„Człowiek jest wtedy najszczęśliwszy,
kiedy dokoła siebie widzi to, co nosi w sobie samym...” [4]
24
listopad 2015 r.
Andrzej ssał swój palec, posykując z bólu.
Nawet takiemu mistrzowi kuchni jak on zdarzały się wypadki z nożem. Przecięty
opuszek palca wskazującego przypominał o sobie sączącą się krwią. Chłopak
poszedł do łazienki i jedną ręką próbował przeszukać toaletkę na obecność
plastrów. Robił to tak niezdarnie, że prawie cała zawartość półek pospadała na
podłogę, w tym podręczna kosmetyczka Ingi. Szybko pochylił się, żeby pozbierać
przedmioty i pewnie nie zwróciłby na nic uwagi, gdyby nie znajomy listek tabletek.
Nie miał wątpliwości, że wypadł z saszetki jego żony. Sprawdził dni tygodnia
zaznaczone na odwrocie. Wszystko się zgadzało. Pierwsza pełna przegródka
odpowiadała środzie, zgodnie z jutrzejszym dniem. Miał wrażenie, że dostał
obuchem w głowę. Był przekonany, że jego żona już od momentu ślubu nie łyka
tabletek antykoncepcyjnych. Sądził, że wspólnie chcą mieć dziecko, że chcą
zostać rodzicami i że to nie jest tylko jego marzenie. Jednak wpatrując się w
listek tabletek zrozumiał, że jego żona wcale tak nie myśli. Poczuł jak wzbiera
w nim gniew. Mieli być rodziną, nie mieć przed sobą tajemnic, a ona dalej
faszerowała swój organizm tym świństwem, chociaż nie musiała. Był w stanie
wziąć odpowiedzialność za nią i za dziecko, za ich wspólne szczęście. Zmienił się.
Już nie był tym samym Andrzejem co rok temu, który prychał na każde wspomnienie
dotyczące budowania domu czy zakładania rodziny. Perspektywa jej utraty
sprawiła, że zweryfikował swoje plany na przyszłość. Zrozumiał czego chcą
wspólnie, zrobili krok w stronę wspólnej przyszłości. Zostali małżeństwem,
kochali się. Kryzys był tylko przykrym wspomnieniem, do którego nie chcieli
wracać. Patrzyli w przyszłość z nadzieją i wiarą, że nic ich nie rozłączy.
Zacisnął palce wokół listka
tabletek. Nie chciał wierzyć, że jego Inga tak bardzo mogłaby go okłamywać.
Sądził, że właśnie dlatego brała te tabletki, bo nie mieli ślubu, bo nie
chciała żeby rodzina jej wytykała, że złapała go na dziecko. Dalej wszystko się
w nim gotowało. Znalazł plaster i opatrzył sobie ranę na palcu wskazującym. Nie
miał ochoty robić im kolacji. Posprzątał rzeczy z podłogi i oparł dłonie o
umywalkę.
Każdy,
komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje, możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje.
Pozostawieni sami sobie ludzie kłamią, mają tajemnice, zmieniają się i znikają,
niektórzy za inną maską lub osobowością, inni w gęstej porannej mgle nad
klifem. [1]
- Znalazłeś ten plaster czy
mam ci pomóc?! - Inga krzyknęła z salonu, gdzie siedziała na kanapie i czytała
książkę. Wyrwała go z rozmyślań. Postanowił wyjaśnić sprawę raz na zawsze.
- Pomocy to chyba ty
potrzebowałaś, hmm? - rzucił opakowanie na stół.
- Słucham? - Wzięła tabletki
do ręki. Nie wierzyła, że mógłby nagle po ślubie zacząć ją kontrolować.
Spojrzała na niego. Widziała wściekłość w jego oczach. - Przeszukujesz mi
kosmetyczkę?
- Wypadła przypadkiem.
Inaczej nigdy bym się nie dowiedział, że nadal łykasz to świństwo - warknął.
- Biorę je od kilku lat i
dobrze o tym wiesz. – Była w szoku. Zabezpieczała się od momentu gdy podjęli
decyzję o współżyciu. Nie chciała zajść w nieplanowaną ciążę. Lubiła gdy w jej
życiu miało pewien uporządkowany cykl. Przez te wszystkie lata była przekonana,
że on też jest z tego faktu zadowolony.
- Rozumiem, czemu nie
chciałaś dziecka dziesięć lat temu, pięć lat temu, ale teraz? Kiedy mamy
stabilny związek, jesteśmy małżeństwem?
