niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział trzydziesty siódmy – Dzień kobiet

Cokolwiek potrzebujesz, kochanie, masz to ode mnie” [1]
[Somkie – „Stumblin’ In”]
28 luty 2016 r.
Andrzej chodził prawie cały czas z uśmiechem na twarzy, odkąd dowiedział się o zostaniu rodzicem. To była najczęstsza myśl w jego głowie i przyprawiała go o radość. Tym bardziej uciążliwe okazało się zatrzymanie tego dla siebie. Chciał się tym podzielić ze wszystkimi, z którymi spędzał wolną chwilę. Na szczęście miał jeszcze Karola, który doskonale go rozumiał i wiedział o wszystkim. Z nim mógł porozmawiać i podzielić się swoim szczęściem. To było jakieś pocieszenie.
- Endriu, szczerzysz się jak głupi do sera. Niedługo prezes postara się o żółte papiery dla ciebie – szturchnął kumpla Kłos. Karol nie poznawał przyjaciela. Od tego magicznego dnia, gdy dowiedział się, że zostanie ojcem chodził wiecznie uśmiechnięty i zadowolony ze wszystkiego.
- Nieprawda – zaprzeczył szybko, ale natychmiast się roześmiał.
- Dokładnie o tym mówię – szatyn przewrócił oczami.
Powoli kończyli swój trening na sali, rozciągając się na parkiecie. Kolejnego dnia przechodzili na siłownię i to niezbyt przypadło siatkarzom do gustu. Zdecydowanie woleli fruwać nad siatką i atakować z całą mocą. Środkowy rozejrzał się po kolegach, analizując w głowie swój pomysł. Przecież nie będzie wiecznie chował radosnej nowiny dla siebie. Na dodatek ciąża Ingi i tak miała w najbliższym czasie być widoczna. Tego nie dało się ukryć. Już nie mógł się doczekać kiedy poczuje pierwsze ruchy swojego dziecka. Najbardziej podobała mu się postawa jego żony. Stała się jeszcze bardziej wyciszona i przede wszystkim spokojna. Widział jak o siebie dba, jak pilnuje najdrobniejszego szczegółu, jak jej twarz promienieje gdy dotykał jej brzucha, gdy całował jej gładką skórę i szeptał słowa podziękowania za to co mu dała.
Gdy tylko dostali pozwolenie na rozejście się, Wrona pierwszy wystrzelił do szatni i pilnował drzwi. Upewnił się, że wszyscy przyszli i zamknął je na klucz. Momentalnie spoczęło na chłopaku kilka zdziwionych spojrzeń.
- Wrona, odbiło ci? Zostałeś terrorystą? – Marechal rzucił w niego pustą butelką po wodzie.
- Zaraz ci to wsadzę w tyłek – odparował. – Mam do was interes, a raczej propozycję.
- Streszczaj się, muszę za dziesięć minut wyjść. Jadę z Olim do dentysty – rzucił Michał, wciągając na siebie koszulkę.
- Pomyślałem, żeby zorganizować naszym partnerkom wspólną imprezę na Dzień Kobiet – oznajmił brunet i wypiął dumnie pierś.
- Nie wierzę. Kilka lat temu kichałeś na to święto, a teraz proszę, stateczny małżonek nie chce podpaść żonce – zaśmiał Karol.
- Pomyśl, zanim coś jeszcze powiesz – kolega wycelował w niego palcem. – Co wy na to? Jakieś sprzeciwy, a może zgoda?
- To nie jest głupie, jakby się nad tym zastanowić – Facundo podrapał się w głowę. – Tylko najpierw będę musiał jakąś znaleźć, żeby mieć kogo przyprowadzić – zażartował.
- Ty nas tu nie bajeruj – szturchnął go drugi Argentyńczyk. – Widziałem już kilka razy tą samą blondynkę u ciebie.
- Uuuuu – zawyła cała szatnia.
- Debile – mruknął brunet pod nosem. Złowił spojrzenie Andrzeja, który patrzył na niego zaciekawiony i z lekkim uśmiechem. Polaka naprawdę ucieszyła wiadomość, że Conte układa sobie życie, zwłaszcza z kimś innym niż jego żona. Miał dość jego gierek, które prowadził przeciwko niemu. Co prawda od momentu, gdy Inga jasno i wyraźnie wypowiedziała swoje zdanie na jego temat nie rozmawiał z nią, to widział jak odprowadza ją wzorkiem po każdym meczu. Nie mógł mu tego zabronić, ale miał już pewność, że jego żona nie spojrzy na Conte nigdy w taki sposób jaki Argentyńczyk by chciał. To środkowego dziecko nosiła pod sercem.
