła jego dotyk na swoim nagim biodrze.
- Zawsze wiesz co robić, żeby mnie przekonać - zaczęła całować jego szyję.
- Myślisz, że brzuch do września bardzo by urósł? - mruknął, zaczynając ją rozbierać.
- Będę wyglądać jak wieloryb w białym.
- Mój śliczny wieloryb – zamknął usta dziewczyny namiętnym pocałunkiem.
Chociaż mieli przed sobą jeszcze wspólne dwa tygodnie to on już za nią tęsknił. Za dotykiem jej dłoni, głosem gdy wypowiadała jego imię. Za jej cudownym ciałem, które pobudzało w nim wyobraźnię. Musieli to jednak przetrwać. Postanowił jednak o tym teraz nie myśleć i skupić się na niej i ich wspólnej, erotycznej grze.
___________________
[1] Santa Montefiore
[2] Borysewicz & Kukiz - Jest taki dzień
___________________
No dobrze, czy to koniec z gierkami Conte? Jak sądzicie? 

2 komentarze:

  1. Oczywiście, że Conte nie skończył ze swoimi gierkami. Jestem nawet skłonna powiedzieć coś więcej - on dopiero je zacznie! Inga uraziła jego męską dumę i z pewnością będzie chciał się jakoś zrehabilitować nie tyle przed innymi co przed samym sobą. Stawiam milion (którego nie mam :D) na to, że skoro Inga powiedziała Conte, że nie odejdzie od Andrzeja i jedynym zakończeniem ich związku będzie inicjatywa ze strony Wrony, to nasz Argentyńczyk będzie tak kręcił, tak majstrował, że do tego w końcu doprowadzi - takie moje złe przeczucia!

    Andrzejek dorasta! Chce być tatusiem! Wyobraziłam sobie małego Andrzeja Juniora... Boooże cóż to byłby za mały diabełek! :D Ale jedno jest pewne - miałby tak rozbrajający uśmiech, że wszystkie grzeszki szybciutko poszłyby w niepamięć :D

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli przysługuje mi prawo głosu, to też uważam, że to nie koniec gierek :P a pamiętaj, że czytam w myślach! ;)
    Tytuł rozdziału rządzi :D i już wiedziałam, że się będzie coś działo. Czekałam na niego, bo tak długo cicho siedział :P ech Facu, przepadłeś jak śliwka w kompot i to w złej dziewczynie. Trochę nie dostrzega rzeczywistości i włączył mu się tryb: byłbym lepszy niż on. Ja wiem, z Andrzeja czasem wychodził "facet samo zło", ale ma też zalety, czego nie da się ukryć. Tak silny, długoletni związek ciężko obalić, Contuś, nie masz szans. [choć uważam cię za przystojniejszego, ciii]
    Za to Wrona poradził sobie iście po mistrzowsku. Wrócił, utulił, pocieszył, rozbawił. Za to kochamy Andrzejka. Nagle instynkt ojcowski się w nim obudził? Widzę, że jak tyle lat posucha, to teraz wszystko na raz: zaręczyny, ślub, dziecko :D wrzucił piąty bieg :P
    Na szczęście Facu też pojedzie na reprezentację, więc nie będzie z nim sama w mieście.
    Pozdrawiam MAZW ;*

    OdpowiedzUsuń