Jeśli
weźmie się dwoje ludzi, dorzuci nieuniknione górki i dołki i wszystko razem
pomiesza, to choćby para bardzo się kochała, nie uniknie konfliktów. [2]
- Nie wszystkie małżeństwa
dziewięć miesięcy po ślubie muszą mieć dzieci, to pierwsza kwestia. Druga to
taka, że nigdy nie mówiłam, że nie chcę dziecka.
- Ale w ten sposób wcale nie
będziemy go mieć - wskazał na tabletki. - Myślisz, że to nie ma skutków
ubocznych? Nagle przestaniesz brać i hop, od razu zajdziesz w ciążę?
- Dziesięć lat pozwalałeś
żebym to brała nim pomyślałeś o tym, żeby wziąć ze mną ślub i nagle robisz mi
awanturę o to, że biorę je dalej kilka tygodni po ślubie? Zresztą nie mówiliśmy
o dzieciach wcześniej - odłożyła ze złością książkę. Inga, nie mogła uwierzyć,
że jej Andrzej nagle stał się taki prorodzinny i chcący mieć dziecko tak szybko
jak to będzie możliwe. Tyle lat czekał żeby w końcu spytać się jej czy zostanie
jego żoną, a w przypadku potomka okazało się, że był w gorącej wodzie kąpany.
- Ale oboje chcemy je mieć,
wiem o tym. Wcześniej to była twoja decyzja, z każdym rokiem coraz więcej nas
łączyło, dlatego powinniśmy o tym porozmawiać.
Czasem
chciałbym w gorsze dni, uciec stąd nie mówiąc nic
Tam
gdzie jeszcze nie był nikt, poszukać, paru lepszych chwil [3]
- Oczywiście, że musimy o tym
porozmawiać, bo jeszcze rok temu w życiu nie pomyślałabym, że będziemy w tym a
nie innym miejscu. Moja decyzja? O zgoń wszystko na mnie. Pewnie - rzuciła z
ironią. Nie mogła uwierzyć, że zgania na nią fakt braku dziecka po tylu latach
związku. To nie była tylko jej decyzja, robiła to z myślą o nich, by mogli
spokojnie się rozwijać, by ona mogła bez problemy skończyć studia i znaleźć
pracę. Wspólnie podjęli decyzję, że tabletki będą najlepszym wyjściem.
- Chcę mieć dziecko i nie
wymagam, żeby to było dziewięć miesięcy po ślubie. Można uprawiać seks, nie łykać
tabletek i nie zajść w ciążę – zrezygnowany usiadł obok niej na kanapie.
- Więc o co ta cała awantura,
bo ja już nic nie rozumiem...
- Odebrałem to, jakbyś wcale
nie chciała dzieci. Niezależnie od naszej sytuacji. – Spojrzała na niego
zaskoczona. Jak mógł pomyśleć, że nie chce mieć z nim dziecka? Od kilku lat
marzyła o tym i powstrzymywała się przed tym by w jej głowie nie wygrały myśli
o przerwaniu antykoncepcji. Nie chciała tak zachodzić w ciążę. Chciała żeby to
była ich wspólna decyzja.
- To nie tak, ale dziecko to
poważna sprawa. Zmienia całe życie. I dla mnie jakieś nasze żarty na ten temat
nie były brane na serio. Sądziłam, że najpierw porozmawiamy o tym.
- Więc niech to będzie nasza
pierwsza poważna rozmowa - złapał ją za ręce. Zwykły dotyk i uścisk, a ona
zrozumiała, że jemu naprawdę zależy na tym by mieli dziecko. Próbowała opanować
myśli.
- Zgoda. Przestanę je brać -
powiedziała z lekkim uśmiechem. - Następnym razem musisz mówić co ci chodzi po
głowie. Nie umiem czytać w myślach.
Mów
mi o czym tylko chcesz, ja słucham, czytam z twoich ust
Powiedz
mi czy wszystko gra, co ci jeszcze, mogę dać?
Opowiadaj,
mamy czas
Ja
słucham, a ty szukaj słów [3]
- Przepraszam, inaczej to
powinno wyglądać - przytulił ją szybko. Poczuł się głupio. Nie tak powinna
wyglądać ich rozmowa o dziecku. Nie powinien na nią naciskać. Możliwe, że nie
czuła się gotowa na bycie matką. Nie chciał by robiła coś wbrew sobie. Powinni
wspólnie cieszyć się z tej myśli. - Żadnej presji, zrozumiano? – Spojrzał w jej
oczy i założył za ucho kosmyk jej ciemnych włosów.
- Trochę mnie wystraszyłeś
gdy wparowałeś jak burza do salonu z tą wściekłą miną.
- Musisz mi wybaczyć.
Przyznaj, że trochę lepiej u mnie z panowaniem nad sobą - kciukiem gładził jej
skórę za uchem. Widział, że odetchnęła z ulgą. Kolejny raz w ciągu kilku
miesięcy udało im się opanować konflikt i nie pokłócić się.