Kochanie, jakichkolwiek poświeceń będzie to wymagało...zrobię to dla Ciebie
- Chyba nie o tym mieliśmy rozmawiać – naglił Winiarski. – Dla mnie bomba. Jeden problem mniej z głowy. A teraz naprawdę muszę uciekać – stanął przed środkowym z wyczekującym wzrokiem.
- Dzięki Misiek, powodzenia – klepnął go w plecy i otworzył drzwi. – A wy?
- Wchodzę w to z tobą – przyjaciel uniósł w jego stronę kciuk do góry.
- Potrzebujemy na to jakiegoś dużego miejsca – zaczął się zastanawiać Mariusz.
- Marzec to nie lato, pikniku nie zrobimy – mruknął Francuz.
- Organizacją zajmiemy się w przyszłym tygodniu. Najpierw musimy wiedzieć, na ile osób się szykować – Andrzej patrzył na nich z nadzieją w oczach.
- To proste. Zlicz wszystkich siatkarzy, Miguela, sztab, prezesa i przemnóż razy dwa – odparł Wlazły z uśmiechem.
- Ale jak to? Że wszyscy się zgadzacie? – dopytywał brunet.
- Przecież nikomu nie będzie się chciało główkować nad atrakcjami dla ukochanej, gdy ma gotową opcję pod nosem. Wszyscy za jednego – mrugnął do niego kapitan. Przybili sobie piątki, ściskając na moment dłonie.
- Dzięki, panowie. Można na was liczyć.
- Po prostu kamień z serca, że zamierzasz nas wypuścić – zaśmiał się Uriarte.
- Gdzie ja bym wykopał tyle dołów, daj spokój – wyszczerzył się Wrona i zaczął się przebierać, a na palec wsunął złotą obrączkę.
Uśmiechnął się. Nie mógł tego nie robić gdy rozpierała go duma i szczęście. Jeszcze trzy lub też dwa lata temu nie pomyślałby o sobie w kategoriach męża i ojca. Nie to mu było w głowie. Liczyła się siatkówka i tylko ona oraz Inga, chociaż dziewczyna była gdzieś na dalszym planie. Dopiero nie dawno zrozumiał jak bardzo musiała być cierpliwa by czekać, aż w końcu coś zrozumie, że ona też chce być u niego na pierwszym miejscu. W końcu jej się to udało. Teraz już nic nie mogło jej znieść z tego piedestału. Była jego żoną i matką jego dziecka. Większego szczęścia nie mogła mu dać.

Był z siebie bardzo zadowolony. Udało mu się przepchnąć pomysł ze strefy marzeń do strefy realizacji. Jasne, że kobiety zasługiwały na odrobinę przyjemności, ale on miał w tej imprezie inny cel. Piękne panie swoją drogą, ale atrakcją wieczoru będzie on i jego żona. To tam powiedzą wszystkim, że jest ich już troje i utoną w morzu gratulacji. Tak to widział w swojej wyobraźni i chyba nic go już nie powstrzyma przed realizacją pomysłu. Jeśli Andrzej Wrona o czymś myli, to całym sobą.
8 marca 2016 r.
            Inga rzuciła ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze. Miała na sobie jedyną różową sukienkę jaką miała w szafie z dopasowaną górą i rozkloszowanym dołem, który idealnie tuszował wszelkie oznaki jej ciążowego ciała. Nie powiedzieli jeszcze nikomu o tym, że pod koniec września zostaną rodzicami, więc nie chciała wzbudzać na zwyklej klubowej kolacji jakiegoś większego zamieszania swoim odmiennym stanem. Sukienka miała koronkową górę i tiulowy oraz szyfonowy dół. Na plecach miała rozcięcie, które zapinane było na guzik oraz kryty zamek poniżej. Poprawiła rozpuszczone włosy i usta przejechała lekko różową pomadką. Nie mogła się nie uśmiechnąć na widok swojego odbicia w lustrze. Chciała wykrzyczeć całą swoją radość światu. Do sypialni wkroczył Andrzej w garniturze. Szybko znalazł się za plecami Ingi i położył swoje dłonie na jej brzuchu. Oparła się wygodnie o niego i zamknęła oczy. Jak dla niej to mogli ten dzień spędzić w mieszkaniu. Nie musieli świętować tego całego Dnia Kobiet. Środkowy jednak uparł się by zawitali na chwilę do restauracji gdzie miała odbyć się cała uroczystość, bo przecież nie wypada się wyłamać. Ostatecznie się zgodziła. Lubiła mu sprawiać radość. Odwróciła się w jego stronę.
            - Jak wyglądam? – spytała z uśmiechem i pogładziła kołnierzyk jego koszuli.
            - Jak zawsze idealnie – pocałował jej czoło.
Nasza miłość żyje, więc rozpoczynamy
Niemądrze kładąc nasze serca na stole, idąc chwiejnym krokiem
Nasza miłość to płomień palący od wewnątrz
Od czasu do czasu zmierzch słońca łapie nas
idących chwiejnym krokiem [1]
Zarzuciła mu ręce na szyję i odszukała jego usta. Miała wrażenie, że serce wyskoczy z jej piersi, gdy on spokojnie poddawał się przyjemności. Pogładził jej policzek i spojrzał z czułością na kobietę swojego życia. Nie mógł już się doczekać kiedy ogłoszą przyjaciołom, że ich rodzina w końcu się powiększy. Czuł się wyjątkowo i widział w oczach żony, że ona również jest szczęśliwa. Nie umiał wyrazić słowami tego jak wielką radość mu sprawiła. Zabrała z łóżka swoją białą marynarkę z czarnymi wykończeniami i skierowali się w stronę wyjścia. Wrona podał jej płaszcz i zamówił taksówkę, którą mieli dojechać w wyznaczone miejsce. Spojrzał na długie nogi Ingi i pokręcił zrezygnowany głową. Założyła szpilki, ale udało mu się ją przekonać do najniższych jakie miała. Nie chciał ingerować w jej strój, ale prosił ją tylko by pomyślała o dziecku. Wiedział, że zarówno jemu jak i jej zależy tylko i wyłącznie na zdrowiu maleństwa. Zapewniła go jednak, że nic jej nie będzie jeśli kilka godzin posiedzi w butach na wysokim obcasie, bo przecież na co dzień ich nie nosi. Zamknął drzwi ich czterech ścian i zeszli na dół, gdzie czekał już samochód. Pomógł jej wsiąść do środka i podał kierowcy adres.
- Cieszę się, że nie ubrałaś czarnej kreacji – powiedział.
- Przecież to radosny czas dla nas – stwierdziła i pstryknęła go w nos, co on skomentował tylko cichym śmiechem.
- Kochanie - zagadnął, odnajdując jej dłoń. - Tak sobie myślałem...
- O czym? Co ci zaprząta głowę?
- Możemy im dzisiaj powiedzieć? - obrócił głowę w jej stronę, patrząc się z nadzieją. Chciał żeby już wszyscy wiedzieli, że zostanie ojcem. Nie mógł już tego ukrywać dłużej w sobie. Radość go rozpierała. Nie chciał jednak niczego mówić komukolwiek bez zgody Ingi.
- O ciąży? Chcesz to zrobić w tak uroczysty sposób?
- Tak. Dokładnie tak. Uznałem, że to nie może być rzucone jako ciekawostka po meczu albo coś w tym stylu.
- W sumie jeszcze trochę i tak wszyscy się dowiedzą. Możemy im powiedzieć równie dobrze dziś, ale to znaczy, że trzeba również zaprosić rodziców w najbliższym czasie.
- Zaprosimy. Nie bój się, spróbuję opanować nasze mamy. Niczym się nie denerwuj, w końcu to twój wieczór - ucałował policzek brunetki.
- Nie chcę tylko żeby nasze mamy nagle urządziły w mieszkaniu szpital, a mnie ułożyły w łóżku.
- Jak tylko zaczną się rządzić, odsyłamy je do domu. Obiecuję - jedną rękę przyłożył do klatki, a drugą podniósł do góry.
- Dziękuję. Chcę tylko normalnie funkcjonować w ciąży. Nic więcej.
- Dlatego dzisiaj wychodzimy na miasto.
Inga posłała Andrzejowi uśmiech. Czuła, że może na niego liczyć w tej kwestii. Kochała go i to najmocniej na świecie. Dawał jej całą masę szczęścia i czuła się dokładnie tak jak na początku ich związku. Pijana z powodu ich miłości. W końcu dojechali do restauracji. Środkowy podał żonie rękę i pomógł jej wysiąść z samochodu. Wprowadził ją do lokalu, gdzie stojący w drzwiach kelner podał jej czerwoną różę. Zaczęli witać się z gośćmi, którzy już byli na miejscu. Atmosfera była cudowna. Lekka, luźna i wcale nie było tak jak obawiała się Inga. Nie było czuć tego całego klubowego klimatu chociaż zjawił się również sztab i dyrekcja
Rzeczywiście, frekwencja dopisała i Inga w tłumie ludzi rozpoznawała ludzi tworzących Skrę Bełchatów. Jedynie z ich partnerkami mogła mieć problemy, zwłaszcza tymi najnowszymi. Nie śledziła prywatnego życia siatkarzy w Internecie, ani nie wypytywała chłopaków o ich sprawy osobiste. Znała tych, których miała okazję poznać i którzy mieli ochotę się jej przedstawić. Bez ciśnienia na poznanie całego siatkarskiego świata.