- Lepiej. Nie da się ukryć,
że jest lepiej - poprawiła mu włosy, które opadły na czoło. - Ktoś tu powinien
odwiedzić fryzjera - stwierdziła krytycznym wzrokiem.
- Aż się dziwię, że sama nie
chwyciłaś za maszynkę - zaśmiał się.
- Skończyłbyś bez włosów, a tego
kibice mogliby nie przeżyć - również zaczęła się śmiać. Kochała go. Był dla
niej wszystkim. Gdyby tylko porozmawiał z nią wcześniej o tym, że chce mieć
dziecko to już kilka tygodni temu przestałaby się zabezpieczać. Przecież sama
również o tym marzyła, by nosić pod sercem ich wspólne dziecko.
- Ja jestem zawsze przystojny
- mrugnął okiem.
- Tak sobie wmawiaj, narcyzie
- potargała mu fryzurę. - Teraz już nie jesteś - stwierdziła dumna z siebie.
- Kochasz mnie i tak - splótł
ręce na jej talii. To jak na nią patrzył powodowało u niej przyśpieszone bicie
serca.
- Kto ci takich bzdur
naopowiadał, co?
- Twoje serduszko -
uśmiechnął się szczerze.
- Strasznie głośno musi to
krzyczeć - zaśmiała się, był uroczy gdy chciał być romantyczny i mu się to
udawało.
- Wystarczy się przysłuchać -
pochylił się szybko i przycisnął głowę do jej klatki piersiowej. - Kocham
Andrzeja, kocham Andrzeja. Słyszysz?
Nie
wiem co planuje los, czy mu o nas, mówił ktoś?
Poczekajmy
jedną noc, do jutra potem chodźmy... [3]
- Ja to po prostu wiem -
przytuliła policzek do jego włosów, a lewą dłonią przejechała po jego obrączce.
- Lubię gdy ją nosisz, gdy nie grasz ani nie trenujesz. – Ustalili, że dla jego
własnego bezpieczeństwa nie będzie jej nosił gdy będzie mecz czy trening.
Cieszyła się, że jednak po każdym wyjściu z szatni zakładał ją. Ona swojej nie
zdejmowała. Nosiła z dumą i uśmiechem, podobnie jak przedstawiała się swoim
nowym nazwiskiem.
- Mam ją zawsze przy sobie.
Nawet jak gram. Ale masz rację, najlepiej jej na palcu - przymknął oczy,
ściskając dłoń ukochanej. - Jestem szczęśliwy. – Czuł bicie jest serca, zapach
jej ciała, delikatne dłonie gładzące go po włosach. Była jego. Spełniło się
jego marzenie, które chował gdzieś głęboko w sobie.
Człowiek
jest wtedy najszczęśliwszy, kiedy dokoła siebie widzi to, co nosi w sobie
samym... [4]
- Ja też jestem szczęśliwa. W
końcu jesteś już oficjalnie mój, mam nawet na to papier.
- Proszę, proszę. A ktoś
niedawno mówił, że ślub niczego nie gwarantuje - drażnił się. Był jednak
zadowolony z faktu, że zmieniła swoje zdanie o małżeństwie. Dla niego było
jedno na całe życie i nie zamierzał weryfikować swoich poglądów. To z nią
planował być do końca życia.
- Że też musisz mieć taką
dobrą pamięć - zaśmiała się pod nosem. - Ale wiesz ponoć zaobrączkowani faceci
przyciągają do siebie jeszcze więcej kobiet.
- Tak? To niepotrzebnie zdejmuję
ją na mecze - udawał zawiedzionego. - A ja słyszałem, że zaobrączkowane Wrony
są wierne do śmierci.
- Spokojnie i tak wszyscy
wiedzą, że masz już żonę. Dziś gdzieś artykuł na jakimś portalu czytałam. No,
spróbowałbyś nie być wierny - szturchnęła go w bok. Przypomniała sobie o tym co
czytała w trakcie przerwy w pracy. Było ich jakieś wspólne zdjęcie, gdy wracali
ze sklepu, a w czerwonych kółeczkach zaznaczone ich obrączki. Nie podobało jej
się to, ale cieszyła się z tego, że jest sportowcem i nie ląduje na stronach
jakiś brukowców codziennie.
- I tak późno się
dowiedzieli. Ach, wszystkie kobiety ci zazdroszczą - westchnął.
- Zdecydowanie. A ile się o
sobie dowiedziałam. Mam krzywy nos, zły kolor włosów, źle się maluje i mój
niebieski płaszczyk jest zupełnie niemodny.