Zgapiła się przez chwilę na zgrabną blondynkę, która sprawiała wrażenie lekko zagubionej. Wrona domyśliła się, że pewnie nie zna tu zbyt wiele osób, a jej partner pewnie zniknął w jakimś męskim gronie. Już instynktownie chciała uratować nieznajomą, ale wtedy męska ręka objęła dziewczynę i para wymieniła szybkiego całusa. Owym szczęśliwcem okazał się być nie to inny jak Facundo Conte.
Szturchnęła Andrzeja, wpatrując się cały czas w to samo miejsce. Siatkarz podążył za jej spojrzeniem i uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Fiu, fiu. Przykro mi kochanie, chyba straciłaś pozycję damy serca Facundo - zażartował. W odpowiedzi otrzymał tylko cios pomiędzy żebra.
Argentyńczyk jakby podświadomie wyczuł, że znajduje się na cenzurowany. Powoli obrócił głowę. Złapał spojrzenia państwa Wronów, na co twarz mu się rozjaśniła. Złapał towarzyszkę za rękę, zmierzając w ich stronę.
- Cześć Inga, cześć Andrzej - cmoknął policzek brunetki i podał rękę koledze. - Poznajcie Lenę, moją dziewczynę.
Cały rozpromieniony obserwował uprzejmości pomiędzy trójką obok niego. Trochę bał się takiego spotkania. Jednak nie poczuł nic złego w obecności Ingi.
- Miło cię poznać Lena - powiedziała Inga ze szczerym uśmiechem na twarzy. Zdecydowanie lepiej się poczuła, gdy przyjmujący w końcu kogoś sobie znalazł. Jej przyjaciel zasługiwał na szczęście. W końcu mogła odetchnąć z ulgą i nie obawiać się jego dziwnych podchodów. Może teraz w końcu będzie mogła z nim swobodnie rozmawiać i nie bać się wykonać jakiegokolwiek ruchu.
Wymienili kilka grzecznościowych uwag i usiedli przy stole na wyznaczonych miejscach. Andrzej ścisnął lekko dłoń żony i posłał jej uśmiech. Wszyscy zabrali się za jedzenie. To był naprawdę dobrze zorganizowany i przemyślany wieczór. Nie był kiczowaty, była zorganizowany z głową i pomysłem.
Pośród gwarów rozmów Wrona zebrał się w sobie i wstał ze swojego miejsca. Nikt nie zwrócił początkowo na niego uwagi, bo przecież mógł iść się przewietrzyć albo do toalety. Jednak on stał uparcie obok swojego krzesła, patrząc na żonę. Ta pokiwała głową z uśmiechem. Siatkarz sięgnął po swój kieliszek i zastukał w niego nożem. Krystaliczny dźwięk szybko wyrwał zgromadzonych z dotychczasowych zajęć. Wszyscy patrzyli na bruneta i czekali na dalsze wydarzenia.
- Przepraszam, że przerywam, ale mam coś ważnego do powiedzenia. Powinienem oczywiście zacząć od życzeń dla wszystkich pięknych pań obecnych tutaj z nami. Niech się spełnią wasze marzenia, bo wy dokładnie wiecie, czego wam najbardziej potrzeba. Chociaż to pewnie co pięć minut inna rzecz - zaśmiał się, a koledzy dołączyli do niego. - Po takim wstępie chyba mogę przyznać, że wykorzystałem tę datę i to święto. Ponieważ pomysł na wspólne świętowanie, zrodził się z mojej potrzeby podzielenia się z wami naszym małym sekretem - położył dłonie na ramionach Ingi. - Panie i Panowie, oczekujcie razem z nami małej lub małego Wrony.
Zakochuję się w Tobie ....cokolwiek robisz
Ponieważ kochanie pokazałeś mi tak wiele rzeczy, których dotąd nie znałam [1]
Przez chwilę przy stole nikt nawet nie śmiał odezwać się słowem. Wszyscy wpatrywali się w stojącego siatkarza kompletnie zaszokowani. Jako jedyny niczym nie wzruszony był Karol Kłos i to on wstał i zaczął bić brawo, a za nim poszła cała reszta. Uniósł swój kieliszek i wskazał na Andrzeja i Ingę.
- Mało skromnie powiem, że byłem tym, który dowiedział się jako pierwszy. Dlatego pozwólcie, że jako pierwszy złożę wam oficjalne gratulacje.
- Dziękujemy Karol – Inga również wstała i ujęła w dłoń wysoką szklankę z wodą.  
- Oczywiście, nasze papużki nierozłączki - zaśmiał się Miguel. - Jestem pod wrażeniem, że żaden z nich niczego nie wypaplał.
- Ja też jestem w szoku trenerze, że mój mąż trzymał tę nowinę dla siebie tak długo - uśmiechnęła się Inga.
- A ja się dziwiłem czemu Andrzej taki wiecznie uśmiechnięty chodzi - do śmiechu trenera doszedł głos Winiarskiego. - Moje gratulacje.
Inga nawet nie zorientowała się gdy zaczęła tonąć w uściskach kolegów, trenerów czy też kierownictwa klubu Andrzeja. Uśmiechała się i dziękowała za wszystkie dobre słowa. Odpowiadała na pytania, że to dwunasty tydzień i że wszystko jest w porządku i tak też się czuje. Cały czas czuła obok siebie Wronę, który nie opuszczał jej nawet na krok. To był ich moment. Dokładnie tak to wszystko miało wyglądać. Mieli świętować z ludźmi, których lubią i szanują. W końcu ponownie usiedli przy stole i chociaż temat był głównie jeden. To Indze pierwszy raz nie przeszkadzało, że jest w centrum uwagi. Z uśmiechem przyglądała się tym, którzy po zjedzonej kolacji postanowili podbić trochę parkiet uroczego lokalu, w którym się bawili.
- Można prosić? - przyjmujący wyciągnął rękę w stronę Ingi. Podniosła na niego zaskoczony wzrok. Zerknęła nerwowo w stronę męża, ale ten rozmawiał spokojnie z drugim Argentyńczykiem.
- Zaraz wracam - rzuciła krótko do Andrzeja i podała dłoń Conte, który poprowadził ją na parkiet.
Kiedyś umierałby z zachwytu, że może trzymać ją w ramionach. Teraz nie czuł nic więcej niż przyjacielskiej sympatii. Nigdy nie sądził, że osiągnie ten stan, kiedy ona stanie mu się prawie obojętna. Tyle za nią biegał, próbował przekonywać, stawiał Wronę w złym świetle. Brunetka zawsze niezmiennie wybierała Andrzeja. Na jego własnych oczach się pobrali, a dzisiaj dzielił z nimi radość oczekiwania na dziecko.
- Przepraszam - powiedział ze skruchą.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że odzyskałam przyjaciela - powiedziała spokojnie Inga i uśmiechnęła się do Conte.
- Wstyd mi za siebie. Tak długo zachowywałem się jak egoista, chcąc osiągnąć co najlepsze dla siebie. Zazdrościłem mu, że stoisz przy nim jak kamień.
- Siła miłości. Jestem z nim w zasadzie od dzieciaka. Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej. Czuje się ogromną szczęściarą, że to mogę mu dać tyle radości i uśmiechu. Wiem, że ty też znajdziesz lub też juz znalazłeś swoją drugą połowę. Trzymam za was kciuki - wyznała szczerze Wrona.
- Zobaczymy, ile ze mną wytrzyma - Conte uśmiechnął się w stronę partnerki, która znalazła się na parkiecie w towarzystwie Andrzeja.
- Dobrze, że poszedłeś po rozum do głowy przyjacielu. Nie miałam z kim rozmawiać o hiszpańskich filmach - powiedziała ze śmiechem.
- Powinienem ci podziękować, że się nie odwróciłaś ode mnie na dobre. W sensie, że możemy teraz rozmawiać normalnie. Pamiętam jak się poznaliśmy, mogliśmy przegadać kilka godzin non stop.
- Nie ma za co Facundo. Nie ma za co. Pamiętam te nasze rozmowy. Liczę, że teraz częściej będziemy mogli swobodnie porozmawiać. - Widząc jak kiwa twierdząco na jej słowa, odsunęła się od niego, bo piosenka się skończyła.
Chciała wrócić na swoje miejsce, gdy poczuła czyjeś palce na swoim nadgarstku. Odwróciła się i wpadła prosto w ramiona środkowego. Poczuła znajomy zapach jego perfum, doskonale wpasowała się do jego ciała i poczuła jak obejmuje ją ramionami. Spokój i bezpieczeństwo – poczuła je od razu, gdy tylko przylgnęła do niego. To było jej miejsce. U jego boku.
- Mówił ci ktoś, że wyglądasz bardzo seksownie w garniturze? - spytała z uśmiechem.
- Ty? Mniej więcej za każdym razem, gdy gdzieś wychodzimy - uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś szczęśliwy? - spytała znienacka i poczuła na sobie jego zdziwione spojrzenie.
- Najbardziej na świecie - odparł bez wahania. - Czemu pytasz?
- To pytanie bez podtekstów - zaznaczyła szybko. Naprawdę nie miała nic złego na myśli. - Chciałam tylko to usłyszeć. Wiesz, taka zachcianka ciężarnej kobiety - zaśmiała się.
- Podejrzewam, że będą gorsze, co? - przekomarzał się z nią.
- Mogą być również przyjemniejsze. Nie można niczego wykluczyć.
- Andrzej Wrona w walce z hormonami - wymruczał do jej ucha.
- Już sobie tak nie schlebiaj.