- Ej, to ja ci kupiłem ten
płaszczyk - oburzył się. Pamiętał jak bardzo mu się w nim podobała. Zaskoczenie
na jej twarzy następnego dnia było największym podziękowaniem jakie mógł od
niej dostać.
- Wiem. A ja go bardzo lubię
i czuje się w nim dobrze - zaśmiała się. - Tak podczas przerwy w pracy mi
koleżanka podesłała. Miałam darmową porcję śmiechu.
- Cieszę się, że się tym tak
nie przejmujesz. One z zazdrości są w stanie napisać wszystko. Mam nadzieję, że
cię to nie wpędza w kompleksy.
- Nie jest miło czytać takie
rzeczy na swój temat, ale staram się tego też nie robić i nie brać do siebie -
uśmiechnęła się lekko, ale mało przekonywująco. Nie zawsze była przekonana co
do swojej atrakcyjności, a czytając o sobie takie mało przychylne słowa wątpiła
i zaczynała się zastanawiać czy jest dla niego dobra.
- Nie rób tego, zdecydowanie.
To mówią osoby, które kompletnie cię nie znają. Ja mam cię codziennie i nie
zgadzam się z tymi głupotami - złapał jej twarz w dłonie. Uśmiechnęła się. Jego
słowa były jej potrzebne. Mógł je powtarzać jej każdego dnia.
Niech
życie nam zawróci, zawróci, zawróci w głowie
Chyba
jeszcze nikt, nie miał tak jak my
Ukradniemy
co się da, z ludzi się będziemy śmiać [3]
- Wiem, dla mnie
najważniejsze jest twoje zdanie o mnie i to co czujesz. W końcu jakimś cudem
jesteś ze mną już tyle czasu.
- A ty ze mną - ucałował jej
dłoń. - Damy radę. Razem.
Razem. Już zawsze mieli być
razem. Inga uśmiechnęła się do niego. Czując jego bliskość wiedziała, że nic
jej nie grozi, że nigdy jej nie skrzywdzi. Zbliżyła swoją twarz do niego i
pocałowała go. Natychmiast odwzajemnił czułość. Przylgnęła do niego mocno. Zamknął
ją w swoich ramionach. W jej głowie była tylko jedna myśl: Andrzej. Trzymała
jego twarz w dłoniach i nie pozwalała mu się odsunąć. Nieśpiesznie smakowała
jego ust, cieszyła się bliskością, której pragnęła od zawsze. Nie przerywał,
nie przyśpieszał. To była ta magiczna chwila, gdzie bez większych słów dawali
sobie wzajemnie do zrozumienia, że są dla siebie najważniejsi. Podjęli wspólną
decyzję o posiadaniu dziecka. Odsunęła się od niego i spojrzała w jego oczy –
tak kochane i tak bardzo przez nią uwielbiane. Przytuliła się do niego mocno, a
on pogładził jej włosy i ucałował w czoło. Z nadzieją, że najgorsze za nimi
wdychał zapach jej perfum.
_________________
[1]
Lauren Oliver
[2]
Nicolas Sparks
[3]
Video & Ania
Wyszkoni – „Soft”
[4] Bolesław Prus_________________
No dobrze, powiedzmy sobie szczerze, że coraz bliżej końca, coraz bliżej końca :).
Jednak to opowiadanie jest dla mnie mega ważne i cieszę się, że wszystko w nim idzie tak jak powinno.
Całusy ;)
Komuś się obudził instynkt ojcowski. Oczywiście, że nie musiał wyskakiwać tak agresywnie. W końcu to faceci cierpią, kiedy im się powie: domyśl się. A tu proszę, to Inga miała się domyślać. Wystarczyło wprost pogadać.
OdpowiedzUsuńOni by nie byli sobą, jakby się nie posprzeczali :P
Będę jędzą: czekam na Facundo :D
Pozdrawiam, twój MAZW :*
O proszę Andrzejku, Andrzejki czyżbyś chciał dzidziusia? Jeśli tak to wystarczyło tylko porozmawiać, a nie od razu wszczynać kłótnie! Ale muszę go również zmartwić - w swoim nowym "imadżu" wcale nie jest już taki przystojny - bliżej mu to ruskiego alfonsa haha :D
OdpowiedzUsuńBuźka :*
Bardzo podoba mi się ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, kiedy okaże się, że Inga jest w ciąży :3.
Tylko zastanawiam się dlaczego od dwóch tygodni nie ma nowego wpisu ?
POZDRO ;)
http://ja-ty-i-cos-jeszce.blogspot.com/…/2pierwsze-koty-za-…
OdpowiedzUsuńKolejny tydzień za nami jak poradził sobie niebieskooki z pierwszym tańcem?
Endrju w roli ojca broń cie panie boże :D