- Przykro mi skarbie, jestem najlepszy - poruszył brwiami.
- Dla mnie zawsze - pogładziła lewą ręką jego kark. - Czuję się zupełnie jak na początku naszej znajomości. Oszołomiona naszą miłością.
Ponieważ kochanie pokazałaś mi tak wiele rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziałem
Cokolwiek potrzebujesz, kochanie, masz to ode mnie [1]
- Pomyśl co to będzie przy drugim dziecku.
- Hola, hola! Jeszcze jednego nie urodziłam, a ty mi już wciskasz drugie?
- Tak tylko powiedziałem – mrugnął do niej.
Nagle mocniej zacisnęła dłoń nad przedramieniu Andrzeja, a cały świat jej zawirował przed oczami. Sądziła, że to chwilowe, ale nawet po kilkudziesięciu sekundach cały czas miała zawroty głowy. Lekarz mówił, że mogą się pojawić. Kilka razy już je miała, gdy wstawała czy zmieniała pozycję na kanapie czy krześle, ale gdy szła miała je pierwszy raz. Trochę się wystraszyła.
- Andrzej, możemy usiąść na chwilę?
- Jasne - szybko objął ją mocniej i zaprowadził na ich miejsca. - Coś cię boli? Wezwać lekarza albo karetkę?
- Zakręciło mi się w głowie. Na tym etapie to normalne. Muszę chwilę odpocząć.
- Może napijesz się wody albo soku? Nie zjadłabyś czegoś? - skakał nad nią. Martwił się. Do tej pory z wyjątkiem zmian nastrojów co chwila oraz zwiększonego zapotrzebowania na sen nie miała żadnych objawów ciąży. Nawet poranne mdłości jej nie dopadły. Nie chciał żeby cokolwiek stało się jej lub ich dziecku. Czuł się za nich odpowiedzialny.
- Sok to jest bardzo dobry pomysł.
- Już nalewam. Wszystko co najzdrowsze dla mojej Inguni i mojego dzieciaczka.
- Ogarnij się Andrzej, daj żyć dziewczynie - jęknął przechodzący obok Kłos.
- Dziękuję. - Na uwagę Karola lekko się zaśmiała. Jednak zatroskany wzrok Andrzeja nie dawał jej spokoju. Upiła spory łyk napoju. - Wiem, że się martwisz, ale musisz mi zaufać, że nie zignoruję żadnego objawu, który będzie wydawał się groźny dla mnie lub dla dziecka. Dlatego dla twojego spokoju na czas twojego wyjazdu do Spały ja przeniosę się do Warszawy do rodziców - próbowała go jakoś uspokoić.
Nie chciała by podczas zgrupowania zamartwiał się o to czy nic jej nie jest, czy nie zemdlała. Nie było jej w nos przeprowadzenie się na kilka długich miesięcy ponownie do mamy i taty, ale to było najlepsze rozwiązanie. Wszyscy dzięki temu mieli być szczęśliwi, a ona zyskać trochę towarzystwa, z którym mogłaby porozmawiać.
- Matko, nawet nie poruszyłem jeszcze tego tematu. Kocham cię i ci ufam. Wiem, że oboje chcemy dla niego dobrze - przykucnął przy jej krześle i oparł swoje dłonie na kolanach dziewczyny.
- Już ja wiem co ci chodzi po głowie. Nie pozwoliłbyś mi zostać samej na tak długi czas. Znam cię nie od wczoraj - powiedziała z uśmiechem i pogładziła jego policzek.
- Zanudziłabyś się sama. Lepiej mieć jakieś towarzystwo - przykrył jej dłoń swoją.
- O tym też pomyślałam. Na dodatek chcę żebyś na zgrupowaniu nie musiał się o nas martwić. Tylko mógł spokojnie trenować. – Nie chciała mu mówić, że wolałaby go mieć ciągle przy sobie w tym okresie, ale wiedziała jak ciężko pracował cały sezon na powołanie do kadry. Dlatego zdecydowała, że pojedzie do rodziców i w Warszawie na niego poczeka. I on miał być spokojny i ona, bo będzie miała kogo w razie potrzeby poprosić o pomoc.
Uśmiechnął się do żony i ucałował jej dłonie. Zauważył, że próbowała nie ziewnąć. Teraz gdy wiedział skąd ta jej wielka chęć na spanie czuł się spokojniejszy. Mimo wszystko jednak martwił się gdy czuła się źle. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby się stać cokolwiek ich dziecku.
- Chcesz wracać?
- To jest bardzo dobry pomysł – przytaknęła i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Pójdę po twój płaszcz i zadzwonię po taksówkę. Zaraz wracam – musnął jej policzek wargami.
Patrzyła za nim jak odchodził. Lubiła te chwile ich czułości, gdy mogli swobodnie chociaż się przytulić. W głowie kręciło się jej dalej. Marzyła tylko o tym by się położyć. Środkowy wrócił z jej okryciem i pomógł jej je założyć. Mocno trzymając ją za ramiona wyprowadził na chłodne powietrze. Taksówka już na nich czekała, więc usiedli z tyłu. Inga od razu ułożyła głowę na ramieniu Andrzeja i zamknęła oczy. Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Nie obudziło jej nawet zatrzymanie się przed blokiem i gdy Wrona szukał w kieszeni jej płaszcza kluczy od mieszkania. Następnie wysiadł z samochodu i wziął ją na ręce. Dopiero wchodzenie po schodach trochę ją oprzytomniło.
- Dziękuję – wymamrotała sennie. – Dalej kręci mi się w głowie.
- Twój prywatny superbohater czuwa, wszystko pod kontrolą - uśmiechnął się.
- Jestem szczęściarą - wymamrotała pod nosem. Chciała go zapewnić, że mógł ją obudzić gdy dojechali na miejsce, ale wiedziała, że i tak nie weszłaby sama po schodach a winda kolejny raz była zepsuta. Nie chciała go okłamywać co do swojego stanu, więc wolała mówić mu prawdę. Był taki czuły i opiekuńczy, a przez każdy jego gest przemawiała miłość.
- Nie większą niż ja, bo mam ciebie - delikatnie zdmuchnął jej włosy z twarzy.
- Przepraszam, że musieliśmy pójść tak wcześnie.
Kiedy człowiek się zakochuje, jego życie nieodwracalnie się zmienia, i choćby nie wiedzieć jakby się próbowało, to uczucie nie zniknie. [2]
- To był wspaniały wieczór i za nic mnie nie przepraszaj - zaprotestował.
- Cieszę się, że Conte sobie kogoś znalazł. Zasługuje na szczęście. To świetny facet i może gdybym nie miała ciebie to coś by z tego wyszło, ale dla mnie to ty jesteś najlepszym wyborem - wzięła klucze z rąk Andrzej i otworzyła zamki w drzwiach. - W końcu w domu - uśmiechnęła się, gdy środkowy przekroczył z nią próg.
- Moja urocza Inga. Jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała w życiu, na serio. Nie musimy się już obawiać o Conte, bo ma swoją ukochaną.
- Teraz już w spokoju możemy skupić się na przygotowaniu do bycia rodzicami.
- Myślałem, że to genetyczne, no wiesz, przychodzi samo
- Chodziło mi raczej o przywyknięcie do tej myśli, że pod koniec września będzie nas już troje. Ja jeszcze do tej pory czasami w to nie wierzę. - Środkowy położył Ingę na łóżku i usiadł obok niej. Ujął jej dłoń i delikatnie gładził kciukiem zewnętrzną jej stronę. - Dziękuję, mój prywatny superbohaterze - powiedziała z uśmiechem.
Chociaż zakochała się w nim nie z powodu jego mocnych ramion, na których miał ją nosić. Ani głosu, którym ją komplementował. Ani dłoni, które obejmowały w pasie jej drobną talię. Zakochała się w nim, bo był tak silny, że mógł ją obronić. Nawet przed nią samą. [3]
- Dla ciebie wszystko. Jeśli byłbym Tarzanem, to byłabyś moją Jane - patrzył na nią z czułością.
- Dziękuję, że mnie wspierasz w tym wszystkim. Mam nawet wyrzuty sumienia, że prosto po treningu wracasz do domu.
- Wiesz, starzeję się. To już nie te czasy, dziecinko, że biegało się z chłopakami na imprezy - udawał ton starszego człowieka.
- Andrzej - powiedziała ze śmiechem. - Mówię poważnie.
- Ja poważnie ci mówię, że nie mam ochoty na szaleństwa. Z przyjemnością spędzam czas z tobą, z wami. – To była prawda. Powrót do domu i wysłuchiwanie całej relacji Ingi z kolejnego jej dnia było czymś co nie mogło się równać z wypadem na piwo. Chciał uczestniczyć w oczekiwaniu na dziecko, wspierać ją, widzieć jak wszystko się zmienia.
- Mój mąż w przeciągu kilku miesięcy przeszedł metamorfozę, że go nie poznaję.
- Spokojnie, jak coś to zrobisz mi badanie krwi albo DNA - zaśmiał się. - Byłem aż taki okropny?
- Po prostu teraz czuję, że mogę rywalizować z siatkówką o ciebie. Wcześniej to ona ciebie częściej zabierała.
Nie kryła swoich myśli. Jeśli ich kryzys miał już nigdy się nie powtórzyć to nie mogła go okłamywać. Tyle lat czekała by stać się najważniejsza osobą w jego życiu, by sport nie był wszystkim dla niego. Przepłakała sporo nocy, ale wiedziała teraz, że cierpliwość się opłaca. Może i dla wielu była naiwna i głupia z powodu tego czekania na niego, ale nie umiała nawet pomyśleć, że ktoś inny mógłby teraz być koło niej i oczekiwać z nią na narodziny dziecka. Przez wiele lat była zazdrosna o sport, który wybrał, bo według niej chociaż nie wiedziała co by zrobiła to i tak zawsze czuła się gdzieś z boku.
Andrzej nie wierzył, że to usłyszał. Nie sądził, że może tak nawet myśleć. Była dla niego wszystkim. To dla uznania w jej oczach chciał grać jeszcze lepiej, to tylko po to by usłyszeć dobre słowo po meczu trenował. Owszem sukcesy, medale czy nagrody to też go mobilizowały, ale nic nie dawało mu takiego kopniaka do pracy jak ciepłe słowo z ust ukochanej.
- Nigdy nie powinnaś myśleć, że musisz z nią rywalizować. Skarbie, w końcu jeżdżę na treningi i mecze, myśląc o tobie, a nie wracam do domu i myślę o siatce.
- Tak to czułam, ale teraz jest tak jak być powinno.
Położył się obok niej i przytulił ją do siebie. Czuła się szczęśliwa. Już dawno to uczucie nie przepełniało jej całej. Dotyk jego dłoni na jej ciele działał na nią kojąco. Powieki zaczęły się robić coraz cięższe, aż w końcu zasnęła. Siatkarz okrył dziewczynę kołdrą i leżał obok niej dłuższą chwilę. Była piękna, a dla niego najpiękniejsza na świecie. Na dodatek w ciąży wydawało mu się, że promienieje szczęściem, które w niej jest. Uwielbiał na nią patrzeć, gdy śpi, gdy mógł w spokoju cieszyć się jej widokiem i bliskością. Odgarnął włosy z jej twarzy i musnął wargami jej czoło. Kobieta jego życia uśmiechnęła się delikatnie i mocniej wtuliła się w jego ramię, a on zrozumiał, że szybko nie zdejmie garnituru, w którym się położył obok niej. Nie chciał jej po prostu budzić…
_____________________
[1] Smokie – „Stumblin in”
[2] Nicolas Sparks
[3] Alina Krzywiec
_____________________
Sesja już za mną, więc czas na nowy rozdział. Postaram się być regularnie co tydzień w weekend. Całusy. 

6 komentarzy:

  1. Pierwsza :)
    Jakie to urocze ;)
    Andrzej tak się zmienił :D
    Ten Dzień Kobiet dla Ingi i dla innych partnerek siatkarzy musiał być wyjątkowy.
    Mam nadzieję, że tak już pozostanie i będą szczęśliwi oczekiwać dziecka :3
    I nie chciałabym, aby moje myśli o Facundo się spełniły. Coś mi się wydaje, że on jeszcze spróbuje namieszać, mam tylko nadzieję, że to moje przypuszczenia i nic więcej.
    Zapraszam na moje blogi
    Weny <3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, Andrzejku i ja Ciebie nie poznaję! Jakie to kochane, jakie to urocze, aż po prostu chcę się go za policzki wymiziać, naprawdę! Ale najważniejsze, że dba o Ingę jak o oczko w głowie. Z takim superherosem nic jej nie grozi! :D Andrzejek poradzi sobie z każdą przeciwnością! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak kiedyś mnie denerwował, tak teraz uwielbiam Andrzejka. Wszystko zaczęło się układać. Inga i Andrzej są już szczęśliwym małżeństwem i oczekują małej Wronki i co najważniejsze kochają się! Już nie mogę się doczekać aż będą cudowną rodzinką. Andrzej naprawdę dba o Ingę i ich dziecko i widać, że jest w stanie dla nich zrobić wszystko. Pozazdrościć takiego męża. ;)
    Nawet Facu się ogarnął, poznał jakąś fajną dziewczynę i co najważniejsze zrozumiał swoje błędy i przeprosił. :)
    Kocham to opowiadanie! Tak fajnie opisujesz ten ich związek i tą miłość, ze zawsze jak przeczytam rozdział to mam mega zaciesz na twarzy. :)
    Mam jeszcze pytanko co do nowego opowiadania o Wronce. Dawno tam nic nie było. Kiedy będzie nowy rozdział ? Stęskniłam się trochę za cwaniakowatym Andrzejem . :)
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebster Award
    http://cieplo-twych-ust.blogspot.com/p/liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominuję cię do Libster Award ;)
    Szczegóły znajdziesz tutaj :
    http://niewyleczona-milosc.blogspot.com/p/liebster-award.html
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominuję Cię do Liebster Blog Award :)
    Szczególiki tutaj: http://twojaimojadlon.blogspot.com/

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń